Palworld przypomniał mi, dlaczego Pokemonom przydałby się powiew świeżości
Jeszcze kilka dni temu w sieci wrzało od dyskusji wokół nowej odsłony Prince of Persia, która mocno podzieliła graczy. Jedni zachwycali się rozgrywką, drudzy narzekali, że nie jest tak jak dawniej, innym przeszkadzał kolor skóry głównego bohatera, reszta nie zwróciła na to nawet uwagi. Pochwaliliście grafikę w mediach społecznościowych? Od razu zleciała się grupka próbująca wybić wam z głowy te herezje. Ale to była przeszłość, tego już nie ma – teraz grzeje nas kolejny gorący temat, niespodziewanie zajmujący nasz czas oraz myśli. Bo po co dyskutować o wydanej właśnie ósmej części Tekkena czy zachwycać się złożonością rozgrywki w kolejnym Like a Dragon, kiedy to The Pokémon Company wpadło w tarapaty i prawdopodobnie zostanie przejęte przez nikomu nieznane do tej pory Pocketpair…

Cóż, tak dramatycznie nie będzie, lecz spektakularny debiut Palworlda zmusił mnie do zastanowienia się nad kondycją jednej z najpopularniejszych marek w popkulturze. Skoro posklejane na ślinę niezależne dzieło niewielkiego studia potrafi skutecznie postawić się Pokémonom i innym dużym IP, to może warto pomyśleć, dlaczego tak się stało?
Pastisz, zrzynka czy cwaniactwo?
Nowa gra studia Pocketpair aktualnie święci triumfy, ale prawdopodobnie za jakiś czas większość o niej zapomni i przerzuci się na inne tytuły. Pikachu i reszta ferajny natomiast zostaną z nami na kolejne lata. Tylko czy to powód do radości? Patrząc na jakość ostatniej odsłony, nie byłbym tego taki pewien. Kiedy takie szlagiery Nintendo jak Super Mario Bros. Wonder i The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom dostają wysokie oceny od recenzentów, wydane w 2022 roku Pokémon Scarlet/Violet może „pochwalić się” 72 punktami w serwisie Metacritic. Noty wystawione przez użytkowników są znacznie gorsze, bo przekładają się na tragiczne 3,4/10.
Tymczasem Palworld na platformie Steam ma ponad 90% pozytywnych recenzji. A mówimy tu o niedokończonym projekcie za kilka milionów dolarów z nieujawnioną jeszcze datą premiery. Kiedy w mediach pojawiają się głosy krytyki, wytykane są kolejne niezbyt etyczne zagrywki twórców, większości osób zdaje się to zupełnie nie interesować. I w sumie nie ma co się dziwić – gracze chcą po prostu grać, a właśnie dostali możliwość odpalenia zakręconej produkcji z „Pokémonami” naparzającymi się przy użyciu karabinów. To też pokazuje, jak bardzo marka wykreowana przez studio Game Freak działa na wyobraźnię odbiorców. Bo przecież Pocketpair nie miałoby właściwie żadnych argumentów w walce o zdobycie uznania wśród użytkowników, gdyby w tak perfidny sposób nie podpięło się pod sukces japońskiego giganta.

Jednocześnie uwidacznia się to, jak bardzo potrzebujemy nowego spojrzenia na „kieszonkowe stworki”, świeżych rozwiązań i pomysłów, jakich raczej prędko nie dostaniemy od twórców serii. The Pokémon Company nie zamierza wyjść ze strefy komfortu – nie mówiąc już nawet o przerzuceniu się na inne platformy. Na szczęście konkurencja nie śpi i wypełnia lukę w potrzebach graczy. Szkoda tylko, że robi to w taki sposób…
„Pokémony” rządzą na PC
Palworld raptem w osiem godzin od premiery dotarł do miliona graczy na samym tylko Steamie (nie wiemy, jakim zainteresowaniem cieszy się ten tytuł w Game Passie). W ciągu 40 godzin produkcja rozeszła się w trzech milionach cyfrowych kopii. Po trzech dobach na platformie Valve uzbierały się już cztery miliony zainteresowanych, następnego dnia do zabawy dołączyły kolejne dwa miliony osób, a już w sześć dni od debiutu twórcy pochwalili się sprzedażą na poziomie ośmiu milionów egzemplarzy. Według statystyk gromadzonych na SteamDB dzieło studia Pocketpair wskoczyło na drugie miejsce w rankingu najczęściej uruchamianych gier, 24 stycznia przy Palworldzie siedziało bowiem jednocześnie 2 018 905 użytkowników. Produkcja zostawiła w tyle Counter-Strike’a 2, ustępując wyłącznie PUBG: Battlegrounds.

Z kolei bardzo cenione Ark: Survival Evolved u szczytu popularności mogło liczyć zaledwie na ok. 250 tys. graczy, Valheim z 2021 roku dobił natomiast do 500 tys. bawiących się w tym samym czasie. A przecież o przeboju Iron Gate Studio było niesamowicie głośno ze względu na intrygującą i dopracowaną rozgrywkę – oczywiście jak na grę indie, mogącą tylko pomarzyć o większym budżecie. Twórcy mieli jednak ciekawy pomysł, co przełożyło się na sukces finansowy – po paru miesiącach dowiedzieliśmy się, że wersją early access na Steamie zainteresowało się ponad siedem milionów użytkowników. Sami widzicie – Valheim potrzebował na to kilkuset dni, Palworld zaliczył lepszy wynik w niecały tydzień. Nie bez powodu przytoczyłem te produkcje, ponieważ wbrew pozorom to właśnie one mają o wiele więcej wspólnego z dziełem Pocketpair aniżeli marka Pokémon.
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE
Jeżeli wycięlibyśmy z produkcji kreskówkowe istotki o charakterystycznych kształtach i wrzucili w ich miejsce realistyczne stworzenia (co zresztą byłoby spójniejsze z przyjętym stylem graficznym), otrzymalibyśmy typową grę survivalową, jakich wiele na rynku. Palworld stałby się wtedy tytułem znacznie mniej atrakcyjnym od Ark: Survival Evolved, Valheimu czy innych tego rodzaju projektów, które wyrobiły sobie już jakąś pozycję. Przede wszystkim wymienione tytuły posiadają własną tożsamość wyróżniającą je na tle konkurencji i przyciągającą potencjalnych odbiorców. Cechują się też o wiele wyższym poziomem wykonania, a nad ich gameplayem i oprawą wizualną ewidentnie główkowano, zamiast zbudować je wokół gotowych assetów ze sklepu Unreal Engine’u – przynajmniej takie wrażenie można odnieść po odpaleniu „gry ze strzelającymi Pokémonami”.

Na pohybel prawu autorskiemu
Rozumiem, że dzieło Japończyków może się komuś podobać. Nie krytykuję i nie oceniam. Jeżeli ktoś lubi survivale z craftingiem, rozbudową własnej bazy, zbieraniem surowców i polowaniem, to na dobrą sprawę znajdzie tutaj wszystko, czego potrzebuje. Aczkolwiek nie oszukujmy się: Palworld jest wtórny i nie ma niczego oryginalnego do zaoferowania pod względem rozgrywki, a na pewno nie na tyle, by uzasadnić tak spektakularną sprzedaż. To tytułowe stworki ratują sytuację i generują tak duże zainteresowanie. Dziwnym trafem są niezwykle podobne do istot od kilku dekad wymyślanych przez Game Freaka. Czy mówimy o nieuprawnionym wykorzystaniu czyjejś własności intelektualnej i złamaniu zasad prawa autorskiego? Tak, nie, może – niepotrzebne skreślić.
Nintendo podjęło już kroki w kwestii wyjaśnienia sprawy, ale – szczerze mówiąc – wątpię, żeby cokolwiek wskórało. Raczej sprawia to wrażenie, jakby na pokaz wypuściło komunikat do mediów, aby fani pomyśleli, że trzyma rękę na pulsie i nie pozwoli zszargać dobrego imienia marki. Byłbym szczerze zaskoczony, gdyby nagle okazało się, iż sąd (jeśli w ogóle dojdzie do jakiejś rozprawy) oficjalnie stwierdził stosowanie nieuczciwych praktyk przez pracowników Pocketpair(*). To nie takie proste, w innym przypadku Wielkie N od dawna prowadziłoby zacięte boje z konkurencją próbującą w mniej lub bardziej bezczelny sposób podpinać się pod cudze dziedzictwo. Wystarczy przyjrzeć się takim tytułom jak Nexomon: Extinction, Temtem, Cassette Beasts czy Coromon, aby znaleźć w nich jeszcze więcej zapożyczeń z Pokémonów niż w Palworldzie. Digimony również pozdrawiają!

Małemu japońskiemu studiu udało się dlatego, że zaoferowało zupełnie nowe spojrzenie na poksy. Co prawda zachowano gadżety przypominające (wyglądem i działaniem) pokéballe, nadal ogromne znaczenie dla zabawy ma polowanie na kolejne stworki i w dalszym ciągu te muszą toczyć ze sobą zawzięte boje, lecz zespół Pocketpair poszedł o krok dalej, uderzając w edgy klimaty i pokazując, co by było, gdyby ludzie zechcieli wykorzystywać te istoty do innych celów niż tylko wystawianie ich do pojedynków na arenach. Produkcje Game Freaka bywają słodkopierdzące, mają przyjazną otoczkę bezpieczną dla dzieci, przemoc zaś przedstawiają w umowny sposób. Palworldowi brakuje tej delikatności, bo stworki zaganiamy do ciężkiej pracy, lejemy je kilofem i ładujemy w wyrzutnię rakiet, aby zrobić z nich wybuchający pocisk.
(*) Nie twierdzę, że takowe nie miały miejsca, lecz kwestia praw autorskich to bardzo skomplikowany temat. A za inspiracje kary się nie płaci, bez nich nie byłoby popkultury. Tylko czy tutaj wciąż mowa o inspiracjach?
Ktoś tu powinien wyciągnąć wnioski
Dzieło studia Pocketpair bywa bardziej niegrzeczne, balansuje na granicy dobrego smaku (niewolnictwo jest cool?), co naturalnie szalenie pociąga. Nawet jeśli zostało to potraktowane w infantylny sposób, wykonany po linii najmniejszego oporu, i tak pozwala spojrzeć na znaną sytuację z zupełnie innej strony. Nie oczekuję od Nintendo, że nagle zapowie Pokémony z kategorią wiekową PEGI 18. Chodzi mi przede wszystkim o to, że Game Freak i całe The Pokémon Company nie może ciągle podążać tą samą ścieżką, licząc, że pewnie znowu się uda. Tutaj potrzeba nowych, odważniejszych rozwiązań, wyrwania się z utartych schematów, czyli postąpienia dokładnie tak, jak zrobiono to z ostatnimi częściami The Legend of Zelda.

Pokémon Scarlet/Violet przelało czarę goryczy i nawet jeśli miało usprawnioną oraz satysfakcjonującą rozgrywkę, to w dalszym ciągu było niemalże tym samym, co otrzymywaliśmy przez lata. A nawet jeśli twórcy boją się wprowadzenia nowych mechanizmów, to niech chociaż w następnych odsłonach ogarną błędy techniczne i oprawę wizualną, bo to trochę wstyd, aby asset flip, jakim jest Palworld, działał i wyglądał lepiej niż dzieło wyprodukowane przez wielką korporację z tak bogatym dorobkiem kulturowym i olbrzymimi zasobami finansowymi. A co do twórców z Pocketpair, warto mieć ich na oku, bo wychodzi na to, że jeszcze nieraz usłyszymy o kontrowersjach związanych z tym studiem – zobaczcie ich Craftopię oraz Never Grave: The Witch and The Curse, a będziecie wiedzieli, o czym mówię…
Czytaj dalej
4 odpowiedzi do “Palworld przypomniał mi, dlaczego Pokemonom przydałby się powiew świeżości”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
pokemony mają wiele spinoffów, w różych gatunkach. I żaden nie zyskał mega popularnosci. Wiec to nie o „powiew świeżości” chodzi. zwyczajnie ta gra wyszła na steam (gdzie gryz pokemonami tylko na nintendo), w martwym okresie i podłapali ja streamerzy
Spin-offów, które gameplayem w niczym nie przypominają założeń głównej serii. W tekście chodziło mi o to, że główny cykl powinien ewoluować, zachowując jednocześnie swoją tożsamość.
Za fenomen Palworld moim zdaniem odpowiadają dwie rzeczy:
Jedną jest wspomniany w tekście powiew świeżości związany z „niegrzecznością” produkcji względem Poksów (niewolnictwo, „paloballe” łapiące innych graczy czy NPC, Poke… znaczy Pal nr 69 itp.) pokazujący jednocześnie potężny gest Kozakiewicza większemu konkurentowi (a kto nie lubi jak Dawid szyje w Goliata z procy).
Drugim jest natomiast fakt, że gra wyszła na PC, gdzie Pokemony w zasadzie nie istnieją, ale ich fani już tak – stąd taka „pokemoniasta” produkcja ich przyciągnie – trochę na zasadzie – „mamy Pokemony w domu”.
Chętnie to wypróbuję.