2
18.03.2025, 17:00Lektura na 16 minut

Assassin’s Creed Shadows – recenzja. Jeszcze Ubisoft nie zginął

Gdyby tak jeszcze 10 lat temu powiedzieć fanom marki Assassin’s Creed, że w ramach przyszłej odsłony przyjdzie im zawitać do feudalnej Japonii, radości i świętowaniu nie byłoby końca. Szkoda więc, że Shadows przyszło debiutować w – nomen omen – cieniu kontrowersji i okresie tak trudnym dla Ubisoftu.

Szkoda, bo nowa Assassin’s Creed to naprawdę dobra gra. Mająca swoje wady, bazująca na nieco wymęczonym już szablonie, ale stanowiąca kawałek jakościowego, przemyślanego kodu. Może nie pretendent do tytułu roku, ale jednocześnie produkt zasługujący na uwagę – przede wszystkim od osób, którym ostatnie części serii przypadły do gustu.


W cieniu

Ale od początku. W Assassin’s Creed Shadows wcielimy się w dwie bardzo różne postaci: jest to kunoichi (czyli kobieta ninja) Naoe oraz Yasuke, czarnoskóry wojownik na usługach Ody Nobunagi. Tej dwójce przyjdzie działać razem, by oczyścić rejony środkowej Japonii z wpływów złowrogiej grupy, która nie cofnie się przed niczym, żeby zdobyć władzę. Oczywiście w to wszystko wmieszane są osobiste wątki zemsty i powinności, a jak na tytuł z serii przystało, nie zabraknie też motywu Bractwa i Zakonu – dwóch sił, których walka stanowi przecież fabularny trzon całej marki. Nie będzie chyba wielkim spoilerem, jeśli zdradzę, że próżno szukać silnego wątku rozgrywającego się we współczesności. Ten oczywiście występuje, ale… w jakim stopniu, to już musicie się przekonać sami.

Przyznam, że choć historia mnie nie porwała, to i tak jest to kawał dobrej roboty. Na tyle, żeby nie nudzić, może nawet momentami angażować – ale brakowało mi w tym większych emocji. Winę za ten stan rzeczy ponosi chyba struktura gry. W dwójce chociażby mieliśmy szansę poznać Ezio w młodości i towarzyszyć mu przez całe jego życie, dzięki czemu łatwiej było wczuć się w jego losy. Naprawdę polubiłem obie postacie w Shadows: Naoe za bardzo ludzkie emocje, ale też dojrzałość, a Yasuke za honorowość, ale też podążanie własną ścieżką; jednak koniec końców nie poczułem z nimi specjalnej więzi.

Assassin’s Creed Shadows
Assassin’s Creed Shadows

Czemu? Po pierwsze, nawet jak na tak dużą produkcję, dwójka protagonistów z dwoma osobnymi wątkami to… trochę tłok. Przełączanie między nimi niekiedy wybijało mnie z rytmu. Po drugie, sporo tematów załatwiono tutaj retrospekcjami, które czasem pojawiają się za późno. No i jak mam się emocjonalnie zaangażować w np. zemstę, skoro jej powód podano mi dopiero po kilkudziesięciu godzinach gry?

Mimo tego scenariusz trzyma się kupy, poszczególne postacie mają sensowne motywacje, a świat nie jest czarno-biały. Zwrotów akcji nie uświadczymy zbyt wiele, ale gdy już się pojawiają, ciekawie zmieniają dynamikę fabuły. No i, kurczę, klimat feudalnej Japonii zdecydowanie dodaje atmosfery – od drobnych detali jak postacie chodzące boso wewnątrz pomieszczeń, przez inspiracje zaczerpnięte z ciekawej historii i mitów (chociaż, niestety, Shadows jest najbardziej przyziemną częścią ze wszystkich, więc elementów fantastycznych prawie tutaj nie doznamy…), po oddanie różnych rytuałów czy konfliktów światopoglądowych.

Co prawda to wszystko bardzo mocno polano popowym sosem, nie oczekujcie wycyzelowanej dokładności historycznej czy kulturowej, ale ani się na tym okresie nie znam, ani też pewna umowność czy przesada w swobodnym podejściu do historii bardzo mi nie przeszkadza. Szczególnie w serii gier, w których – jako zupełnie fikcyjna postać – obijaliśmy papieżowi władającemu magiczną mocą… no, papę. 

Assassin’s Creed Shadows
Assassin’s Creed Shadows

Gdzie dwóch się bije…

No dobrze, dosyć o historii, przejdźmy do rozgrywki. Wielkich rewolucji w schemacie nie znajdziemy. Dla osób, które go lubią – jak ja – to pewnie żadna przeszkoda. Jeśli jednak macie wrażenie, że Valhalla była po prostu „nakładką” na Origins i Odyssey, to obawiam się, że Shadows może Was trochę zmęczyć. Podobnie jak w poprzednich odsłonach będziemy więc eksplorować otwarty świat, zdobywać wrogie bazy (w tej części są to zamki), no i przede wszystkim polować na cele, z prostą misją odebrania im życia. Tych, rozsianych po całej mapie, jest całe mnóstwo. Głównych co prawda ledwie garstka, ale przyjdzie nam też walczyć z dawnymi uczniami byłego mistrza Yasuke, zabijać piratów, bandytów czy liderów szemranych organizacji. 

Osobiście ciepło wspominam czyszczenie listy np. w Odyssey, w której można było rzeczywiście wyśledzić niektóre cele w otwartym świecie. Tutaj niestety mocno strywializowano dochodzenia. W wariancie trudnym dostajemy bardzo ogólne wskazówki co do miejsca przebywania naszego przeciwnika, w wariancie łatwym możemy wysłać zwiadowcę (będącego odnawialnym zasobem, za który możemy też zapłacić) w przybliżone miejsce, żeby ten oznaczył nam na mapie dokładną lokalizację wroga. A kiedy już dotrzemy do ofiary, wystarczy wykorzystać opcję skupienia, aby niebieska kropka wskazała dokładnie, dokąd mamy się udać. Trochę banał.

Assassin’s Creed Shadows
Assassin’s Creed Shadows

Ciekawiej wypada eliminowanie głównych celów. Najpierw musimy zebrać sojuszników, zaplanować atak itd. Często wtedy misja ma kilka etapów, w których na zmianę kierujemy Yasuke i Naoe albo wybieramy jedno z nich do całego zadania. A wybór ten znaczy wiele, bo jeszcze nigdy w historii serii Assassin’s Creed nie przyszło nam sterować dwiema tak różnymi postaciami. Samuraj jest niczym czołg. Wjeżdża we wrogów z buta, łamie im kręgosłupy i rzuca niczym szmacianymi lalkami. Shinobi natomiast czuje się najlepiej w cieniu: popełnia skrytobójstwa i unika bezpośredniej walki.

I choć preferuję ten drugi rodzaj rozgrywki, to muszę przyznać, że z przyjemnością wcielałem się czasami w Yasuke, by poczuć tę niszczycielską moc. Chętnie wtedy przyjmowałem ciosy (i oddawałem 10 razy mocniejsze), a dzięki różnym ulepszeniom ekwipunku z czasem zacząłem też odpierać nieblokowalne uderzenia i mogłem wyprowadzać swoje ataki bez strachu, że ktoś przerwie mi animacje. No właśnie, animacje! Te są absolutnie cudowne, oddają prawdziwą siłę naszych postaci i są niezwykle brutalne i krwawe. Głowy są ucinane, miażdżone, przebijane, bebechy wylatują na zewnątrz, a jucha chlapie na ekran. Ogląda się je przez kilkadziesiąt godzin z niesłabnącym zachwytem (a ja tym zdaniem załatwiłem sobie chyba miejsce na terapii…).

Ale skoro jesteśmy już przy Yasuke i animacjach, warto zaznaczyć, że samuraj porusza się zupełnie inaczej niż Naoe. Zamiast przeskakiwać nad ścianami po prostu się przez nie przebija. Nie potrafi tak dobrze wdrapywać się na wysokie budynki, balansując na krawędzi, chybocze się na boki, a kiedy spada do stogu siana, wypada cały poobijany (ale bez uszczerbku na pasku zdrowia). Nie ma też „wzroku orła” jak koleżanka, ale umówmy się – nie potrzebuje go, bo jego zadaniem jest po prostu przedzieranie się przez zastępy przeciwników, bez potrzeby śledzenia otoczenia.

Assassin’s Creed Shadows
Assassin’s Creed Shadows

Natomiast Naoe to typowa asasynka. Używa linki z hakiem, która umożliwia jej szybkie wciąganie się na dachy, ma zestaw umiejętności pozwalający niepostrzeżenie zabić jednym ciosem, a także narzędzia: kunaie, shurikeny, bomby dymne czy dzwonki odwracające uwagę. Granie tą postacią przypomniało mi, jak wielką frajdę sprawiało mi w starszych odsłonach ostrożne skradanie się i ciche zabójstwa. Szczególnie że w otwartym świecie jest sporo miejsca do skradania, a mechanika cienia (kiedy jesteśmy w ciemności, zupełnie nas nie widać) sprawia, że zgaszeniem światła np. dzięki celnemu rzutowi kunaiem, dajemy sobie dodatkowe możliwości na ruch. Naprawdę przypomniały mi się złote czasy grania Ezio czy Altairem, ale z nowymi opcjami – rewelacja! 


Maczugą i kataną

Nasze postacie różnią się nie tylko stylem rozgrywki, lecz także wyposażeniem czy umiejętnościami. Ekwipunek uzupełniamy dość regularnie, a dzięki opcjom zmiany wyglądu nie jesteśmy skazani na niedopasowane ciuszki – możemy swobodnie łączyć wzory wśród tych już odblokowanych. Broń i zbroje też warto ulepszać, bo nie tylko znacząco podnosi to ich statystyki (różnica jest ogromna nawet z poziomu na poziom), lecz także możemy je grawerować, zapewniając sobie tym samym różne bonusy. Działa to naprawdę nieźle i pozwala dobrać odpowiedni sprzęt do tego, w jaki sposób gramy, a jeśli zapiszemy kilka różnych zestawów zaopatrzenia, łatwo możemy się między nimi przełączać.

W przypadku umiejętności będę jednak bardziej krytyczny. Większość z nich jest dość… nijaka mechanicznie (bo wizualnie są cudowne), a możliwość przypisania czterech okazuje się złudna, bo często będzie tak, że z jednej grupy (np. katana, łuk czy kusarigama) da się aktywować tylko dwie. Umiejki odblokowuje się i rozwija za pomocą punktów zdobywanych naturalnie w miarę progresu – poprzez zabijanie ważnych postaci czy wbijanie kolejnych poziomów. Natomiast progi umiejętności, tzw. mistrzostwa, są odblokowywane po nagromadzeniu punktów wiedzy w określonej liczbie. Te zbiera się za aktywności takie jak kuji-kiri (medytacyjna, całkiem relaksująca minigra Naoe), łucznictwo konne, zbieranie ukrytych zwojów w świątyniach czy modlitwa przy chramach. Zachęca to do eksploracji, a same aktywności są albo przyjemne, albo proste – w żadnym wypadku męczące. 

Assassin’s Creed Shadows
Assassin’s Creed Shadows

Poza tym w otwartym świecie znajdziemy jeszcze sumi-e, czyli rodzaj obrazka – w tym wypadku przedstawiającego dzikie zwierzęta, ścieżki parkourowe do pokonania czy zamki do odblokowania. I wszystko jest sympatyczne i dobrze zaprojektowane, ale… no właśnie. Jest tutaj ogromne „ale”. Open world w Assassin’s Creed Shadows jest tak naprawdę nudny i pusty. Eksploracja nie jest zajmująca, brakuje sekretów do odkrycia, a mechanika zwiadowców zawsze prowadzi nas prosto do celu. Nie czuję żadnej zachęty do błąkania się, wręcz przeciwnie! 

Gra wprost ostrzega nas, że strome zbocza gór i gęste lasy mogą być nie do przejścia, więc powinniśmy się trzymać głównych dróg. Tyle że na głównych drogach, poza grupami bandytów, absolutnie nic ciekawego nie spotkamy. Czasem pomożemy komuś i w zamian otrzymamy wskazówkę lub bonusowego zwiadowcę, ale Japonia wydaje się w tej grze monotonna. W Ghost of Thsushima uwielbiałem jeździć po polach kwiatów i lizać ściany, tutaj – tylko chciałem jak najszybciej dotrzeć z punktu A do punktu B.

No i, kurczę, nie zawsze to docieranie było przyjemne. Najprościej odblokować kryjówkę, co jednak kosztuje i wymaga jej odnalezienia wcześniej, ewentualnie możemy przenosić się od punktów widokowych (najczęściej szczytów zamku, na które trzeba się wcześniej wspiąć). Ale pomiędzy tym wszystkim czeka nas nudnawa przejażdżka na głupiutkim rumaku, który co chwilę utyka na jakimś straganie czy drzewie, a którym steruje się jak naćpaną dżdżownicą. Ech, nawet nie pytajcie. 

Assassin’s Creed Shadows
Assassin’s Creed Shadows

Dość powiedzieć, że preferowałem piesze wędrówki, szczególnie po miastach, gdzie… koń jeździ wolniej, niż my biegamy! Nie pojmuję tego. Plusem szwendania się po świecie były za to widoki. Różnorodne tereny, w zależności od regionu – piękne krajobrazy i interesująca architektura – brawa za to. Miłym akcentem okazały się też zmiany pór roku, które nie tylko pełniły funkcję ozdobnika, lecz także wpływały na rozgrywkę. Latem i wiosną można się ukrywać w wysokich trawach, a zimą śnieg spowalnia bieg, ale też wygłusza kroki, a niektóre zbiorniki wodne zamarzają. 


Gaijin i shinobi w jednym stali domku

Poza przebywaniem w otwartym świecie przyjdzie nam często wracać do głównej bazy, którą z czasem rozbudujemy o kolejne budynki, takie jak kuźnia (do ulepszania czy grawerowania broni) czy stajnie. Dzięki zebranym materiałom, głównie ukradzionym z zamków i wrogich obozów, ulepszymy powstałe struktury, żeby móc wysyłać w świat więcej zwiadowców, rozwijać umiejętności towarzyszy itd. To ważne miejsce od strony mechanizmów gry, ale też możemy je upiększać i czynić bardziej przytulnym dzięki znajdowanym w otwartym świecie zdobyczom (takim jak drzewa czy… kotki i pieski!), a także rozmawiać z postaciami pobocznymi. Z tych rozmów co prawda niewiele wynika, bo Shadows nie jest erpegiem – dialogi i wybory mają pewien wpływ na historię, ale sumarycznie niewielki. 

Wspomniałem o towarzyszach, więc rozwinę temat. Tych poznajemy w trakcie niektórych misji i po ukończeniu ich wątków możemy włączyć ich do drużyny. Da się ich potem przywołać w trakcie walki na kilka chwil i przyznam, że parę razy uratowało mi to skórę. Z częścią NPC możemy też romansować, ale to raczej przelotne miłostki, bez głębi czy rozwinięcia, ot – dialogi do przeklikania. Ale generalnie bohaterowie poboczni są całkiem ciekawi. Mają swoje charakterystyczne cechy, ale też często niejednoznaczne motywacje, a powiązane z nimi wątki są intrygujące. Przyznam, że śledzenie ich rozwoju było niekiedy ciekawsze niż podążanie główną osią fabularną.

Assassin’s Creed Shadows
Assassin’s Creed Shadows

A skoro już o niej mowa, to napisy końcowe zobaczyłem po 32 godzinach gry, kiedy miałem też zaliczone sporo misji pobocznych, a po ok. 40 godzinach zaliczyłem ogromną większość dodatkowych aktywności. Myślę, że przy takim stylu gry jak mój (tj. szybkim) da się spokojnie wymaksować grę poniżej 60 godzin, ale osoby preferujące długie spacery poświęcą trochę więcej czasu. Chociaż, jak wspomniałem już wcześniej, takie wałęsanie się po świecie jest raczej bezcelowe z uwagi na jego konstrukcję. 

Swoją drogą przypomnę, o czym napomknąłem wcześniej – w Shadows możemy do woli przełączać się między Naoe a Yasuke. To znaczy… w teorii. W praktyce wygląda to tak, że dość długi, kilkugodzinny prolog (poza dosłownie krótkim fragmentem) poświęcony jest wyłącznie młodej shinobi. Dopiero potem dostajemy opcję przełączania się i tylko w niektórych misjach jesteśmy zmuszeni użyć konkretnej postaci (jak wspomniane zabójstwa głównych celów czy osobiste misje bohaterów). Nie da się więc przejść całości tylko jedną z nich, ale ponownie – jedną i drugą gra się inaczej*, a obie dają sporo satysfakcji.

Naprawdę, walka oraz skrytobójstwa są nie tylko jednymi z najmocniejszych cech Shadows, lecz także i jednymi z najprzyjemniejszych w historii całej serii. Co prawda AI wrogów niczego nie urywa (chociaż mam wrażenie, że wykazują się dużo większą „inteligencją” niż w niektórych poprzednich częściach), a bossowie się powtarzają i w większości to tylko zwykli przeciwnicy z większym paskiem zdrowia, ale naprawdę siecze się ich wdzięcznie. 

* Muszę tylko wtrącić, że jeśli chodzi o to, jak reaguje na nas świat czy jakie mamy możliwości fabularne – to nic się nie zmienia w zależności od tego, kim kierujemy (choć czasem możemy zabić kogoś albo oszczędzić, podejmując decyzję jako jedna lub druga postać). 

Assassin’s Creed Shadows
Assassin’s Creed Shadows

Piękno kwiatu wiśni

Od strony technicznej naprawdę ciężko mi się do czegokolwiek przyczepić. Oprawa graficzna cieszy oko, szczególnie, kiedy w grze jest wiosna albo zima, a lokacje – chociaż momentami raczą podobnymi widokami – zostały zaprojektowane szczegółowo i interesująco. W dużych detalach wszystko wypadło przyjemnie i może tylko raz czy dwa doświadczyłem doczytywania tekstur z bliska. Reszta była renderowana bez problemów i zasięg widzenia pozwalał podziwiać widoki. Optymalizacyjnie muszę przyznać, że się bardzo pozytywnie zaskoczyłem. Wciąż biegamy po Animusie w trakcie wczytywania czy szybkiej podróży, ale czas ładowania jest niezwykle krótki. Gra trzymała też stabilne 60 klatek, a moja maszyna w ogóle się nie nagrzewała (co zdarza się przy innych tytułach). Grałem na RTX 4080, 24 GB RAM, Ryzen 7 na 8 rdzeniach – żaden to demon wydajności, a poradził sobie świetnie. 

Nie uświadczyłem też zbyt wielu bugów. Jeden jedyny raz musiałem wczytywać grę, bo zablokowałem się gdzieś na drzewach (gdzie niby nie powinno mnie w ogóle być) i dwa razy kamera mi oszalała, ale po chwili wróciła na miejsce. Poza tym nie wychwyciłem absolutnie nic znaczącego, a drobnostki w stylu wspomnianego doczytywania tekstur naliczyłbym na palcach jednej ręki. Widać, że produkt jest dość doszlifowany i podejrzewam, że ewentualne premierowe patche tylko podniosą – i tak bardzo wysoki już – standard działania. 

Assassin’s Creed Shadows
Assassin’s Creed Shadows

Pewne zastrzeżenia mam jednak co do ścieżki dźwiękowej. Obok klimatycznych, tradycyjnych utworów dostaliśmy też parę kawałków od TEKE::TEKE, japońsko-kanadyjskiej grupy rockowej, która miesza folkowe rytmy z gitarowym brzmieniem. Może się to podobać lub nie, osobiście uwielbiam np. hip-hopowy soundtrack z Samuraia Champloo, ale tutaj miałem zbyt duży dysonans. Ta anachroniczność nie zawsze pasowała do nastroju. Ten za to zdecydowanie mógł być spotęgowany przez użycie trybu autentyczności, który zamieniał języki postaci na takie, jakimi rzeczywiście by się posługiwały (ale tak, zdaję sobie sprawę, że ludzie mówili inaczej 500 lat temu niż dzisiaj i gra tego nie uwzględnia). I tak komunikaty z Animusa były po angielsku, Japończycy mówili po japońsku, a Portugalczycy po portugalsku (są polskie napisy). 


Doskonale, ale…

No dobrze, przyszedł czas podsumowania. Zacznę może od zebrania tego wszystkiego, co mi się nie podobało. Przede wszystkim jestem zawiedziony otwartym światem. Pozbawionym życia, tajemnic, niezbyt zachęcającym do zgłębiania (i jeszcze ten przeklęty koń!). Zamknięta struktura niektórych głównych misji też nie pomaga – mam wrażenie, że więcej swobody zapewniono mi w poprzednich częściach. Wiąże się to też z kwestią prowadzenia śledztw, które ograniczają się do „wyślij zwiad, idź i zabij”. Łyżką dziegciu w beczce miodu są też przeciwnicy – nie tak głupiutcy, jak się już Ubi zdarzało, ale też mało ciekawi i zróżnicowani. 

Mimo to naprawdę bardzo miło spędziłem czas z Assassin’s Creed Shadows. Świetna walka, pełna cieszących oko, brutalnych finiszerów, które czuć dzięki fizycznemu (wibracje pada) i wizualnemu feedbackowi, to coś, czego nawet nie wiedziałem, że potrzebuję. Do tego skradanie niczym rasowy asasyn przypomina czasy świetności pierwszych odsłon – a nowinki jak ukrywanie się w cieniu, skrzypiące podłogi i narzędzia ninja rzeczywiście bawią i zachęcają do wcielenia się w Naoe. Co nie zmienia faktu, że i Yasuke kieruje się bardzo dobrze. 

Duet sprawdza się zarówno na poziomie mechanizmów, jak i fabuły. Co prawda chciałbym, żeby afrykański samuraj działał trochę jako przewodnik po świecie, ale z drugiej strony Ubisoft poszedł w inną, chyba finalnie lepszą stronę. Gra nie traktuje nas jak głupków i nie tłumaczy każdej pierdoły na każdym kroku – uczymy się rzeczy w locie, a świat poznajemy kawałek po kawałku na swój sposób, bez nachalnych ekspozycji czy łopatologii, tylko przez wrzucenie prosto w akcję. 

Zostaje więc odpowiedzieć na pytanie: dla kogo jest to tytuł? Fani i fanki poprzednich współczesnych odsłon (licząc od Origins) powinni być zadowoleni. Osoby, które zmęczyła już forma, ale chcą sprawdzić Shadows ze względu na czystą ciekawość czy miłość do japońskiego settingu, mogą się bawić nieźle, ale też trochę narzekać, że to głównie „więcej tego samego”. Jeśli jednak szukamy erpega albo akcyjniaka z otwartym światem, w który wsiąkniemy niczym w Wiedźmina 3, Kingdom Come: Deliverance II czy Red Dead Redemption II… no to chyba nie do końca ten adres. Ale na tle „podobnych” gier o, delikatnie mówiąc, dyskusyjnej jakości jak Avowed czy Dragon Age: The Veilguard, nowe Assassin’s Creed się wyróżnia. To dopracowany, dobrze przemyślany produkt, który ma wiele do zaoferowania, chociaż parę rzeczy mogłoby być zrobionych nieco lepiej.

Ocena

Assassin’s Creed Shadows to z jednej strony więcej tego samego, z drugiej nowe otwarcie dla serii dzięki dwóm bardzo różnym od siebie grywalnym postaciom. Na swoim podstawowym poziomie stanowi naprawdę dobrą rozrywkę. Niestety wszystko, co dobre, jest ciągnięte w dół przez nijaki otwarty świat i nudnawe misje. 

7+
Ocena końcowa

Plusy

  • Świetna walka
  • Postacie da się polubić
  • Solidna historia
  • Parę sympatycznych nowości
  • Stabilność działania i jakość wykonania

Minusy

  • Pustawy i nudny otwarty świat
  • Błahe śledztwa
  • Mała różnorodność wrogów i bossów


Czytaj dalej

Redaktor
Paweł Kicman

Za dnia projektuję gry tabletop RPG, w nocy zajmuję się dziennikarstwem popkulturowym (m.in. dla CD-Action, Nowa Fantastyka, Pismo, dwutygodnik). Uwielbiam grać w koszykówkę, poznawać lore Soulsów i pić mleko waniliowe.

Profil
Wpisów39

Obserwujących3

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze