Graliśmy w Resident Evil 4 Remake. Tu nie będzie rewolucji
Remake Resident Evil 2 dla wielu graczy pozostaje wzorem tego, jak powinno się odnawiać leciwe produkcje. Czy Resident Evil 4 Remake mu dorówna? Śmiem wątpić… co nie oznacza, że nie będzie to świetna gra.
Gdy na początku 2019 roku Capcom zabrał nas raz jeszcze do Raccoon City, dowiódł, że jest w stanie zrealizować karkołomne zadanie. Z jednej strony otrzymaliśmy bowiem zupełnie nową grę, która nawet w oderwaniu od swojej chlubnej historii stanowiła rewelacyjny survival horror. Z drugiej – udało się ją utrzymać bardzo blisko oryginału z 1998 roku. Poza takimi oczywistościami jak zmiana przestarzałej oprawy graficznej opartej na dwuwymiarowych tłach i trójwymiarowych modelach postaci przede wszystkim uwspółcześniono gameplay. Twórcy uwolnili kamerę, która w pierwowzorze statycznie obserwowała nasze poczynania z ustalonych miejsc, i to właśnie w tym zabiegu upatrywałbym głównej przyczyny sukcesu remake’u Resident Evil 2.
Nowe sytuacje
Odnowiona wersja „czwórki” teoretycznie idzie podobną drogą i ma na celu zaprezentować nam dobrze znane wydarzenia w zaktualizowanym wydaniu. Różnica jest jednak taka, że Resident Evil 4 nie potrzebował aż takich zmian. Już oryginał, wydany pierwotnie w styczniu 2005 roku na GameCube’a, stanowił rewolucję dla całego gatunku survival horrorów. Choć od tamtego momentu minęło 18 lat, zdaje się, że nie doświadczyliśmy aż tak wielkich przemian, jak pomiędzy „trójką” a „czwórką”, kiedy to „odblokowano” kamerę, a także zrezygnowano z tzw. tank controls, czyli sterowania skupionego na uprzednim obracaniu postaci, a dopiero w dalszej kolejności wykonywaniu jej ruchu.
Wciąż mówimy jednak o najwyżej ocenianej odsłonie cyklu, a także jednym z najbardziej uwielbianych survival horrorów wszech czasów. Tytule na tyle istotnym, że jestem w stanie zrozumieć, czemu Capcom wybrał akurat „czwórkę”, a nie takie Code: Veronica, do odnowienia i przedstawienia jej we współczesnych szatach chociażby świeżakom, których seria przyciąga z każdym rokiem.
Panie prezydencie
To, co najbardziej utkwiło mi w pamięci z oryginalnej „czwórki”, to sam początek gry. Skąpany w charakterystycznej szaroburej palecie kolorów, która rzuca się w oczy już od intra. Udostępniony mi fragment rozgrywki remake’u obejmował właśnie ten pierwszy rozdział, więc mogłem od razu porównać go ze wspomnieniami. I teoretycznie wszystko jest na swoim miejscu: znów słyszymy Leona Kennedy’ego streszczającego poczynania korporacji Umbrella i oglądamy jego przyjazd do mrocznej hiszpańskiej wioski, w której ma odnaleźć Ashley, córkę prezydenta Grahama. Całość została jednak mocno skondensowana, pozbawiona zwietrzałego humoru i znacznie szybciej rzuca gracza w wir wydarzeń. Zamiast po prostu oglądać długie wprowadzenie, po krótkim filmiku przejmujemy kontrolę nad Leonem, a kolejne partie opowieści przeplatają się z rozgrywką.
Również sam mroczny klimat przeszedł znaczną przemianę – nie ma już szaroburego rodowodu szóstej generacji konsol. Odnowiony Resident Evil 4, podobnie jak remaki „dwójki” i „trójki”, a także „siódemka” oraz Village, zachwyca dbałością o detale i klimatycznym oświetleniem. Pamiętacie tę niepozorną chatkę, do której trafiamy na samym początku i spotykamy w niej pierwszych przeciwników? W oryginale były to dosłownie ze trzy niemal puste pomieszczenia z piętrem, za to w remake’u twórcy dodali ich znacznie więcej, uraczyli nas tam nieskomplikowaną zagadką (znajdź klucz i użyj go na drzwiach – łatwiej się nie dało), a także zadbali o makabryczne i krwawe detale, którym możemy się przyjrzeć z bliska, tak jak w ostatnich częściach serii. „Chatkowy” epizod oczywiście zwieńczono efektownym skokiem Leona z okna. Pewnych rzeczy nie wypada zmieniać.
Idziemy przez las
Droga przez las, która w oryginale kojarzyła mi się ze starymi grami z serii Blair Witch, tym razem przywiodła mi na myśl The Last of Us (choćby ze względu na porzuconego, porośniętego trawą pick-upa). W udostępnionym fragmencie nie było deszczu, który wzbudził tyle kontrowersji na pokazywanych gameplayach, więc wszystkie odczucia miałem jak najbardziej pozytywne. Trasa do wioski pozostała liniowa i nie obfitowała w niespodzianki: ot, zakrwawiony most i kilku przeciwników. Na tym etapie Capcom nie wprowadził jeszcze możliwości wybrania różnych dróg do celu (wiadomo o nich już z doniesień zagranicznej prasy) ani nie zaoferował graczom nowych zadań pobocznych, które mamy realizować dla sklepikarza. Jego samego też nie spotkałem, dlatego wciąż boję się, że kultowe wypowiedzi mężczyzny zostaną zmienione.
Wierne klasyce pozostało samo starcie w wiosce: teraz możemy kucnąć i jeszcze łatwiej obejść ją do pewnego momentu bezszelestnie, by zebrać jak najwięcej fantów i uzbrojenia. Jedno i drugie bardzo nam się przyda podczas spotkania z pierwszym bossem. To też idealny moment, by poczuć w pełni najwyraźniejszą zmianę w mechanice oryginału: tak, w końcu możemy biegać i celować jednocześnie. Dzięki temu, a także możliwości zmiany broni „w locie”, walka z Los Ganados stała się dynamiczniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Samo strzelanie zostało ujednolicone z systemami znanymi z poprzednich remake’ów i ostatnich części serii. W nieco przebudowanym ekwipunku możemy znaleźć nową stronę poświęconą craftingowi, ale niestety nie było okazji, bym przetestował choćby zapowiadane różne typy walizek z przedmiotami, które mają oferować rozmaite bonusy. Okrzyki Los Ganados i dźwięki piły mechanicznej nigdy nie brzmiały lepiej, więc oprócz strzelby warto uzbroić się w słuchawki 3D.
Obraz we mgle
Ograny przeze mnie fragment remake’u Resident Evil 4 potwierdza, że twórcy solidnie wykonali swoją robotę: odświeżona wersja jest wierna oryginałowi, ale też dociąga pewne detale do współczesnych standardów. Z pewnością będzie to gra o wiele przystępniejsza dla nowych fanów marki niż pierwowzór. Pozostali mogą sobie zadawać pytanie, czy aby na pewno takiego remake’u potrzebują. Niestety sam prolog to trochę za mało, bym mógł udzielić im satysfakcjonującej odpowiedzi.
Udostępniane przez Capcom materiały pobudziły mój apetyt: nie obiecuję sobie nie wiadomo czego po dodanych side questach, ale mam nadzieję, że przynajmniej okażą się ciekawym urozmaiceniem znanej rozgrywki. Do tego rezygnacja z frustrujących sekwencji QTE i przeprojektowana współpraca z Ashley brzmią jak przemyślane szlify niemalże nieskazitelnej powierzchni Resident Evil 4. No i miejmy nadzieję, że twórcy jeszcze coś zrobią z tym deszczem.
W Resident Evil 4 Remake graliśmy na PlayStation 5.
Cieszy
- przemyślane zmiany w prezentacji fabuły
- dynamiczniejsza i uwspółcześniona rozgrywka
- obietnica zupełnie nowych elementów
Niepokoi
- zadania poboczne mogą okazać się stratą czasu
- nowy sklepikarz może nie dorównać oryginalnemu
Czytaj dalej
Czarna owca rodu Belmontów, szatniarz w Lakeview Hotel, włóczęga z Shady Sands, dawny szef ochrony Sarif Industries, wielokrotny zabójca Crawmeraksa, tropiciel ze starego Yharnam, legenda Night City.