5
27.12.2024, 14:11Lektura na 13 minut

Najlepsze filmy 2024 roku. Moje TOP 10

Kolejny wielki rok dla kinematografii. 2024 obdarzył nas dobrem multigatunkowym, formalnie różnorodnym, narracyjnie wartościowym. Wybranie tylko 10 najlepszych filmów stanowiło nie lada wyzwanie.


Karol Laska

Kino zarówno gatunkowe, jak i autorskie mają się naprawdę świetnie. Reżyserzy z europejskiej sceny artystycznej otrzymają pieniądze na realizację hollywoodzkich spektakli, w sezonie nagród sukcesy potrafią święcić projekty nieszablonowe, a festiwalowe hity cieszą się coraz szerszą dystrybucją nie tylko w kinach studyjnych, ale i multipleksach. X muza jest w świetnej formie, a oto 10 jej najlepszych – w mojej opinii – ucieleśnień w 2024 roku!


10. „Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata”

komediodramat, Rumunia, reż. Radu Jude | polska premiera kinowa: 27 września 2024 | gdzie obejrzeć: Max, E-Kino Pod Baranami i MOJEeKINO

Radu Jude zasłynął w swojej karierze reżyserskiej z dwóch rzeczy – z długich tytułów (które i tak jakimś cudem łatwo się zapamiętuje) swoich przydługich filmów i ostrych jak brzytwa satyr na współczesną rzeczywistość. Tak więc oto po „Nie obchodzi mnie, czy przejdziemy do historii jako barbarzyńcy” i „Niefortunnym numerku lub szalonym porno” przyszła pora na „Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata”. Tym razem rumuński artysta opowiada o klasizmie i ekonomicznych nierównościach w erze TikToka. Zamiast kilkusekundowej rolki otrzymujemy jednak niemal trzygodzinny eksperymentalnie nakręcony dramat.

O dziwo, fabuła wydaje się posuwać linearnym, spójnym ciągiem. Główna bohaterka, Angela, jeździ po Bukareszcie w poszukiwaniu ludzi z niepełnosprawnościami, którzy mogliby wystąpić w specjalnym spocie zachęcającym do noszenia kasków w trakcie pracy na budowie. W wolnych chwilach z kolei wciela się w swoją internetową personę, będącą androgyniczną interpretacją Andrew Tate’a i dzielącą się swoimi fikcyjnymi, erotycznymi doświadczeniami o zabarwieniu seksistowskim.

Całość nakręcono ponadto w czerni i bieli, a jedyne kolorowe fragmenty filmu to te bezpośrednio „skradzione” z rumuńskiej klasyki lat 80. pt. „Angela idzie dalej” – zostały tu dodane najpewniej w celu porównania XXI-wiecznego portretu mieszkanki Europy Południowo-Wschodniej z tym sprzed paru dekad. Brzmi jak coś totalnie hermetycznego i niestrawnego? Cóż, no to może przekona was odważna insynuacja, że Jude to taki nowofalowy i nowoczesny Bareja, który celnie, choć kontrowersyjnie opowiada o wszystkich przypadłościach późnego kapitalizmu. Wkurzy was albo rozbawi, może nawet wyłączycie film w połowie. Ale na pewno nie pozostaniecie obojętni wobec treści.


9. „Strefa interesów”

dramat historyczny, USA / Wielka Brytania / Polska, reż. Jonathan Glazer | polska premiera kinowa: 8 marca 2024 | gdzie obejrzeć: Max, TVP VOD, Nowe Horyzonty VOD, E-Kino Pod Baranami, MOJEeKINO, Player, Canal+, Rakuten TV, TV Smart, PLAY NOW

Ileż filmów o wojnie może co roku zapełniać podsumowujące zestawienia, skoro – chciałoby się rzec – już wszystko w nich widzieliśmy i raczej niczego nowego się z nich dowiemy? Poznaliśmy różnorakie opowieści oparte na faktach i mówiące nam, czy to o jałowości działań na froncie, czy to o bezsilności ludności cywilnej… Mimo to świat pogrążony jest w międzynarodowych konfliktach zbrojnych, a pewne uniwersalne prawdy dalej trzeba wstukiwać ludziom do głowy. A „Strefa interesów” czyni to w sposób tak nieprzyjemny i subtelny zarazem, że aż trudno mi znaleźć w pamięci drugi równie wymowny dramat historyczny, który jednocześnie stroniłby od przelewu krwi i masowego mordu na ekranie.

Film Jonathana Glazera przypomina nam o tym, że zło – w stanie czystym – po prostu istnieje i wcale nie musi brać się z traumy, żalu czy bólu. Czasem bestialskie czyny to kwestia pragmatycznego, wykalkulowanego wyboru. Obserwujemy „sielskie” życie komendanta Auschwitz-Birkenau, Rudolfa Hössa, i jego rodziny, którzy cieszą się beztroską codziennością w gospodarstwie domowym położonym bezpośrednio przy obozie śmierci. Dzieci bawią się w berka, kobiety wachlują się w ogrodzie, oficerowie popijają polską wódkę, a z kominów unosi się dym. Nie mówię tu jednak o efekcie palenia w piecyku nazistowskiego pana domu… Seans tylko dla ludzi o mocnych nerwach.


8. „La chimera”

dramat łotrzykowski, Włochy, reż. Alice Rohrwacher | polska premiera kinowa: 19 stycznia 2024 | gdzie obejrzeć: Nowe Horyzonty VOD, E-Kino Pod Baranami, MOJEeKINO, Player, Canal+

Jeśli w najciekawszym włoskim filmie roku główną rolę gra Brytyjczyk, a ty dowiedziałeś się o tym dopiero, czytając po seansie listę z obsadą, to wiedz, że coś się dzieje. No bo zadziała się „La chimera”, czyli film, który niewdzięcznie się opisuje, gdyż w trakcie oglądania to przede wszystkim karmiące zmysły i kinofilskie słabości dzieło. Mowa o czymś bardziej empirycznym niż eksplicytnym.

Na papierze to opowieść o wspomnianym Angliku, Arthurze, który odnalazł swoje miejsce na Ziemi w Toskanii, gdzie z grupą lokalnych rzezimieszków i hochsztaplerów zajmuje się poszukiwaniem zaginionych artefaktów. Protagonista okazje się takim bezdomnym Indianą Jonesem z supermocami, posiada bowiem zdolności niezrozumiałe dla zwykłych zjadaczy chleba – jest chodzącym wykrywaczem metalu i dóbr kulturowych. A swoje boskie talenty wykorzystuje w konkretnym, jakże poczciwym celu, czyli kradzieży.

Oczywiście mowa o bohaterze skrytym, tajemniczym i straumatyzowanym, którego poznajemy bliżej bardzo powoli – przez większość czasu to osobowość raczej antypatyczna. To też jednak narzędzie w rękach reżyserki do zabawy formą. Bywa, że oglądamy transcendentalne ujęcia rodem z filmów Tarkowskiego, by potem obserwować wydarzenia w przyspieszonym tempie i bez dźwięku na wzór slapstickowych komedii niemych z Busterem Keatonem. Dusznemu, halucynogennemu nastrojowi (włoska poezja śpiewana przeplata się tu z niemieckim techno) sprzyja niecodzienny wybór korzystania z dwóch rodzajów taśmy zależnie od kręconej sceny – raz to 35 mm, innym razem 16 mm. Istna piaskownica dla filmoznawcy, ale i równie interesujące tereny do zbadania dla chłonnego eksperymentów widza.


7. „Gdy rodzi się zło”

horror, Argentyna, reż. Demián Rugna | polska premiera kinowa: 21 marca 2024 | gdzie obejrzeć: Prime Video, Player, Canal+, TV Smart, PLAY NOW, Cinemax

Polskie rodziny zakrzyknęły przed chwilą, że Bóg się rodzi, ale Demián Rugna ma mniej wyidealizowaną wizję rzeczywistości. W najbardziej przerażającym horrorze roku (co ciekawe, nakręconym w przeważająco katolickiej Argentynie) propaguje treści nihilistyczne, defetystyczne i satanistyczne. Tam, gdzie diabeł patrzy, pojawia się samobójstwo, opętanie, przemoc wobec dzieci, rozczłonkowywanie i kanibalizm. Siekiery szukają głów, a psy przestają być najlepszym przyjacielem człowieka. „Gdy rodzi się zło” to zwiastun końca: nadziei, złudzeń i świata. Jeśli mieliście okazję oglądać pierwszy sezon „Detektywa” albo czytać opowiadania Thomasa Ligottiego, możecie mniej więcej spodziewać się skali moralnego zepsucia tegoż filmu grozy. GORE gwiazda Jezusowi.

Przed tą kinową torturą powinno się wyraźnie ostrzegać, nawet jeśli czerpiecie spore pokłady rozrywki z dzieł stawiających na straszenie, szokowanie i szczucie widza. To też jednak nie rzeź dla rzezi (bo nie powiem… sztuka dla sztuki). W tej męczarni tkwi sens – próba zgłębienia istoty zła, zwłaszcza tego o niezrozumiałym źródle. Rugna zagląda do naszej podświadomości i drapie pazurami pod korą mózgową, ale mimo wszystko wywołuje refleksję nad rolą człowieka w chaosie zwanym światem. Oglądacie na własną odpowiedzialność, dlatego też zadbajcie o odpowiednią higienę psychiczną i skuteczne metody odstresowujące.


6. „Pamięć”

romans, USA, reż. Michel Franco | polska premiera kinowa: 22 marca 2024 | gdzie obejrzeć: MOJEeKINO, Player, Canal+, TV Smart, PLAY NOW, Cinemax, Polsat Box Go

Wielu z nas bardziej od samej śmierci boi się utraty świadomości. Z niepokojem patrzymy na naszych dziadków cierpiących na otępienie, a perspektywę utknięcia w spirali błędnych dat, doznań i wydarzeń uznajemy za dogłębnie dołującą. „Pamięć”, jak sam tytuł wskazuje, jest filmowym esejem o zakamarkach ludzkiego umysłu odpowiedzialnych za przywoływanie konkretnych wspomnień. Owa rozprawka przy okazji staje się jednak brawurowym na skalę gatunku romansem o dwojgu ludzi doświadczonych boleśnie przez życie. Doświadczonych może i inaczej, ale rozumiejących się jak bratnie dusze.

On, Saul (w tej roli wybitny Peter Sarsgaard), to samotny ojciec w wieku średnim walczący z postępującą demencją. Ona, Sylvia (w tej roli fenomenalna Jessica Chastain), wychowuje – odseparowana od społecznych interakcji – córkę, zmagając się z rodzinną traumą, trawiącą jej wnętrzności od wielu lat. On chciałby pielęgnować w sobie uczucie do drugiej osoby – choćby podświadomie. Ona z kolei pragnie zapomnieć i rozpocząć nowy rozdział, najlepiej z kimś, kto po prostu będzie. Bezwarunkowo.

Michel Franco ryzykuje naprawdę sporo. Porusza temat tabu, a więc wątek związku uczuciowego osoby, która nie jest w stanie bez pamiętnika czy kartek poprzyklejanych na lodówce rozpoznać swojej drugiej połówki albo zrozumieć, w jakim miejscu się znajduje. Nie tylko jednak wychodzi z owego melodramatu obronną ręką. On nim doszczętnie porusza i wzrusza. Na żadnym filmie w tym roku nie płakałem tak rzewnie jak na „Pamięci”.


5. „Przesilenie zimowe”

komediodramat, USA, reż. Alexander Payne | polska premiera kinowa: 26 stycznia 2024 | gdzie obejrzeć: Prime Video, SkyShowtime, Apple TV, Canal+, Rakuten TV

Za mało dziś powstaje pełnoprawnych filmów świątecznych, które nie rażą hollywoodzką łopatologią czy telenowelowym zacięciem. „Przesilenie zimowe” może i należy do dzieł dość prostych, a nawet klasycznych formalnie, a i z obyczajowością czy kliszowością jest mu po drodze, ale jako całość wypada tak bezpretensjonalnie, autentycznie i przyjaźnie, że nawet „Kevin sam w domu” i „Szklana pułapka” mogą zostać przez obraz Alexandra Payne’a wyparte przy wigilijnym stole.

Przeczytaj naszą recenzję „Przesilenia zimowego”

Z historii o surowym nauczycielu z oczopląsem, buntowniczym uczniu z mommy issues oraz przyjaznej kucharce z traumą muszących spędzić wspólnie święta za szkolnymi murami rodzi się komediodramat o tym, jak pozornie różni ludzie mogą nawiązać nić porozumienia i wspólnie zaakceptować siebie takimi, jacy są. Dodajcie do tego bożonarodzeniową ikonografię, puchowe kurtki, grubą warstwę śniegu i ziarnisty filtr kamery, a wręcz przeniesiecie się w czasie do zimowych lat 70. na obrzeżach Massachusetts. Takie amerykańskie sny przyjmuję z uśmiechem na ustach.


4. „Biedne istoty”

czarna komedia / science fiction, USA, reż. Yórgos Lánthimos | polska premiera kinowa: 19 stycznia 2024 | gdzie obejrzeć: Disney+, Prime Video, Apple TV, Player, Canal+, Rakuten TV, PLAY NOW

Dziwne. Filmy Yórgosa Lánthimosa są najzwyczajniej w świecie dziwne. W „Lobsterze” opowiadał o potrzebie poszukiwania miłości pod groźbą metamorfozy w zwierzę. W „Faworycie” z kina kostiumowego uczynił wręcz tarantinowską farsę. A rodzinne perypetie postaci z jego wczesnego, greckiego etapu kariery pamiętają tylko ci najbardziej dociekliwi widzowie… „Biedne istoty” wpisują się w ten artystyczny pejzaż dwojako – to być może i najdziwniejsze dzieło w dorobku wspomnianego reżysera, ale i zarazem najprzystępniejsze. A przy okazji trudno postrzegać je inaczej jak wysokobudżetowy hollywoodzki spektakl.

Przeczytaj naszą recenzję „Biednych istot”

Mowa o adaptacji książki o tym samym tytule, służącej po części jako feministyczno-emancypacyjna interpretacja opowieści o potworze Frankensteina. Tutaj jednak człekokształtnym dziełem szalonego naukowca staje się kobieta – Bella Baxter (brawurowa Emma Stone). Z aparycji i fizjonomii dorosła, niemniej umysłowo bliżej jej do noworodka. Rozwój intelektualny przychodzi z czasem – wraz z poznawaniem ludzi, miejsc i historii. Z kolei od samego początku wykazuje wysoką aktywność seksualną, wdając się w groteskowy romans z elitarystycznym dandysem (prześmieszny Mark Ruffalo).

Lánthimos serwuje więc nam nasiąkniętą czarnym humorem baśń dla dorosłych, będącą jednocześnie przyspieszonym kursem z przysposobienia do życia w rodzinie i społeczeństwie. W oczy rzuca się teatralizacja świata przedstawionego. Aktorstwo jest tu przepełnione gestami i wyrazistymi, nieco przeciągniętymi emocjami, z kolei scenografia – mimo sztuczności i papierowości przypominającej „Czarnoksiężnika z krainy Oz” z końcówki lat 30. XX wieku – uwiarygadnia prezentowane po drodze miejsca akcji. „Biedne istoty” to komentarz społeczny na bogato. Po barokowemu i z przepychem.


3. „Bulion i inne namiętności”

romans kulinarny, Francja. reż. Anh Hung Tran | polska premiera kinowa: 30 sierpnia 2024 | gdzie obejrzeć: TVP VOD, Nowe Horyzonty VOD, E-Kino Pod Baranami, MOJEeKINO, Canal+, Rakuten TV

Kino makłowiczowskie? Gastropornografia? Fine dining na taśmie filmowej? „Bulion i inne namiętności” odsłania przed widzem wszystkie zapachy i smaki potraw, zakątki kuchni oraz etykę pracy związaną ze wspólną realizacją nawet najwymyślniejszego przepisu. Juliette Binoche i Benoît Magimel przygotowują najsmakowitsze wywary z kości wieprzowych oraz szeregu świeżo wyrośniętych w ogrodzie warzyw. Pieką najdelikatniejsze kremowe desery o wysokiej zawartości cukru i miłości. Sprawiają, że kubki smakowe francuskiej klasy wyższej eksplodują z rozkoszy. A kamera cały ten proces rzemieślniczo-artystyczny uchwyciła tak, że aż chce się tuż po seansie postawić przynajmniej na kraftowego burgera zamiast kanapki z McDonalda.

Niemniej dzieło Anh Hunga Trana nie jest jedynie laurką dla wszystkich kucharzy i smakoszy tego świata. Poetyka gotowania służy tutaj również ilustracji pasji – zarówno zawodowej, jak i miłosnej. Poruszanie się od stolika do kuchenki, żywiołowe krojenie marchewki, degustacja rosołowej esencji, porozumiewawcza wymiana spojrzeń nad dopiero co zaserwowanym daniem – wokół jedzenia nieustannie odbywa się tu dialog. I choć najczęściej pozbawiony słów, to bogaty w wyraziste gesty i wylewające się litrami z rondla emocje. Strzelcie sobie przynajmniej croissanta czekoladowego przed seansem, inaczej biada wam, biada.


2. „Perfect Days”

dramat, Japonia, reż. Wim Wenders | polska premiera kinowa: 12 kwietnia 2024 | gdzie obejrzeć: TVP VOD, Nowe Horyzonty VOD, E-Kino Pod Baranami, MOJEeKINO, Canal+, Rakuten TV, Player, PLAY NOW

„Perfect Days”, czyli jak z reklamy tokijskich toalet publicznych uczynić jeden z najlepszych filmów roku… Nie żartuję, mowa bowiem o projekcie początkowo zaplanowanym jako promocja i ekspozycja kilkunastu „cudów” sztuki urbanistycznej w sercu Shibuyi. Geometryczna fikuśność, kolorystyczna różnorodność, modernistyczny sznyt, performatywny charakter – umówmy się, że nie tego spodziewamy się po kiblu w środku miasta. Ową wyjątkowość designerską japońskich architektów uczcił więc Wim Wenders, ikona niemieckiego kina artystycznego. Nakręcił film o podstarzałym sprzątaczu takowych ubikacji, będący jednocześnie donośną pochwałą najdrobniejszych uroków codzienności. Ech, to nie ja wymyślam takie historie, nie patrzcie tak na mnie…

Główny bohater, Hirayama, nie ogranicza jednak swojego żywota do czynności sanitarnych. Cieszy się każdym haustem świeżego powietrza, piosenką wysłuchaną w radiu, kanapką zjedzoną podczas przerwy śniadaniowej czy promieniem słońca rozświetlającym pobliski park. Jako widz towarzyszymy mu w ciszy, spokoju i pozytywnie rozumianej nudzie. Kojarzycie „Patersona” w reżyserii Jima Jarmuscha? To bardzo podobny tonalnie dramat, po prostu nieco odmienny kulturowo. W każdym razie, jeśli czujecie się często przytłoczeni i przebodźcowani, dzień z „Perfect Days” będzie najpewniej perfekcyjnym wyborem.


1. „Substancja”

horror, USA, reż. Coralie Fargeat | polska premiera kinowa: 20 września 2024 | gdzie obejrzeć: dostępny wciąż w kinach

Ze wszystkich filmów w rankingu to właśnie „Substancja” ma największy potencjał na stanie się w przyszłości dziełem kanonicznym i kultowym. Po pierwsze wyciąga na wierzch istotny problem naszych czasów, jakim jest podążanie za wiecznym pięknem – przekleństwo samouwielbienia przeplatanego samokrytyką. Po drugie aktualny przekaz osadza w nietypowej konwencji łączącej biologiczno-chemiczne science fiction z bardzo fizycznym body horrorem, przy którym odruchy wymiotne mieliby nawet David Cronenberg z Johnem Carpenterem. Po trzecie spektakularność realizacyjna czyni z dreszczowca Coralie Fargeat kino nieustannie pulsujące i trzymające na skraju fotela – operowanie dyskomfortowymi zbliżeniami na wrażliwe części ciała, igrająca z widzem, popartowa scenografia czy hipnotyzująca ścieżka dźwiękowa to tylko część asów w rękawie.

Przeczytaj naszą recenzję „Substancji”

Najbardziej uderzająca w tej opowieści o kobiecie uwięzionej w dwóch wypierających się wzajemnie ciałach okazuje się jednak rola Demi Moore. Wydawało się, że już zamierzchłej hollywoodzkiej gwiazdy, ale ta swoją pełną turbulencji i zwrotów akcji karierę wykorzystuje jako narzędzie do stworzenia autentycznej, wysoce ekspresyjnej kreacji. Oto bowiem popularna z telewizji instruktorka tańca i promotorka zdrowego trybu życia zostaje odstawiona na boczny tor i próbuje zrozumieć dlaczego. Wnioski – o zgrozo – wyciąga katastrofalne, bo doprowadza do dantejskich scen rodem z gore’owej adaptacji „Shreka” czy „Człowieka słonia”. Kino gatunkowe, ekstremistyczne, niemożliwe do wymazania z pamięci – ludzie płakali z przebodźcowania na sali kinowej.


Redaktor
Karol Laska

Zacząłem od Disco Elysium, skończyłem w dziennikarstwie growym. Dziś zajmuję się publicystyką w CD-Action, wcześniej pracowałem w podobnym obszarze na łamach GRYOnline.pl. Sławię wszystko, co niezależne, ale bez „The Last of Us” i „Johna Wicka 4” życie straciłoby smak.

Profil
Wpisów28

Obserwujących4

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze