„Ludzi zwolniono z dnia na dzień”. Tak źle w gamedevie dawno nie było [REPORTAŻ]
Redukcje etatów z dnia na dzień, spotkania nagle wbite w kalendarz i kilkudziesięciu chętnych na jedno stanowisko – to nie sytuacja pracowników amerykańskiego gamedevu. Do Polski dotarła właśnie oczekiwana fala zwolnień.
Branża znajduje się w dołku, w jednym momencie spadły na nią ciosy z paru różnych stron, inwestorzy nie są chętni do finansowania, popandemiczny bum się skończył, problemem okazuje się nawet… Brexit. Posłani na zieloną trawkę pracownicy szukają dla siebie nowego miejsca na rynku, a ci, którzy przetrwali cięcia, szykują się na najgorsze.
– Do kalendarza zostało wrzucone ogólnofirmowe spotkanie, bez żadnych zapowiedzi – opowiada mi Z., pracownik jednego ze studiów. – Kiedyś mieliśmy tego typu spotkania raz na dwa tygodnie, więc nie wzbudzały żadnych podejrzeń, osobiście nawet się ucieszyłem, że znów chcą je zorganizować – wspomina.
Lampka ostrzegawcza zapaliła się, gdy wyszło, że to spotkanie w formie webinaru, gdzie tylko prowadzący mieli prawo głosu, a czat był zablokowany.
– Pojawił się prezes. Brzmiał, jakby czytał z kartki. Mówił o tym, że to ciężki okres dla branży i że po prostu pieniądze się skończyły, więc muszą zrobić cięcia. Całe spotkanie trwało pięć minut. Tuż po nim ludzie otrzymywali maila na prywatną i firmową skrzynkę informującego, że współpraca się kończy, i chwilę później zwolnione osoby zostały odcięte od Slacka i maila.
Nic jednak nie zapowiadało tak dużych zwolnień. Ostatecznie z firmy odeszło 80% pracowników.
– Nie przychodzi mi nic innego na myśl niż „we’re fucked”. Zwłaszcza że jestem testerem, a jak wiadomo, testerów jest najwięcej. Od czasów zwolnień wysłałem pięć CV, bo ofert po prostu nie ma – dodaje Z. – Oprócz wypłaty firma kompletnie się odcięła od pracowników, warto natomiast wspomnieć, że zarówno byli, jak i obecni pracownicy studia wspierają się wzajemnie, podrzucamy sobie oferty pracy, sprawdzamy CV i listy motywacyjne – zaznacza. Sama rozmowa miała miejsce pod koniec stycznia, a Z. ma czas do końca lutego.
Co zawiodło?
To niejedyny opis tego typu, który mi przedstawiono. Gamedev mocno się nasycił przez ostatnie lata, teraz branża ewidentnie zwalnia. Projekty się zamraża lub anuluje, a inwestorzy wycofują się z giełdy. Widać to zwłaszcza po indeksie WIG Games. Sam WIG (Warszawski Indeks Giełdowy) jest barometrem nastrojów na giełdzie, pozwala rozeznać się w tym, jaka atmosfera panuje na rynku. WIG Games skupia notowanych producentów gier wideo i… cóż, trudno powiedzieć, by w ostatnich miesiącach branża cieszyła się dobrą estymą.
– Nie widzę różowej przyszłości z perspektywy pracowników gamedevu na co najmniej dwuletnim horyzoncie czasowym – mówi Stanisław, doświadczony pracownik branży, obecnie prezes niezależnego studia. – Aby rynek odbił, muszą powrócić inwestycje w gamedev, co w czasie drogiego pieniądza oraz olbrzymiej liczby nowych produkcji, których development rozpoczął się na fali covidowej bańki, nie nastąpi za szybko. Obserwując obecną sytuację, przypuszczam wręcz, że rok 2024 będzie obfitował w kolejne upadłości i zwolnienia – stwierdza ponuro.
I również zwraca uwagę na polską giełdę, a konkretnie na negatywny sentyment. Dla firm, które swoją działalność opierały na finansowaniu z rynku kapitałowego, jak choćby te będące w portfolio PlayWay, to bardzo zła wiadomość.
Całe spotkanie trwało pięć minut. Tuż po nim ludzie otrzymywali maila na prywatną i firmową skrzynkę informującego, że współpraca się kończy, i chwilę później zwolnione osoby zostały odcięte od Slacka i maila.
Stanisław wskazuje także kolejny problem, tym razem bezpośrednio związany z pracownikami, czyli Brexit. Torysi skupiają się na ograniczeniu migracji, co wychodzi im marnie, jednak jednym z elementów ich kampanii jest zmiana prawa wizowego. Podniesiono próg minimalnej rocznej płacy, którą muszą otrzymywać wykwalifikowani pracownicy, z 26 200 funtów na 38 700. Dopiero wtedy mogą ubiegać się o wizę. Już teraz pojawiają się głosy, że niełatwo znaleźć nowych pracowników, a obecna zmiana jeszcze bardziej utrudnia ściąganie talentów z innych państw, np. z Polski.
– W ostatnich latach polscy pracownicy zostali odcięci od największego rynku pracy w gamedevie w Europie, czyli Wielkiej Brytanii. Obecnie tamtejsze firmy, nawet jeśli akceptują zdalny tryb pracy, wymagają zameldowania na Wyspach. Nawiązując do kwestii modelu pracy zdalnej, wiele firm w Polsce przechodzi na pracę hybrydową, co komplikuje sytuację pracowników spoza większych ośrodków – dodaje Stanisław.
Z kolei T., legenda branży, człowiek, który obserwował na własne oczy zwolnienia w kilku dużych polskich studiach, stawia sprawę jasno – winna jest chciwość zarządu.
– W dużych firmach to zwykle pogoń za zielonym wskaźnikiem w Excelu. Nie jestem przeciwnikiem samego zwalniania, bo zdarzają się sytuacje, także finansowe, w których trzeba się pożegnać z jakimś pracownikiem, bo nie pracuje dobrze, bo nie potrafi się dogadać z innymi – zaznacza. – Ale jak słyszę o Koticku (Bobbym – dop. red.), jednym z największych szkodników w branży, odpowiedzialnym za popularyzację mikropłatności, mechanik gatcha i całą masę innych nieetycznych spraw, który dostaje łącznie 400 mln dolarów za umowę między Microsoftem a Activision Blizzard, po czym z firmy uwalnia się 1900 osób dla rynku pracy, to gilotyna mi się w kieszeni otwiera. Branża nam się zdegenerowała na różne sposoby i zobaczymy, czy uda się to naprawić. Ale jestem raczej pesymistą – opisuje.
I wspomina o AI, którą już wdraża się w codzienną pracę wielu branż. Jej zadanie jest jednak banalne w swojej brutalności. Nie ma odciążyć pracowników i pozwolić im skupić się na jakości swojej pracy, tylko zająć ich miejsce, dzięki czemu firmy będą mogły zaoszczędzić na „wkładce mięsnej”. Niektóre redakcje próbują zastąpić newsroomy sztuczną inteligencją, w gamedevie zaś o swoją przyszłość obawiają się pracownicy kreatywni. Łatwiej w końcu napisać prompt i wygenerować asset lub grafikę, niż zlecić to designerowi. Może również pomóc seniorom, którzy nie będą potrzebowali zwiększać swojego zespołu, w efekcie odchudzając liczbę osób potrzebnych do pracy. Tego typu oszczędności mogą okazać się nazbyt kuszące, zwłaszcza dla dużych firm.
Restrukturyzacyjny bon ton
Wracając do samych zwolnień, to nie tylko liczby wykazywane w kwartalnych podsumowaniach, ale też decyzje, które realnie wpływają na życie ludzi. Jedne firmy radzą sobie z tym lepiej, inne nieco gorzej.
W studiu Marianny najpierw pojawiły się plotki. Ludzie przeczuwali, że coś jest nie tak. Wcześniej otrzymali informację o zawieszeniu prac nad innymi projektami, a cały zespół przerzucono do głównego. To wzbudziło niepokój, oryginalny plan zakładał stopniowe przenosiny ekipy do kolejnych projektów. Czekali również na feedback od wydawcy na temat wysłanej wersji beta. W końcu przyszedł ten dzień.
– Rano na Slacku pojawiła się informacja o tym, że każdy otrzymał zaproszenie na indywidualną rozmowę z prezesem. Dodatkowo osoby z tzw. core teamu, czyli ci, którzy zostają w firmie, miały spotkanie grupowe, gdzie jako pierwsze dowiedziały się, co się dokładnie dzieje. Na spotkaniach indywidualnych każdy dostał informację o jego sytuacji: czy żegna się z firmą od razu, czy z końcem kwietnia. Około 20 osób zostało zwolnionych z dnia na dzień, a mniej więcej 10 podzieli ich los za dwa miesiące, czyli po ukończeniu prac nad obecnym projektem studia – mówi. I też, podobnie jak pozostali rozmówcy, nie widzi przyszłości w różowych barwach.
Czytaj dalej
Nałogowy zbieracz - od pandemii do płyt CD i komiksów dołączyły winyle i erpegi. Prywatnie koci tata i fan black metalu.