„Ludzi zwolniono z dnia na dzień”. Tak źle w gamedevie dawno nie było [REPORTAŻ]
![„Ludzi zwolniono z dnia na dzień”. Tak źle w gamedevie dawno nie było [REPORTAŻ]](https://cdaction.pl/wp-content/uploads/2024/02/24/cf36e45d-d3a5-4349-b4e0-a845527ed166.png)
Branża znajduje się w dołku, w jednym momencie spadły na nią ciosy z paru różnych stron, inwestorzy nie są chętni do finansowania, popandemiczny bum się skończył, problemem okazuje się nawet… Brexit. Posłani na zieloną trawkę pracownicy szukają dla siebie nowego miejsca na rynku, a ci, którzy przetrwali cięcia, szykują się na najgorsze.
– Do kalendarza zostało wrzucone ogólnofirmowe spotkanie, bez żadnych zapowiedzi – opowiada mi Z., pracownik jednego ze studiów. – Kiedyś mieliśmy tego typu spotkania raz na dwa tygodnie, więc nie wzbudzały żadnych podejrzeń, osobiście nawet się ucieszyłem, że znów chcą je zorganizować – wspomina.
Lampka ostrzegawcza zapaliła się, gdy wyszło, że to spotkanie w formie webinaru, gdzie tylko prowadzący mieli prawo głosu, a czat był zablokowany.
– Pojawił się prezes. Brzmiał, jakby czytał z kartki. Mówił o tym, że to ciężki okres dla branży i że po prostu pieniądze się skończyły, więc muszą zrobić cięcia. Całe spotkanie trwało pięć minut. Tuż po nim ludzie otrzymywali maila na prywatną i firmową skrzynkę informującego, że współpraca się kończy, i chwilę później zwolnione osoby zostały odcięte od Slacka i maila.
Nic jednak nie zapowiadało tak dużych zwolnień. Ostatecznie z firmy odeszło 80% pracowników.
– Nie przychodzi mi nic innego na myśl niż „we’re fucked”. Zwłaszcza że jestem testerem, a jak wiadomo, testerów jest najwięcej. Od czasów zwolnień wysłałem pięć CV, bo ofert po prostu nie ma – dodaje Z. – Oprócz wypłaty firma kompletnie się odcięła od pracowników, warto natomiast wspomnieć, że zarówno byli, jak i obecni pracownicy studia wspierają się wzajemnie, podrzucamy sobie oferty pracy, sprawdzamy CV i listy motywacyjne – zaznacza. Sama rozmowa miała miejsce pod koniec stycznia, a Z. ma czas do końca lutego.
Co zawiodło?
To niejedyny opis tego typu, który mi przedstawiono. Gamedev mocno się nasycił przez ostatnie lata, teraz branża ewidentnie zwalnia. Projekty się zamraża lub anuluje, a inwestorzy wycofują się z giełdy. Widać to zwłaszcza po indeksie WIG Games. Sam WIG (Warszawski Indeks Giełdowy) jest barometrem nastrojów na giełdzie, pozwala rozeznać się w tym, jaka atmosfera panuje na rynku. WIG Games skupia notowanych producentów gier wideo i… cóż, trudno powiedzieć, by w ostatnich miesiącach branża cieszyła się dobrą estymą.

– Nie widzę różowej przyszłości z perspektywy pracowników gamedevu na co najmniej dwuletnim horyzoncie czasowym – mówi Stanisław, doświadczony pracownik branży, obecnie prezes niezależnego studia. – Aby rynek odbił, muszą powrócić inwestycje w gamedev, co w czasie drogiego pieniądza oraz olbrzymiej liczby nowych produkcji, których development rozpoczął się na fali covidowej bańki, nie nastąpi za szybko. Obserwując obecną sytuację, przypuszczam wręcz, że rok 2024 będzie obfitował w kolejne upadłości i zwolnienia – stwierdza ponuro.
I również zwraca uwagę na polską giełdę, a konkretnie na negatywny sentyment. Dla firm, które swoją działalność opierały na finansowaniu z rynku kapitałowego, jak choćby te będące w portfolio PlayWay, to bardzo zła wiadomość.
Całe spotkanie trwało pięć minut. Tuż po nim ludzie otrzymywali maila na prywatną i firmową skrzynkę informującego, że współpraca się kończy, i chwilę później zwolnione osoby zostały odcięte od Slacka i maila.
Stanisław wskazuje także kolejny problem, tym razem bezpośrednio związany z pracownikami, czyli Brexit. Torysi skupiają się na ograniczeniu migracji, co wychodzi im marnie, jednak jednym z elementów ich kampanii jest zmiana prawa wizowego. Podniesiono próg minimalnej rocznej płacy, którą muszą otrzymywać wykwalifikowani pracownicy, z 26 200 funtów na 38 700. Dopiero wtedy mogą ubiegać się o wizę. Już teraz pojawiają się głosy, że niełatwo znaleźć nowych pracowników, a obecna zmiana jeszcze bardziej utrudnia ściąganie talentów z innych państw, np. z Polski.
– W ostatnich latach polscy pracownicy zostali odcięci od największego rynku pracy w gamedevie w Europie, czyli Wielkiej Brytanii. Obecnie tamtejsze firmy, nawet jeśli akceptują zdalny tryb pracy, wymagają zameldowania na Wyspach. Nawiązując do kwestii modelu pracy zdalnej, wiele firm w Polsce przechodzi na pracę hybrydową, co komplikuje sytuację pracowników spoza większych ośrodków – dodaje Stanisław.
Z kolei T., legenda branży, człowiek, który obserwował na własne oczy zwolnienia w kilku dużych polskich studiach, stawia sprawę jasno – winna jest chciwość zarządu.
– W dużych firmach to zwykle pogoń za zielonym wskaźnikiem w Excelu. Nie jestem przeciwnikiem samego zwalniania, bo zdarzają się sytuacje, także finansowe, w których trzeba się pożegnać z jakimś pracownikiem, bo nie pracuje dobrze, bo nie potrafi się dogadać z innymi – zaznacza. – Ale jak słyszę o Koticku (Bobbym – dop. red.), jednym z największych szkodników w branży, odpowiedzialnym za popularyzację mikropłatności, mechanik gatcha i całą masę innych nieetycznych spraw, który dostaje łącznie 400 mln dolarów za umowę między Microsoftem a Activision Blizzard, po czym z firmy uwalnia się 1900 osób dla rynku pracy, to gilotyna mi się w kieszeni otwiera. Branża nam się zdegenerowała na różne sposoby i zobaczymy, czy uda się to naprawić. Ale jestem raczej pesymistą – opisuje.

I wspomina o AI, którą już wdraża się w codzienną pracę wielu branż. Jej zadanie jest jednak banalne w swojej brutalności. Nie ma odciążyć pracowników i pozwolić im skupić się na jakości swojej pracy, tylko zająć ich miejsce, dzięki czemu firmy będą mogły zaoszczędzić na „wkładce mięsnej”. Niektóre redakcje próbują zastąpić newsroomy sztuczną inteligencją, w gamedevie zaś o swoją przyszłość obawiają się pracownicy kreatywni. Łatwiej w końcu napisać prompt i wygenerować asset lub grafikę, niż zlecić to designerowi. Może również pomóc seniorom, którzy nie będą potrzebowali zwiększać swojego zespołu, w efekcie odchudzając liczbę osób potrzebnych do pracy. Tego typu oszczędności mogą okazać się nazbyt kuszące, zwłaszcza dla dużych firm.
Restrukturyzacyjny bon ton
Wracając do samych zwolnień, to nie tylko liczby wykazywane w kwartalnych podsumowaniach, ale też decyzje, które realnie wpływają na życie ludzi. Jedne firmy radzą sobie z tym lepiej, inne nieco gorzej.
W studiu Marianny najpierw pojawiły się plotki. Ludzie przeczuwali, że coś jest nie tak. Wcześniej otrzymali informację o zawieszeniu prac nad innymi projektami, a cały zespół przerzucono do głównego. To wzbudziło niepokój, oryginalny plan zakładał stopniowe przenosiny ekipy do kolejnych projektów. Czekali również na feedback od wydawcy na temat wysłanej wersji beta. W końcu przyszedł ten dzień.
– Rano na Slacku pojawiła się informacja o tym, że każdy otrzymał zaproszenie na indywidualną rozmowę z prezesem. Dodatkowo osoby z tzw. core teamu, czyli ci, którzy zostają w firmie, miały spotkanie grupowe, gdzie jako pierwsze dowiedziały się, co się dokładnie dzieje. Na spotkaniach indywidualnych każdy dostał informację o jego sytuacji: czy żegna się z firmą od razu, czy z końcem kwietnia. Około 20 osób zostało zwolnionych z dnia na dzień, a mniej więcej 10 podzieli ich los za dwa miesiące, czyli po ukończeniu prac nad obecnym projektem studia – mówi. I też, podobnie jak pozostali rozmówcy, nie widzi przyszłości w różowych barwach.
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE
Janusz z kolei opisuje wprost, że oczekiwano od niego rozwiązania umowy.
– Zwolnienie zostało zakomunikowane dość średnio. Powiedziano wprost, że musimy wypowiedzieć umowę, ale dowiedziałem się o tym ostatniego miesiąca jej obowiązywania. Na codziennym spotkaniu poinformowano nas, że będą ustalane spotkania z każdym z wydawnictwa i dopiero na nich pojawił się temat wypowiedzenia – tłumaczy. – Na kolejnym spotkaniu, już ogólnofirmowym, prezes mówił o restrukturyzacji i konieczności pożegnania się ze mną i jeszcze jedną osobą. Potem było rzecz jasna gadanie, jak to jest dobrze i że o ludzi z produkcji to prezes zamierza walczyć do końca. Byłem na umowie-zlecenie, ale dostałem miesięczny okres wypowiedzenia, co w moim przypadku jest jak najbardziej okej – zaznacza.
Firma jednak nic wcześniej nie komunikowała. Po jednej rundzie zwolnień, które przyszły niespodziewanie, zapadła cisza. Później pojawiły się opóźnienia i problemy z wypłatami.
– Wtedy już zacząłem szukać innego miejsca dla siebie. Jestem w trakcie kilku rekrutacji, ale najgorsze jest czekanie na odpowiedzi i spora konkurencja – opowiada Janusz.
K., pracujący jako QA tester, przez ostatnie półtora roku miał do czynienia z dwiema firmami, w których zwalniano.
– W jednej wyglądało to tak, że wydaliśmy grę, podobno była sukcesem, więc zapytałem się działu HR i mojego szefa zespołu, czy będzie jakaś podwyżka. Miałem zostać zaproszony na wideorozmowę w tej kwestii. No i był call. Ale okazało się, że mnie zwalniają – mówi. Bo, jak się dowiedział, „firma ma problemy finansowe”. – Mojego kolegę, który także prosił o podwyżkę, też zwolnili. Za to dwie inne osoby, które pracowały w firmie krócej, ale nie przyszły prosić o pieniądze, zostawiono. Na szczęście dano mi miesiąc wypowiedzenia, zgodnie z umową zresztą, i tyle. Na koniec dostałem informację, że jeśli będą potrzebowali z powrotem QA, to się jeszcze do mnie odezwą. Do dzisiaj nie wiem, co o tym wszystkim myśleć – dodaje.
Kolejna firma, jak określa K., śmierdziała na kilometr. Zatrudniła masę testerów, dla których nie było projektu.
– Przez trzy miesiące nie mieliśmy de facto nic do roboty. Dosłownie nic. Większość ludzi w czasie pracy odpalała swoje prywatne konta Steam i nawalała w gierki, bo nie było żadnych obowiązków. Od razu mówiłem innym, żeby myśleli o ewakuacji, bo zaraz zaczną „redukować etaty” – wspomina.
Nie mylił się. Po odejściu do kolejnej firmy dowiedział się o masowych zwolnieniach właśnie tego działu. W ok. kwartał z ponad 50 osób zostało kilkanaście.
– Firma dosłownie zatrudniła tych ludzi po nic, zapewniała, że zwolnień nie będzie, po czym ich wyrzuciła – mówi zdezorientowany K. – Warto zaznaczyć, że większość pracowała tam mniej niż pół roku, więc dostawali po dwa tygodnie okresu wypowiedzenia i „awans na konsumenta”. I za każdym razem jak zaczynała się kolejna fala zwolnień, to obiecywano, że to ostatnia i że już nikogo nie zwolnią. I za każdym razem była to nieprawda. Rzeczy te wydarzyły się już po moim odejściu, ale słyszałem to z kilku niezależnych źródeł – podkreśla.
Zapytany o przyszłość K. przyznaje, że jest w kropce. Sytuacja na rynku pracy prezentuje się tragicznie, na jedną ofertę często odpowiada po kilkadziesiąt kandydatów, nierzadko zgłaszając się na stanowiska znacznie poniżej swoich kompetencji.

– Ludzie na poziomie seniorów albo leadów składają CV na stanowiska regularów albo nawet juniorów. To kompletne odwrócenie sytuacji sprzed jeszcze dwóch-trzech lat, kiedy konkurencja była bardzo mała. Na ten moment robię freelance, ale to nie jest stabilna praca i może się szybko skończyć. Myślę o kompletnym odejściu nie tylko z gamedevu, ale też z całej IT, i robieniu czegokolwiek innego. Śmieszą mnie ludzie, którzy mówią, że to teraz dobry moment na własne komercyjne projekty, na własne studio, bo do tego trzeba inwestorów, a ci uciekają z rynku – konkluduje rozgoryczony.
M. póki co nie martwi się o swoje stanowisko, na razie obserwuje zwolnienia i przygotowuje się na najgorsze, bo atmosfera w jego studiu jest nie najlepsza.
– Szukam aktywnie pracy, ponieważ w firmie źle się dzieje i praktycznie nie ma zabezpieczeń na kolejne wypłaty. Osoby, które zostały zwolnione, znalazły pracę, a dwie zostały przyjęte ponownie do tej firmy – mówi.
Sytuacja na rynku pracy prezentuje się tragicznie, na jedną ofertę często odpowiada po kilkadziesiąt kandydatów.
W jego studiu o zwolnieniach najpierw dowiedzieli się liderzy zespołów oraz producenci. Potem prezes rozmawiał z konkretnymi osobami indywidualnie. Jednak całej sytuacji smaczku dodaje fakt, że firma nic wcześniej nie komunikowała.
– Wręcz przeciwnie, prezes zawsze zapewniał, że sytuacja firmy jest w porządku i że nie planuje zwolnień czy redukcji – zaznacza M.
Związki – na kłopoty sposób złoty?
Niepewna sytuacja branży popycha jej przedstawicieli do rozwiązań, jakie jeszcze niedawno uznano by za kompletną abstrakcję. Chodzi rzecz jasna o związek zawodowy, który jesienią powstał w CD Projekcie, a który stale się rozwija, o czym zresztą regularnie informujemy. Ostatnio pojawił się też we Flying Wild Hog, dołączając do np. 11 bit studios. W momencie kryzysu nastąpiło pewne otrzeźwienie i słynąca z mocno indywidualistycznego i wolnorynkowego podejścia branża zaczyna przesuwać się w stronę kolektywnych działań.
– Po każdej fali zwolnień w styczniu otrzymywaliśmy nowe deklaracje. Kiedy nadchodzą masowe zwolnienia, umiera idea, że każde zdolne i pracowite indywiduum jest w stanie poradzić sobie samo z rynkiem pracy i jego wyzwaniami, że jego wierna i staranna praca będzie uznawana – tłumaczą nam przedstawiciele Związku Pracowników Branży Gier.

Ich przewidywania co do kondycji również nie napawają optymizmem.
– Obawiamy się, że odbicie nie nastąpi w najbliższych miesiącach. Chcielibyśmy móc zapewnić, że to już koniec, że kolejnych zwolnień nie będzie, że fala ze stycznia tego roku to jeszcze pokłosie tego minionego. Ale byłoby to myślenie życzeniowe. Martwimy się, że 2024 będzie równie ciężki, co 2023, o ile nie cięższy. Dlatego musimy trzymać się razem i organizować działania samopomocowe – podkreślają.
Według związkowców ostatnie zwolnienia pokazują, że wszystkie działy są narażone. W przypadku anulowania projektu pracę traci każdy: QA, programiści, designerzy, artyści, producenci, a za nimi lecą pracownicy administracyjni i kadry. Skoro firma wstrzymuje nabór nowych pracowników, to i rekruterzy stają się zbędni.
– To, co chcemy przekazać, to bardzo prosty komunikat: musimy trzymać się razem i wspierać się w trudnych chwilach. W najbliższym czasie planujemy rozszerzyć nasze wsparcie dla osób dotkniętych zwolnieniami i poszukujących zatrudnienia. Pracujemy też nad materiałami edukacyjnymi przybliżającymi zawiłości przepisów dotyczących zwolnień. Zapraszamy w szeregi Inicjatywy Pracowniczej – zachęcają.
Czytaj dalej
25 odpowiedzi do “„Ludzi zwolniono z dnia na dzień”. Tak źle w gamedevie dawno nie było [REPORTAŻ]”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
„Nic jednak nie zapowiadało tak dużych zwolnień. Ostatecznie z firmy odeszło 80% pracowników.”
Zaraz, chwila. Polskie prawo nie pozwala na takie zwolnienie 4/5 pracowników z dnia na dzień.
No chyba że to nie byli pracownicy tylko zleceniobiorcy i jednoosobowe działalności gospodarcze założone tylko po to, żeby mniejsze podatki płacić. Wtedy cóż… Założę się, że wszystko było zgodne z umowami.
Przecież prawie żaden informatyk/koder w sektorze prywatnym nie pracuje na UoP. Nie wyobrażam sobie by w branży gier było inaczej.
Zgodnie z umowami nie oznacza, ze wszystko jest w porzadku. Jak ci panowie w dresach od bociana zastukaja bejsbolem do domu, bo drobny druczek, to tez ich zaprosisz na herbate, bo w umowie sie zgadza?
@Taz159357
No to nie rozumiem, o co cały raban. Ci ludzie w zamian za obniżenie podatków zrezygnowali z praw, które by im przysługiwały jako pracownikom.
@Quetz
Nie.
Chyba kpisz z tym porównaniem do chwilówek. Panowie w dresach od bociana zapukają, to nie tylko oni, ale i sam bocian działa na granicy albo i poza prawem – wiele spraw takie parabanki już przegrały i prawodastwo się nimi zajmuje. A Ci, co biorą pożyczki w takich miejscach też uważają, ze są na krawędzi i innego wyjścia nie ma.
W IT przejście na jdg to jest świadomy wybór specjalisty, który chce mieć więcej „do ręki” i nie płacić tyle podatków ile na UoP. Podejrzewam, że każdy średnio rozgarnięty pracownik branży wie, z czym to się wiąże. Jeśli byli na jdg – podjęli ryzyko i cóż, tym razem się nie opłaciło. I co ciekawe w wielu przypadkach takie jdg jest też poza prawem, bo ma znamiona stosunku pracy.
Co do nie informowania i takiego „amerykańskiego” zwalniania – tak nie jest to w porządku, nie jest to fair. I na szczęście pracowników prawo pracy w miarę chroni (nawet jeśli niesmak pozostaje i zachowanie pracodawcy jest nie fair). Natomiast ciężko oczekiwać od biznesu, że będzie fair. To się zdarza rzadko. Jedynym celem biznesu jest zarabiać – taki mamy system i trudno.
Co do takich zwolnień. Nie tylko game devu to dotyczy. W tym tygodniu chyba 2 duże firmy zwolniły po 200 osób w podobny sposób, obie związane mocno z sektorem IT. A i jeszcze jedna nie związana, więc w sumie 3.
EDIT: Być może testerzy gier nie mieli tego świadomego wyboru. To słabo traktowana nisza.
Oczywiście że prawo pozwala na zwolnienia grupowe, niezależnie od formy zatrudnienia, trzeba jednakże działać zgodnie z przepisami w takim wypadku.
„W IT przejście na jdg to jest świadomy wybór specjalisty, który chce mieć więcej „do ręki””
Tez po czesci winie za to nasza propagande panstwowa w szkolach, ktora pierze ludziom mozgi lekcjami „przedsiebiorczosci” i wypuszcza analfabetow podatkowych w swiat (za to daty szlacheckich powstan wykute na blache). Ale nie tylko to, sprawa jest duzo bardziej zlozona, oczywiscie.
„taki mamy system i trudno”
Jak powiadal kazdy chlop panszczyzniany witajac panicza na primae noctis.
Może i chłop tak mawiał i tak samo zdawał sobie sprawę, że niewiele zmieni jeśli nie doprowadzi do buntu. Bunty chłopskie bywały, były krwawe, ale nie zawsze prowadziły do poprawy bytu chłopów.
Związki zawodowe były w stanie odnosić duże sukcesy na polu poprawy warunków życia i pracy robotników, ale w większości państw świata zostały bardzo skutecznie rozmontowane. Dzisiaj w Polsce nie ma szans, na mocne związki, bo te nie mają poparcia społecznego (z powodu przepisów, które czynią związki właściwie słabymi i z tego powodu, że największe związki to właściwie tuba polityczna).
Uzwiązkowienie w Polsce spada od przynajmniej 24 lat – co dodatkowo osłabia ich pozycję polityczną. Związek, żeby być silny musi być albo liczny, albo z mocnymi liderami, którzy potrafią mniej liczną grupę dobrze zmobilizować. U nas brakuje obu tych czynników.
Jako pojedynczy pracownik nic nigdy nie będziesz w stanie zmienić, chyba że jakimś cudem staniesz się bardzo wpływowym pracownikiem. Na tyle wpływowym, że będziesz w stanie przeprowadzić zmianę polityczną. Jakoś mi się nie widzi, żeby było bardzo prawdopodobne, iż podrzędny pracownik fabryki zostanie premierem.
Alez oczywiście masz rację, dlatego warto robić co się da, żeby ta sytuacja nie trwala wiecznie – na poziomie jednostki to chocby wlasnie tworzenie zwiazkow zawodowych, wspieranie wszelkich inicjatyw oddolnych, nawet zwykla aktywnosc na poziomie lokalnym. Rewolucja i bunt sa bardzo romantyczne, ale rzadko koncza sie dlugofalowa poprawa, poza tym niosa za soba mase innego ryzyka – dlatego jestem raczej zwolennikiem inkrementalnych zmian w swiadomosci i czekania, az system sie przegrzeje, bo kazdy dochodzi do tego momentu predzej czy pozniej. To zabawa na lata/dekady, ale warto pozostawac wobec niej entuzjastycznym, moim zdaniem.
1. Degradacja z seniora na regulara to nic strasznego. Nadal zarabiasz dużo więcej niż średnia krajowa, a mnóstwo ludzi z względnym sukcesem żyje na minimalnej krajowej…
2. Szok i niedowierzanie, bo zwolniono testerów, którzy nic nie robili? Serio?
3. „oh jej, wysłałem już 5 cv i nadal nie mam pracy” – SERIO? Ludzie szukają pracy po 6-18 miesięcy i to jest NORMA, podobnie jak przychodzenie do nowej firmy na niższe stanowisko niż poprzednio zajmowane i konieczność pięcia się po drabinie szczurów od nowa.
Ale tak to jest jak się robi rozpuszczoną sektę uprzywilejowanych ludzi, którzy oczekują cudów i zmieniają pracodawców co pół roku bo inny dawał tysiąc więcej, a potem mają pretensje do całego świata, że złota era się skończyła.
4. Czy ktoś mi wreszcie powie o co chodzi z tą falą zwolnień? Nikt nie potrafi tego logicznie uzasadnić, powiedzieć jaka jest przyczyna. Tylko wszyscy z uznaniem kiwają głowami „no, miała być to jest, ależ jestem mądry!”…
5. AI bym się nie przejmował. Rynek udowodni „jakość” wytworów AI i bardziej opłacalne będą wytwory człowieka. Fani uczepili się nawet takiej głupoty jak intro do serialu marvela generowane przez AI, więc tym bardziej czepią się innych rzeczy.
Bardzo mnie zdenerwował ten artykuł. Ludzie się zachowują jakby pracy w Polsce nigdy naprawdę nie szukali i nie walczyli z naszym rynkiem, tylko od dziecka byli w uprzywilejowanej pozycji i mieli wszystko dane… I organizacja związków zawodowych, no śmiechłem po prostu. Jakby tak do wszystkiego tworzyć związki i protestować to jeden protest by się nie skończył i zaczynałby się kolejny bo cały czas na zmianę różne grupy dostają po tyłku, takie są tryby maszyny ekonomii…
Nie wiem jak w game devie konkretnie, ale wytłumaczenie fali zwolnień jest takie:
1. Covid zaczyna się -> e commerce robi booom! (i inne firmy IT też), bo akcjonariusze i rada nadzorcza myślą, że teraz to już wszyscy, wszstko będą robić w sieci i generalnie Matrix się zbliża.
2. To przekonanie trwa, bo covid trwa i restrykcje są duże – więcej firm dołącza i zatrudnia na potęgę.
3. Covid się kończy -> okazuje się, że ludzie jednak nadal lubią robić inne rzeczy niż zakupy online, granie na kompie i robienie rzeczy w sieci.
4. Ojojoj jednak akcjonariusze i rady nadzorcze nie miały racji i taki stan nie trwa wiecznie, wielkie projekty się nie spłacają.
5. Cięcie kosztów -> zwolnienia.
A to tylko jeden czynnik. 🙂
„Czy ktoś mi wreszcie powie o co chodzi z tą falą zwolnień?” – sprawa bardzo prosta: rynek gier nie jest już tak atrakcyjny dla inwestorów jak był kiedyś, ryzyko jest dużo większe a potencjalne zyski coraz mniejsze. Do tego dochodzi absurdalna ilość gier wypuszczanych każdego dnia (robienie gier jest teraz łatwiejsze niż było kiedykolwiek) no i zmieniły się gusta graczy – wolą grać w remake’y, remastery, sequele itd. a nowe tytuły nie mają już takiego wzięcia (chodzi mi tutaj o globalny trend, to że kilka nowych gier w roku odniosło sukces nic nie zmienia bo rocznie wychodzi ich ponad 10,000)
A co do 5. Nie wiem co Cię związki zawodowe dziwią. Normalnym jest, że ludzie mający wspólne interesy łączą się w grupy. Taką grupą interesów jest związek zawodowy. Tak jak biznes lobbuje stale tak i związki mogą protestować i też lobbować o ile są dosyć silne.
Osobiście bardzo mnie cieszy zwrot w gamedevie w stronę większego uzwiązkowienia. Wolę, żeby ucięto wielomilionowe premię takiemu Kotickowi, który podjął słabe decyzje, niż żeby w wyniku tych decyzji robotę straciło kilkadziesiąt osób. Warto też pamiętać, że decyzje firmy będącej na giełdzie rzadko kiedy nawet są dobre dla samej firmy – są dobre dla akcjonariuszy, a to dwie różne sprawy często. W skrócie – ma być zysk – szybko. Potem może walić się świat.
Jeśli po drodze zmieniłyby się przepisy prawa dotyczące związków zawodowych, reszta związków przestała być maszynką polityczną i uzwiązkowienie osiągnęłoby sensowny poziom to może wielu ludziom warunki bytowe by się poprawiły.
„Degradacja z seniora na regulara to nic strasznego. Nadal zarabiasz dużo więcej niż średnia krajowa, a mnóstwo ludzi z względnym sukcesem żyje na minimalnej krajowej..” wiesz jak to jest – do dobrego łatwo się przyzwyczaić. Jest tak przecież wszędzie. Nikt nie lubi dostawać mniej niż miał też byś nie lubił. I nie ma znaczenia, czy to mniej to nadal dużo czy nie.
„Normalnym jest, że ludzie mający wspólne interesy łączą się w grupy. Taką grupą interesów jest związek zawodowy. Tak jak biznes lobbuje stale tak i związki mogą protestować i też lobbować o ile są dosyć silne.”
Jak ostatni raz związki się wzięły w tym kraju za lobbowanie, to całe zakłady szły do piachu. Powodzenia cedepie, bo będziesz miał przewalone… i będzie sporą ironią że to wszystko się wydarzy na terenie po FSO
ho ho ho he he he. Szkoda, że to nieprawda. Po pierwsze FSO nie padło przez strajki, po drugie po FSO sporo było strajków i lobbowania przez związki, które jakoś nie niszczyły wszystkiego, a spory były rozwiązywane przy stole negocjacyjnym.
To jak tam Ci się jeździ Polonezem z 2023? Moim zdaniem trochę niepotrzebnie rzuca przy wrzuceniu 5tki
„Po pierwsze FSO nie padło przez strajki” to nie to samo, co „FSO nie padło”. Na złośliwości trzeba sobie zapracować, wysil się.
„oh jej, wysłałem już 5 cv i nadal nie mam pracy”
Gdybyś spróbował użyć mózgu przy czytaniu artykułu to zauważyłbyś że sens tej wypowiedzi był zupełnie inny, mianowicie że facet wysłał TYLKO 5 CV bo tylko tyle było ofert pracy.
@213769
A czy sam doczytałeś dalej? „Sama rozmowa miała miejsce pod koniec stycznia, a Z. ma czas do końca lutego.” – czyli gościu w dwa tygodnie wysłał 5 cv i według niego to jest mało w specjalistycznym zawodzie… W moim mieście wojewódzkim taka oferta na testera to wpada może jedna na miesiąc. Już nawet nie śmiem sugerować, że być może on sobie w tych ogłoszeniach przebiera, skoro oczekuje równie wysokiej pensji co inni koledzy. Narzekać jest łatwo, ale oczywiście współczuję i życzę wytrwałości i sukcesów w szukaniu pracy niezależnie od oczekiwań.
Artykuł wydaje się być interesujący, ale nieco jenowymiarowy. Szkoda, że autor nie zajął się bardziej dogłębnym zrozumieniem całej sytuacji, z perspektywy „od góry”. W Polsce, i nie tylko, rzadko spotyka się przypadki, jeśli w ogóle, studiów gier finansowanych wyłącznie z prywatnej kieszeni „szefa” studia. Zazwyczaj zewnętrzne źródła finansowania odgrywają tu kluczową rolę. Osoba na czele takiego studia musi zrobić wszystko, aby pozyskać te fundusze. Biorąc pod uwagę mnogość potencjalnych źródeł i trudność w dotarciu do nich, proces ten często odbywa się do ostatniej możliwej chwili – tuż przed zamknięciem roku budżetowego lub wyczerpaniem rezerw – z nadzieją że się uda. Co jest mega istotne, to pamiętać, że szefostwo studia które, nie jest niezależne finansowo, ma swoich szefów a na tym poziomie rozmów, nie ma już miejsca na romantyczne wizje tworzenia genialnych gier czy kreatywnych pomysłów na mechaniki rozgrywki, bo szef szefa jest inwestorem, zawodowym businessmanem który podjął ryzyko inwestycji i ta inwestycja nie przynosi zakładanych zysków. A chyba każdy wie co się robi z nieudanymi inwestycjami.
Jakoś jak w innych branżach niż IT są zwolnienia i to wielokrotnie większe, bez odpraw itd. to nikt nie płacze.
Zwykła korekta, skończyła się łatwa kasa, teraz trzeba wypracowywać zysk i tyle. Firma, która na siebie nie zarabia tylko potrzebuje inwestorów niech pada, bo to żadna firma.
Produkować za swoje, a zysk przeznaczać na kolejne gry i nie trzeba będzie inwestorów, a od pożyczania są banki.
Powiedziec łatwo, tylko gamedev kosztuje. Ludzie, narzędzia, marketing. Żeby zrobić małą grę indie w teamie 10 osób potrzebujesz ze dwie bańki na rok/półtora produkcji. Żeby wyjść na zero musisz mieć z kilkadziesiąt tysięcy graczy, a i tak Steam obetnie swoją dolę.
Bez inwestorów nie ma gier. A już na pewno nie gier nastawionych na coś więcej niż sranie mikropłatnościami.
I nie ma tak, że duże firmy stać – wszyscy w branży potrzebują linii kredytowych i kapitału płynącego z zewnątrz. Czy to maluchy robiący pierdoły na komórki, czy giganci w USA.
Znaczy nie chcę się nabijać, poważna sprawa, ale jest trochę ironią losu, że obok tego artykułu jest recenzja „No w końcu powiew świeżości!” Coś w co da się grać, a nie kolejny kotlet! XD
Ale zadyma.