Valorant: Riot wprowadza zmiany do kontrowersyjnego anti-cheata
Wciąż będzie kontrowersyjny, ale przy tym mniej irytujący.
Próbę zdobycia przez twórców LoL-a innych rynków możemy uznać za – przynajmniej w tym momencie – całkiem udaną. Dokładnych liczb co prawda nie znamy (oprócz tych z Twitcha), ale w grze chętnych do zabawy nie brakuje, a każde kolejne doniesienia o niej wywołują niemałe zainteresowanie.
Głośno o Valorancie zrobiło się jednak również z innego powodu: kontrowersyjnego anti-cheatu, Vanguarda, który uruchamia się wraz ze startem systemu i operuje na poziomie jego jądra. Chociaż to drugie nie jest niczym nowym, fakt, że jedyną możliwością wyłączenia zabezpieczenia jest odinstalowanie gry (lub włączenie trybu awaryjnego), „odrobinkę” irytował fanów. Po fali krytyki Riot postanowił w końcu wprowadzić pewne zmiany.
Od teraz działający Vanguard zobaczymy na pasku zadań – jeżeli zechcemy go wyłączyć, wystarczą dwa kliknięcia myszki, podobnie jak z innymi programami. Powinno to rozwiązać wszelkie problemy z ewentualną wydajnością czy konfliktami z innymi aplikacjami. Jednocześnie jednak studio nie wycofuje się z głównej idei Vanguarda: po wyłączeniu zabezpieczenia nie będziemy w stanie zagrać w Valoranta aż do ponownego uruchomienia systemu. Sam anti-cheat wciąż można też łatwo odinstalować (acz nie muszę chyba tłumaczyć, że na serwery się wtedy nie dostaniecie).