Ostatnie takie Tango. Xbox pokazuje nam, w jak wielkim kryzysie tkwi branża gier

W 2023 na bruku wylądowało, bagatela, 10 tys. osób. Dziesięć. Tysięcy. W tym roku w styczniu dołączyło do nich kolejnych 10… Nie 10 osób. Kolejnych 10 tysięcy. W branży, która od ponad dwóch dekad zalicza wzrosty, która filmową gałąź rozrywki przeskoczyła w dochodach już ponad 15 lat temu, która miała po pandemii wystrzelić jeszcze bardziej.
Tymczasem pod nóż poszły cztery studia Microsoftu, kupione zaledwie kilka lat wcześniej. Poleciało Alpha Dog, czyli twórcy mobilki Mighty Doom. Zamknięto Arkane Austin – to ostatnio zaliczyło co prawda potknięcie w postaci Redfalla, ale przecież wcześniej dało nam fantastycznego Preya i jego równie dobre rozszerzenie Mooncrash. Największe wzburzenie wśród graczy (i nie tylko) wzbudziło jednak zamknięcie Tango Gameworks, autorów serii Evil Within, przesyconego japońską mitologią Ghostwire: Tokyo czy niekwestionowanego sleeper hitu z zeszłego roku, czyli Hi-Fi Rush.

Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to wiadomo, że chodzi o pieniądze
Tu też poszło o kasę. Korporacji ewidentnie musiały się nie spinać poszczególne kolumny w Excelu, więc dyrekcja podjęła jedyną decyzję, jaką mogła, i niczym lord Farquaad, gotowa na poświęcenie swoich pracowników, wywaliła na bruk między 300 a 500 ludzi (samo Tango to około 100 devów). Tylko w jaki sposób Tango, w którego ostatnią produkcję zagrały ponad trzy miliony ludzi, jest nierentowne? Nawet jeśli założymy, że większość graczy odpaliła tytuł na Game Passie, to przecież mowa o studiu należącym do producenta konsoli i zarazem właściciela GP. Nie dało się zagwarantować dochodów ze wspomnianej usługi abonamentowej, żeby utrzymać firmę?
Skoro już nawet studia tworzące hitowe gry nie są bezpieczne, to kto jest? Natychmiast podniosły się liczne głosy, że to wszystko przez sprzedanie się wielkiemu korpo, które obiecywało złote góry (w sieci chodzą filmy z Philem Spencerem plotącym kocopoły o „zachowywaniu spuścizny” i „rozwoju wspaniałych marek uwielbianych przez graczy”), a postąpiło jak zawsze. Tylko wiecie: każdy twórca „indyka” marzy o tym, żeby ktoś taki jak Microsoft zapukał do drzwi i zaproponował pieniądze z góry. Produkcja gier to prawdziwe ciężary, szansa na sukces minimalna, więc taki pakt z diabłem, polegający na tym, że dostajemy kasę od razu i jednak zdobywamy potężnego partnera, jest wart nawet ryzyka późniejszego zamknięcia.
Taniej, nie drożej
Jak powiedziałem na początku, nasza branża przechodzi kryzys. To nie tylko kryzys zwolnień, to przede wszystkim kryzys wynikający ze zmiany w procesie tworzenia gier i grania w nie. Robienie gier, wbrew temu, co może się nam wydawać, staje się coraz tańsze, a nie coraz droższe. Bo i utalentowanych developerów przybyło (zwłaszcza po wylaniu 20 tys. osób w ciągu roku i jednego miesiąca), i narzędzia są przystępniejsze, bardziej zaawansowane oraz… często darmowe. Korpo to widzą i próbują wykorzystać temat, tnąc oczywiście w obszarach najmniej dla nich bolesnych, czyli tych związanych z ludźmi. Ludzi zawsze przecież da się znów zatrudnić.
Trzeba spojrzeć też na drugą stronę, gdzie gracze mają coraz większy wybór doskonałych, tanich (często dostępnych bezpłatnie) tytułów, starczających im czasem na całe lata (GAAS, czyli gry-usługi), więc sprzedanie im czegoś nowego jest bardzo, ale to bardzo trudne. Widzimy sukcesy Palworlda czy Helldivers 2, ale nie widzimy tych wszystkich produkcji, które wyszły obok nich i zatonęły jak na tym słynnym memie z basenem, topiącym się dzieckiem i szkieletem na dnie.

Korpo u władzy
SztywnyPatyk napisał na X/Twitterze, że sytuacji nie da się uratować. Że trzeba wszystko zaorać i posadzić od nowa. To szlachetna myśl, ale nie do zrealizowania, bo… kapitalizm. Nie zmienimy tego systemu i możemy tylko obserwować jego powolną degradację. I zanim się ktoś żachnie, że tu mu „jakiś lewak coś pieprzy”, niech zrobi dwa kroki w tył i spojrzy na to, co dzieje się w jego ulubionej (jak zakładam) branży.
Chwile temu mieliśmy dramę z Sony wymuszającym na graczach logowanie do PSN-u (ostatecznie „niebiescy” wycofali ów pomysł), teraz widzimy Microsoft, który lekką ręką przejął od Electronic Arts pałeczkę Ponurego Żniwiarza Studiów Gamedevowych. Krótko mówiąc, wielkie korpo zdobyły kontrolę nad gamingiem. I lepiej nie będzie, a przynajmniej nic na to nie wskazuje. Jeden review bombing Helldivers 2 tego nie zmieni. Zwłaszcza że większości graczy nie obchodzą developerzy, tylko gry.
Na koniec mam taką myśl, która z jednej strony dotyka kwestii tego, jak korporacje traktują studia, z drugiej daje bardzo słabe wytłumaczenie zachowania Spencera i spółki w stosunku do Tango i Arkane Austin. Przez ostatnich kilka lat poznawałem gamedev od wewnątrz i choć sam gry nie zrobię, to w miarę rozumiem, na czym jej robienie polega. To kooperacja grupy zdolnych LUDZI realizujących wspólny pomysł.
Firmy nie mają żadnego DNA. A przynajmniej nie takie, które by nie zmutowało z każdą zmianą… ludzi w nich pracujących. Korporacje lekką ręką pozbywające się talentów developerów, pozbywają się właśnie tego DNA, jakie chciałyby zachować. Zostają tylko nazwa i rozpoznawalne marki w portfolio.
Może to jednocześnie być wytłumaczenie kwestii Tango Gameworks – zaraz po wyjściu Hi-Fi Rush studio opuścił założyciel, Shinji Mikami, a wraz z nim część developerów, więc kto wie, czy Microsoft nie uznał, że nie ma co próbować ratować tego statku? Tylko że „zielonych” stać by było na zagospodarowanie tych wszystkich ludzi, gdyby traktowali jako priorytet dobro pracowników, a nie akcjonariuszy. Bo akcjonariusze żadnej gry nam nie zaprojektują.
Czytaj dalej
12 odpowiedzi do “Ostatnie takie Tango. Xbox pokazuje nam, w jak wielkim kryzysie tkwi branża gier”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
O, jest i Zooltar. Kiedy nowy odcinek Hypera? 😉
Choć uwaga o degradacji systemu jak najbardziej słuszna, o tyle ta, że go nie zmienimy już trochę bardziej kontrowersyjna – możemy być w końcu do tego zmuszeni i lepiej mieć jakąś solidną alternatywę na celowniku. Ale to nie jest clou tego artykułu, wiadomo. Fajny tekst, pozdro!
„Robienie gier, wbrew temu, co może się nam wydawać, staje się coraz tańsze, a nie coraz droższe.” Tadek Zieliński w formie. Nic to, że po branży przejechała się pandemia, chwilę później inflacja, że koszty marketingu rosną w tempie wykładniczym, podobnie jak koszty utrzymania studia w dowolnym większym mieście na świecie. Ważne, że „narzędzia” są darmowe. Jasne, jak się jest jednoosobowym studiem, to pewnie nadal da się tworzyć w garażu, ale nawet wtedy absolutnie nikt nie zagwarantuje, że cała ta ciężka praca przyniesie jakikolwiek zysk, bo konkurencja jest gigantyczna i bez wsparcia wydawcy, a zatem wspomnianego marketingu, przebicie się przez morze innych produkcji jest niesamowicie trudnym zadaniem.
Ktokolwiek mówi wam, że koszty jakiejkolwiek działalności w ostatnich latach zamiast wzrosnąć (często bardzo mocno) spadły, albo nie ma pojęcia, o czym mówi, albo z premedytacją was okłamuje.
Masz racje. Taki punkt widzenia mozna by obronic tylko gdybysmy dalej tworzyli proste gry jak w latach 80. Gdybym chcial stworzyc klona PacMana teraz, to pewnie Chatpgt by mi go wyplul w pare minut a wtedy potrzeba by bylo miesiecy pracy bardzo wykwalifikowanego programisty.
Nowe narzedzia rzeczywiscie automatyzuja i przyspieszaja procesy, ale jesli przy okazji rosna wymagania wobec gier i wszedzie ma byc duzo zawartosci, nagranych lini dialogowych, fajnych przerywnikow itd. to w efekcie stworzenie gry i tak zajmuje mnostwo czasu i pochlania gigantyczne ilosci pieniedzy.
Koszty tworzenia gier faktycznie zaczną maleć, gdy dostępne narzędzia pozwolą na ich tworzenie przy udziale znacznie mniejszej liczby osób, w o wiele krótszym czasie, bo to właśnie „koszty ludzkie” pochłaniają obecnie największy kawałek budżetu przeznaczonego na development.
Na razie jednak studia pęcznieją (nad dużymi tytułami pracują już nie setki, a tysiące pracowników), tak samo jako czas produkcji, bo dziś nawet te bardziej „taśmowe” serie jak Assassin’s Creed czy Far Cry potrzebują co najmniej 3-4 lat w piekarniku, a te bardziej „craftowe” to nawet 6-7.
Gdy nowego AAA będzie mogło zrobić 100 osób w ok. 2 lata (jak dobrą dekadę temu), to wtedy faktycznie będzie można mówić, że koszty maleją…
niby tyle ludzi traci pracę, a na koniec nowe gry i tak powstają i to w takiej samej ilości. Są mniej dorobione, często później naprawiane przez kolejny rok, ale się sprzedają. To niby z jakiego powodu korpo miałyby zmienić swoje podejście? Przecież z ich puntu widzenia działa
Nie ma żadnego kryzysu. To co widzimy od jakiegoś czasu jest konsekwencją popularyzacji gier komputerowych. Kiedyś gry były stereotypowo dla nerdów siedzących w piwnicy i wstyd było się przyznać w towarzystwie, że się gra, by nie wyjść na szajbusa. Dziś gry są dla każdego, generują kolosalne zarobki, to i pojawiły się bezduszne korporacje. Żaden reset branży, czy jej zaoranie nie da zupełnie nic, ponieważ, wraz z tak ogromną grupą odbiorców, zaraz powstaną nowe spółki akcyjne nastawione na minimalizację kosztów i maksymalizację zysków, a gracze nadal będą traktowani jak dojne krowy zaś pracownicy jak łatwowymienialne cyferki służące do osiągania celów.
Dokladnie, ostatnio Tim Cain, tworca Fallouta, opowiadal o tym na swoim vlogu. Mowil, ze zwolnienia w branzy byly od zawsze i tak samo od zawsze wieszczono wielki kryzys. Skala sie zmienila, ale nie sam charakter gamedevu.
Sam tez jestem programista i chcialbym towrzyc gry na pelen etat, ale nie kosztem stabilnosci zatrudnienia i jakiegos wariackiego crunchu.
Cześć Tadek, miło Ciebie poczytać.
Ale o co chodzi? Gram od czasów Atari 130XE i zawsze studia upadały lub były zamykane. Mój ulubiony gatunek czyli gry strategiczne ma się świetnie, jak ktoś patrzy na rynek gier tylko przez pryzmat MS lub Sony, to jest chłopem a nie graczem. Wychodzą gry nawet z najstarszej serii gier, sięgającej 1983 roku, a mianowicie Nobunaga’s Ambition i Romance of the Three Kingdoms. Gdzie tu kryzys? Owszem jak się jest ograniczonym, to widzi się kryzys, bo MS który nie na wizji rozwoju w branży gier co widać od dawna zamyka studia za które sam zapłacił grube pieniądze.
Po przejęciach Bethesdy i Activision MS ma po prostu kilka x za dużo pracowników gamedevu na utrzymaniu vs zyski z ich pracy.
To normalne, że optymalizują i tną znaczne nadwyżki.
Ubisoft też mógłby się zoptymalizować, bo ma armie ludzi, a gry nudne i o wiele gorsze niż jeszcze dekadę temu (i brzydsze, porównajcie Unity z Mirage)
Prawdą jest że kapitalizm zdegradował, a jego największym wrogiem są sami kapitaliści.
Można odnieść wrażenie że korporacje tak bardzo odkleiły się od rzeczywistości, że przestają mieć znaczenie inwestycje, długoterminowy ROI, czy asset keep – nie, liczy się tylko to by się w Excelu świeciło na zielono bo wtedy giełda jest zadowolona a wirtualna wartość naszej firmy rośnie.