Cyberpunk 2077: Szaleństwo na giełdzie przed premierą, ponad milion widzów na Twitchu

O tym, że gracze czekają z niecierpliwością na nową produkcję Redów, mówić chyba nie muszę – widzicie, co się dzieje teraz w sieci, a zapewne i niektórzy z was przebierają niecierpliwie nogami na myśl o nocnym spacerze do Paczkomatu. Premiera Cyberpunka jest jednak równie ważna dla osób niekoniecznie interesujących się samymi grami – w końcu CD Projekt jest jedną z największych gwiazd warszawskiej giełdy, a debiut ich kolejnego produktu był wyczekiwany przez akcjonariuszy od miesięcy.

Przedpremierowa gorączka zaczęła się już na początku zeszłego tygodnia, kiedy akcje na otwarciu sesji zdrożały o prawie 30 zł i zyskiwały na wartości prawie nieprzerwanie przez następne dni. W miniony poniedziałek osiągnęły swoje historyczne maksimum: 464,8 zł, co przekładało się na 46,78 miliarda zł wartości całej spółki. W tydzień CD Projekt podrożał więc o ponad 10 miliardów złotych. Część inwestorów przeżyła chwilę grozy, gdy przedpołudniem doszło do tzw. flash crashu – w ciągu kilku minut kurs spadł o ponad 50 zł, by chwilę później błyskawicznie się odbić. Sesję zamknięto z ceną 425,10 zł za akcję – na godzinę przed publikacją recenzji.

Te, choć przecież świetne, sprawiły, że na wtorkowym otwarciu kurs spadł do 388 zł – spora część inwestorów doszła bowiem widocznie do wniosku, iż to najlepszy moment na sprzedaż akcji. Później sytuacja odrobinę się uspokoiła, choć wciąż cena potrafiła wzrosnąć dziś w ciągu kilku godzin o 25 zł, by później znowu polecieć w dół. W tym momencie wynosi 395,80 zł, co przekłada się na kapitalizację w wysokości 39,84 miliardów zł.

Co zmieni na giełdzie nocna premiera Cyberpunk 2077? Trudno po prostu powiedzieć – do rana nie będziemy przecież dysponować danymi sprzedażowymi, choć zainteresowanie można zmierzyć np. liczbą grających na Steamie osób. Widać ją także gdzie indziej – w momencie pisania tych słów streamy z Cyberpunka na Twitchu ogląda ponad milion osób, co chyba nieźle podsumowuje skalę oczekiwania.

Warto zresztą zacytować tu wpis Michała Sadowskiego z Brand24: