Death Stranding będzie nie tyle grą, co „manifestem”
Tak przynajmniej twierdzi zaangażowany w produkcję Troy Baker.
Z pewnością błędem nie byłoby stwierdzenie, że mało kto spodziewa się po nowej produkcji Hideo Kojimy zwykłej gry. Jasne, być może osób oczekujących tytułu przełomowego niekoniecznie jest więcej niż tych, którzy wierzą, że Death Stranding odniesie spektakularną porażkę, ale o normalność nikt go chyba nie posądza. Jesienny exclusive Sony podzieli graczy, co do tego nikt nie ma żadnych wątpliwości.
Gwarancją tego jest sam Kojima, którego podejścia do tworzenia doskonale obrazuje delikatna dezaprobata, jaką darzy tryby battle royale. W opozycji do wielu innych developerów ten nieszablonowy twórca w swojej nowej grze pozwala sobie na, jak to nazywają niektórzy, przeróżne „dziwnostki”, mając jak nigdy wcześniej wolną rękę przy procesie twórczym – co doskonale widać na chociażby ostatnim zwiastunie. Z tego powodu zresztą niejeden gracz oskarża go już nawet nie o pretensjonalność, co o czystej wody grafomaństwo. Troy Baker wcielający się w jedną z postaci w Death Stranding postanowił w wywiadzie dla Push Square wziąć w obronę Kojimę i wyrazić poparcie dla jego stylu pracy:
To [tj. gra – red.] będzie manifest. Jeżeli wiecie cokolwiek o Kojimie, to jesteście świadomi, że on nie robi „gier”. Jest niesamowitym twórcą światów. Stara się popchnąć całe medium do przodu, a nie próbuje tylko robić kopie. Tę grę sprzedawać będzie nazwisko i nie będzie to nazwisko ani Normana Reedusa, ani Madsa Mikkelsena, ani, i jestem tego pewny jak jasna cholera, nie Troya Bakera. Nazwiskiem, które sprzeda tę grę będzie Kojima.
No dobra, czy ktokolwiek jest tak naprawdę zaskoczony? I czy ktolwiek wie, co to w sumie znaczy? Cóż, miejmy nadzieję, że 8 listopada wszyscy poznamy odpowiedź na te pytania.
Czytaj dalej
Czytelnik CD-Action od prawie 25 lat, redaktor od 2018. Kocham Soulsy i zrobię wszystko, by inni też je pokochali. Szef działów zapowiedzi i recenzji.