Asasyn powróci do cieni… ale najpewniej połowicznie [FELIETON]

Asasyn powróci do cieni… ale najpewniej połowicznie [FELIETON]
Za kilka dni doczekamy się oficjalnej zapowiedzi najnowszej odsłony flagowej serii Ubisoftu. Otóż saga, moi mili państwo, powróci podobno tam, gdzie jej miejsce – w cienie. Wszelkie szczegóły poznamy lada chwila, ale skoro mamy przecieki, nie zaszkodzi przecież troszkę pospekulować(*), a przy okazji pozrzędzić na czym świat stoi.

Assassin’s Creed Mirage zabierze nas na Bliski Wschód i pozwoli wcielić się w Basima, jedną z ważniejszych postaci z Valhalli. Mimo owego rodowodu jego wyprawa ma się znacząco różnić od tego, co przeżył(a) Eivor. Ale…

(*) W najgorszym razie będziecie mieli się z czego pośmiać, jeśli w sobotę wieczorem wyjdę na głupka.

Na rewolucję trochę pewnie poczekamy    


Zacznijmy może od tego, iż moje podejrzliwe serduszko nie bardzo wierzy, że nadchodząca część wywróci dotychczasowy stan rzeczy do góry nogami i zmieni w pełnoprawną skradankę coś, co ostatnimi laty okazywało się w zasadzie uproszczonymi erpegami akcji. Z uwagi na fakt, że początkowo Mirage miał być po prostu czwartym DLC do „wikingów”, spodziewałbym się raczej pomostu pomiędzy obecnie obowiązującym standardem a kierunkiem, jaki seria może obrać w przyszłości. Innymi słowy kilka kluczowych elementów „trylogii Origins” pójdzie do piachu, ale nie liczyłbym na zupełnie nowe oblicze.

Assassin's Creed Mirage

Wedle nieoficjalnych doniesień gra porzuci opcje dialogowe i – przede wszystkim – rozwój bohatera. Jeśli zaglądacie tu w miarę często, możecie kojarzyć, że lubię erpegi. Pokażcie mi tabelkę z cyferkami, powiedzcie, że to karta rozwoju postaci, a będę się szczerzył od ucha do ucha, jakby mi nowego Pathfindera dali. Nawet ja widzę jednak, że to, co wyrabia się w branży w ostatnich latach, to gruba przesada. Nie każda gra potrzebuje drzewka talentów, a już z całą pewnością nie ta.

Precz z cyferkami!

Trzy ostatnie odsłony cyklu były ciekawym eksperymentem potrzebnym, by dać ludziom wytchnienie od nieco skostniałej już formuły „klasycznych” Asasynów. Sam się przy nich świetnie bawiłem, ale „erpegowość” w dużej mierze pozbawiła serię jej kluczowego elementu – skradania się. Co to za asasyn, który nie może zamordować przeciwnika ukrytym ostrzem, bo ma za niski poziom albo nie zainwestował w odpowiedni talent? Owszem, istniała możliwość obejścia owego ograniczenia po zaznaczeniu specjalnej opcji, ale cóż z tego, skoro same misje zostały przygotowywane tak, by w pewnym momencie wymusić otwarty konflikt.

Było to widoczne zwłaszcza w Valhalli, gdzie mimo krwawiącego serca przestałem sobie w pewnym momencie zawracać głowę przemykaniem się w cieniu, bo skórka nie była warta wyprawki. Po co się męczyć, jeśli mogę zainwestować w machanie wielkim toporzyskiem, okuć się w ciężki pancerz i przejechać przez przeciwników niczym taran? Ba, skoro mam pewność, że prędzej czy później tak się to właśnie skończy, inne rozwiązania wydają się nielogiczne. Czy walczyło się dobrze? Nie przeczę, ale gdzie w tym krycie się w tłumie i wszystko inne, co zadecydowało o popularności „jedynki”?

Assassin's Creed Valhalla

Rozwój bohatera miał jeszcze jedną ponurą konsekwencję. Czymś trzeba było to gigantyczne drzewko talentów wypełnić, a i gazylion przedmiotów powinien się jakoś od siebie różnić. Ktoś doszedł niestety do wniosku, że najłatwiej wyrzucić do kosza względny realizm i bez zmiłowania skręcić w stronę magii. Na pewno widzieliście te memy wytykające twórcom AC, że w „jedynce” zrezygnowano z kuszy, bo w tamtych czasach bohater nie miał jeszcze prawa położyć na niej rąk, a obecnie jeździ na niedźwiedziu, wygląda jak Power Ranger i niewiele brakuje, by strzelał laserami z tyłka, latając na jet packu.

Najsmutniejsze jest to, że nie ma w tym wszystkim zbyt dużej przesady. Objawy są szczególnie silne w Origins i Odyssey, gdzie bohaterowie władają płonącymi ostrzami, zdalnie kierują „snajperskimi” strzałami i ścierają się z mitologicznymi monstrami, zbywając to wszystko wzruszeniem ramion. Czułem się, jakbym w kluczowych momentach słyszał coś w rodzaju: „Na Atenę, twardy był ten minotaur… No dobra, to gdzie tu można coś wtrząchnąć?”. Z czasem zaczęto nieco powściągać wodze fantazji lub przynajmniej umiejętniej to wszystko maskować, bo nadprzyrodzone ekscesy Eivora sprzedawano np. jako narkotyczne wizje. Fakt pozostawał jednak faktem – to była już czysta fikcja, nie tajemnicze, tańczące na skraju wiarygodności klimaty rodem z prozy Dana Browna.

Sztylet zamiast miecza

Wedle przecieków Mirage ma wymienionym powyżej problemom częściowo zaradzić – z gry zniknie bowiem system rozwoju bohatera, a rozgrywka będzie nieco bardziej premiować skradanie się. Jak wspominałem, z racji na powinowactwo z Valhallą nie wierzę, by czekała nas prawdziwa rewolucja, ale liczę, że uda się chociaż odważniej skręcić w ścieżkę, którą zaproponowało Oblężenie Paryża (drugie DLC do przygód Eivora). Jeśli nie mieliście z nim styczności, powinniście wiedzieć, iż Ubisoft uczynił wówczas nieśmiały ukłon w stronę starszych odsłon serii. Bohater mógł co prawda zachowywać się jak zawsze i beztrosko okładać wszystkich po łbie, ale pojawiła się też opcja zaliczania „specjalnych” zabójstw, co wymagało zdobycia pewnych informacji i spełnienia ściśle określonych warunków, np. przebrania się w cudze ciuszki. W nagrodę podziwiało się okolicznościowy filmik.

https://www.youtube.com/watch?v=Ku1ny4_WQ8s&ab_channel=RajmanGamingHD

Rozsądek podpowiada, że Mirage zrobi dokładnie to samo, tyle że na większą skalę. Możliwe okaże się zatem odgrywanie skrytobójczych scenek, ale tkwiąca pod powierzchnią Valhalla niemal na pewno ograniczy twórcom pole manewru. Grę zasponsoruje słowo „umowność”. Basim będzie znikał zalarmowanym strażnikom w jedynej w okolicy kępce krzaków lub w najlepszym razie krył się pośród specjalnie wskazanej kilkuosobowej grupki przechodniów. Dało się tak robić i w „jedynce”, owszem. Nie jestem tylko pewien, czy aby na pewno chcemy bezrefleksyjnie odtwarzać 15-letnią – i nie tak znowu idealną – grę.

Mniej znaczy więcej

Moim zdaniem, by odzyskać dawną chwałę, Assassin’s Creed potrzebuje zupełnie nowego, przebudowanego od zera systemu krycia się w cieniu. Zważywszy na spodziewany niewielki rozmach, nie ma raczej co na to liczyć w Mirage’u. Jego ewentualny sukces może jednak odnieść pożądane skutki w przyszłości. Nie śmiem nawet marzyć o rozwinięciu stylu znanego z Thiefa – to się nigdy nie wydarzy, bo AC jest skierowane do szerszego odbiorcy. Niewykluczony wydaje się jednak zdecydowany zwrot ku mniejszym, kameralnym odsłonom skupionym na pieczołowicie dopracowanych misjach, a nie bezkresnych połaciach terenu wypchanego powtarzalnymi aktywnościami dodatkowymi.

Assassin's Creed

To ostatnie w ograniczonym zakresie sugerują już zresztą doniesienia o Mirage’u, który nad ogromną mapę przedłożył podobno kilka skromniejszych, lecz zróżnicowanych miast. Inne, sensowniej brzmiące plotki sugerują nawet, jakoby chodziło o sam Bagdad, tyle że podzielony na dzielnice. Gdyby jedna z tych wersji okazała się prawdziwa, byłbym więcej niż zadowolony, ponieważ ostatnimi czasy cierpię na nasilającą się alergię na „znaki zapytania” i inne duperele – jeśli musi, niechże już będzie krócej, ale chociaż konkretniej. Powitam to tym chętniej, że gry Ubisoftu coraz częściej wlatują do Game Passa, co oznacza, że ominie mnie zastanawianie się, czy aby na pewno warto płacić 300 zł za grę, którą skończę w weekend. Skąpiradło ze mnie, więc miałbym nie lada zagwozdkę, a przy tym układzie każdy wygrywa. Nim się to stanie, będę musiał oczywiście trochę poczekać, ale nie brak mi cierpliwości – to już nie te lata, żeby człowiek koniecznie chciał mieć wszystko teraz zaraz.

Czy Mirage zrewolucjonizuje serię? Szczerze w to wątpię. Jako osoba, która zaliczyła absolutnie wszystkie „duże” odsłony Assassin’s Creed, uważam jednak, iż wcale nie musi. Wystarczy, że postawi pierwszy krok na drodze ku lepszemu jutru i sprawi, że za rok czy dwa ponownie poczujemy, jak to jest być zakapturzonym skrytobójcą, a nie brodatym rzeźnikiem szukającym miecza +5. Od tego są erpegi, nie skradanki.

11 odpowiedzi do “Asasyn powróci do cieni… ale najpewniej połowicznie [FELIETON]”

  1. Otóż to, podpisuję się oburącz pod słowami autora. Mam problem z tą serią, bo po Black Flag zmęczenie materiału widać bardzo. Sprawdziłem później AC Origins i po pierwszym zachłyśnięciu się ciekawym egipskim settingiem gra błyskawicznie odkryła swoje karty, stała się nużąca, przeładowana ikonami i po prostu nie zachęcała, by w nią grać. Jak zobaczyłem, że Odyseja i Valhalla poszły tą samą, quasi-erpegową drogą, jeszcze zwiększając skalę, to najpierw zbladłem („to można zrobić grę jeszcze większą grę z serii niż Origins?”), a potem stwierdziłem, że co mnie to w sumie obchodzi. Zagłosowałem portfelem. Liczę, że zmiana skali przysłuży się serii. Nie mogę się też oprzeć wrażeniu, że ten Bagdad to recykling po jakiejś niezrealizowanej części Prince of Persia. Wiem, remake PoP powstaje (w bólach), ale przecież gdzieś w Ubi wariantów Księcia Persji mogło być mnóstwo. I jeden z nich przechrzczono na AC Mirage, nie chcąc marnować pracy zespołu. Ale to tylko spekulacje 🙂

  2. „to, co wyrabia się w branży w ostatnich latach, to gruba przesada. Nie każda gra potrzebuje drzewka talentów”
    Święte słowa.

  3. Jako prawdziwy fan serii ( zaliczyłem wszystkie większe serie, a nawet mocno średniawkowego Liberation :d ) Muszę podpisać się pod słowami autora, że konieczny jest nowy system rozgrywki. Wydanie gry z wiernie odwzorowaną mechaniką pierwszych części raziło by dzisiaj mocno po oczach. Z kolei inne mam odczucia co do nowej sagi. Orgina plasuje w całej serii bardzo wysoko. Bo pomimo mocno rozwiniętej części akcyjnej, wciąż mocno czuć było ducha Asasyna. Poza tym historia i klimat Egiptu robił wielką robotę. 😀 Gorzej było potem. Odysey i Valhalla nie kryły się nawet, że nie są już grami o asasynach. Tytuły były nadal mocno grywalne, szalenie rozbudowane, ale kurcze to nie był jednak AC i fakt znaczki zapytania po jakimś czasie zaczynają nużyć. Pomimo wzlotów i upadków seria nadal jest mocno zakorzeniona w moim sercu i czekam z nadzieją na kolejne zmiany. Może i małe ale, zwiastujące te większe i lepsze. 🙂

  4. Barnaba „b-side” Siegel 6 września 2022 o 13:41

    Ja też nie mogę się doczekać, aż Ubi zrobi w końcu twardy reset i powróci do korzeni. Nowe Asasyny są fajne, ale za dużo i za bardzo generyczne, po 30 godzinach w Valhalli nie czułem już potrzeby grania dalej, a wątek mitologiczny mnie strasznie irytował.

    Potrzeba nam potężnej, historycznej gry opartej głównie o stealth, premiujące pozostawianie w cieniu i dające różne narzędzia do realizacji swoich celów, a jednocześnie z historią mroczniejszą i poważniej opowiedzianą od tych z AC1/AC2. I całkiem nieironicznie uważam, że główny wątek fabularny powinien napisać Dan Brown :D. Było, nie było, wkręcił miliony osób w swoje dywagacje o sekretach, bardzo chętnie zobaczyłbym taką naprawdę dobrze skrojoną, pełną zaskoczeń i sekretów opowieść.

    • Należę do tych nielicznych osób, które lubią wątek współczesny w Asasynach. Jakoś rozczulają i bawią mnie te Dänikenowskie (i DanBrownowskie też) motywy i chętnie takich historii widziałbym więcej. Ale Ubi, widząc że graczom nie bardzo się to podoba, zredukowało (by nie rzec UBIło, badum tss;) współczesność do minimum. Szkoda.

    • Niestety wszystkie gry UBI są generyczne i nijakie fabularnie od wielu lat. Ja bym na żadną rewolucję nie liczył. Nie od tego wydawcy, który trzaska niczym MC Donald gry burgery na lewo i prawo. Zatruć się nie zatrujesz, nawet przez chwilę ci będzie smakować ale szybko się przeje i spowszednieje.

    • Barnaba „b-side” Siegel 7 września 2022 o 08:08

      Dla mnie ten wątek współczesny był ok – do momentu. Misje stealth współczesne były udręką – ta na stadionie w Brazylii, ugh!, a ta, co się chodziło z jabłkiem w ręku to już raczej śmieszna :D.

      Podobały mi się za to bardzo te misje z Revelation – zręcznościowo-logiczne w jakimś abstrakcyjnym otoczeniu z odkrywaniem przeszłości Milesa.

      Problem moim zdaniem był w tym, że twórcy nie byli „fabularnie przygotowani” na taką popularność serii i kolejne części (co widać zwłaszcza po współczesnej linii w Black Flag). Niby w tej aktualnej serii po Origins podjęto taką próbę, ale dla mnie wątek Layli był straszliwie nieciekawy, a wszystkie przerwy od zwiedzania Egiptu i Grecji wyłącznie irytowały.

    • Zgadzam się w 100%. Wątek współczesny bym dla mnie zawsze mega ważny i wciągający w pierwszych częściach. Najgorzej z nim było w Unity. W Orgin trochę lepiej, ale brakuje mi tak mocnego wątku jak w częściach 1-3 z Desmondem.

  5. A ja najbardziej, żałuję że takie AC1 jak z pierwotnych założeń nie powstało nigdy…. Czyli połączenie Prince of Persia z Hitmanem…. Pamiętam jedna z pierwszych prezentacji na E3 gdy Jade mówiła, że jeśli dojdzie do walki z 1 przeciwnikiem dasz radę z 2 na raz już będzie ciężko….3 to bardzo trudna walka czasem nie do wygrania, a więcej to pewna śmierć. Dlatego powinno się skupiać na: skrytobójstwie skradaniu przemykanie po dachach i krótkich pojedynkach z pojedynczymi przeciwnikami…. Był nawet trailer prezentujący jak to ma wyglądać…. Szkoda, że potem zmieniono koncepcję :/

    • Tak, też pamiętam zdaje się na jednym z pierwszych trailerów, gdy asasyn rzeczywiście najpierw spokojnie zbliżył się do celu ukryty w tłumie, potem szybka akcja, ucieczka i na końcu rozpłynięcie się w grupie mnichów(?). Pomyślałem sobie, że zapowiada się taki Splinter Cell tylko, zamiast w cienie, będziemy się wtapiać w grupy ludzi i będzie wymagać dodatkowego planowania, żeby bezpiecznie zniknąć po zlikwidowaniu celu.

Dodaj komentarz