11
18.04.2023, 14:00Lektura na 10 minut

Dead Island 2 – recenzja. Krew, mózgi i… nuda

Masz tu kij, zombie bij – oto Dead Island 2 w pigułce. Produkcja, która w żadnym momencie nie udaje, że jest czymś więcej niż po prostu grą wideo. Szkoda tylko, że po paru godzinach prostacka przyjemność z rozbijania nieumarłych głów gdzieś znika, a ubabrany we flakach i krwi odbiorca zaczyna się nudzić.


Tomasz „Ninho” Lubczyński

12 długich lat czekaliśmy na sequel Dead Island. Po drodze swoją pierwszą zombistyczną serię odpuścił Techland, niegodzący się na brak wolności kreatywnej, na który skazywała studio umowa z posiadającym prawa do marki Deep Silver. Wrocławianie zajęli się więc Dying Lightem, Martwa Wyspa zdążyła natomiast od tego czasu kilka razy umrzeć i zmartwychwstać, a finalnie też stać się obiegowym żartem w branży, niczym przed wieloma laty Duke Nukem Forever.

Dead Island 2
Dead Island 2

Aż w końcu na ostatnim Gamescomie zapowiedziano datę premiery – 3 lutego 2023. Wydanie gry zostało jednak przesunięte na 28 kwietnia, a następnie… przyspieszone o tydzień. Dlaczego? Trudno powiedzieć, szczególnie że produkcji przydałoby się jeszcze trochę czasu na doszlifowanie niedoróbek. Niemniej odnoszę wrażenie, że to idealne podsumowanie wyboistego, trwającego ponad dekadę developmentu.


Jaka jest Martwa Wyspa, każdy widzi

Im więcej miesięcy mijało od pierwszej zapowiedzi Dead Island 2, tym trudniej było mi poważnie traktować kolejne doniesienia na temat gry. Gry, która na szczęście sama siebie również nie traktuje poważnie. Momentami w wirtualnym Los Angeles, gdzie dzieje się akcja DI2, można poczuć się jak po odkopaniu kapsuły czasu sprzed dwóch dekad. To powrót do lat, gdy po szkole odpalało się komputer, by zdobyć kilka fragów w Quake’u czy siać chaos na ulicach San Andreas po uprzednim wpisaniu „BAGUVIX”, „HESOYAM” i „UZUMYMW”.

Dead Island 2
Dead Island 2

Dostajemy do ręki kij bejsbolowy / sztachetę / klucz francuski / wiosło (niepotrzebne skreślić) i naszym celem nadrzędnym staje się wybicie wszystkich zombie w okolicy. Fabuła? Obecna. I tym słowem można ją podsumować, choć jednocześnie nawet gdybym opowiedział ją w całości, to (a) niewiele byście stracili, (b) najpewniej nic byście z niej nie zapamiętali.

To pełna czerstwego humoru i do bólu prosta opowieść złożona z klisz i przewidywalnych zwrotów akcji. Ale nie to wydaje się jej największym problemem. Tego typu historię – całkowicie przesadzoną, napakowaną akcją i nieśmiesznymi żartami – da się bowiem napisać i nakręcić w taki sposób, by była tak zła, że aż dobra. Niestety w przypadku Dead Island 2 fabuła okazuje się po prostu nijaka. I doprawdy nie wiem, gdzie ukryło się pół miliona słów, które zostały przetłumaczone na język polski i którymi chwalono się przed premierą.

Dead Island 2
Dead Island 2

Warto jednak zaznaczyć, że od samego początku trudno mieć wątpliwości, że historia w DI2 jest czymkolwiek innym niż tylko pretekstem dla dania głównego – rozbijania głów i odcinania setek kończyn (wg statystyk po zakończeniu głównego wątku miałem na sumieniu 1500 zombie wszelkiej maści – duży plus za tak skrupulatne podsumowywanie dokonań!). I przez pierwszych kilka godzin sprawia to nawet frajdę, ale prędzej czy później dociera do gracza schematyczność całości. W moim przypadku stało się tak gdzieś w połowie 20-godzinnej kampanii – później brnąłem głównie ze względu na recenzencką powinność, szczególnie od momentu, gdy zostały mi do wykonania jedynie aktywności poboczne (gdybym chciał wykonać je wszystkie, czas spędzony przy DI2 najpewniej by się podwoił). Inna sprawa, że grę i tak bym skończył, tylko dawkując ją sobie jednak w zdecydowanie mniejszych porcjach.


(Nie)otwarty świat

Nawet gdy piszę te słowa, gdzieś po głowie błąka mi się myśl, że wróciłbym na kwadrans do Bel Air, by rozczłonkować kilkoro nieumarłych. Niekoniecznie miałbym ochotę poeksplorować Los Angeles, bo miasto, choć na pierwszy rzut oka wydaje się pełne możliwości, po czasie wyraźnie zniechęca swoją makietowością i pustką. W dodatku zapomnijcie o swobodnym poruszaniu się po jego ulicach – w Dead Island 2 nie mamy do czynienia z typowym otwartym światem. Każda dzielnica i większa lokacja to osobna mapa oddzielona od pozostałych ekranem ładowania. I choć miejsca, które odwiedzamy, są zróżnicowane, to bardzo szybko odczuć można ich pretekstowość – podobnie jak fabuła, mają na celu doprowadzić gracza z punktu A do B, a w trakcie podróży dać możliwość pokonania kilku(dziesięciu) zombiaków.

Do dyspozycji dostajemy za to nie tylko dziesiątki różnych broni, ale też sześcioro bohaterów do wyboru. Choć nie zdołałem przejść gry każdym z nich, to na tyle, na ile zdążyłem zauważyć, mogę powiedzieć, iż głównymi atrybutami przydatnymi podczas zabawy są wytrzymałość oraz poziom zdrowia – wybór postaci z tymi cechami na niższym poziomie startowym to tutejszy ekwiwalent grania na hardzie.

Różnego rodzaju niedoskonałości naszego awatara można niwelować za pomocą kart zastępujących drzewko umiejętności. Pełna talia okazuje się dość pokaźna, a miejsce na zdolności specjalne mamy ograniczone, trzeba więc dobierać skille pod nasz styl gry. Do tego dochodzi możliwość modyfikowania broni – zarówno zwiększania ich poziomu, jak i instalowania wyjątkowych ulepszeń, np. pozwalających razić przeciwników prądem.

Dead Island 2
Dead Island 2

Wszystko zostało tak pomyślane, by poszczególne elementy się zazębiały – jeśli korzystamy z kart sprawiających, że odzyskujemy energię po zadaniu obrażeń ogniem, a w dodatku okaleczenie zombie przywraca nam zdrowie, to aż żal byłoby nie sięgnąć po katanę z perkiem ogniowym. Inna sprawa, że gdy do użycia weszły bronie palne, to szybko stały się moim podstawowym rynsztunkiem, bo pozwalały na walkę na odległość, co okazywało się zbawieniem, kiedy we znaki dawał się taki sobie balans.


Trzask-prask, unik i blok

Gra często bywa zbyt łatwa, by w innych momentach przesuwać wajchę w przeciwnym kierunku. Pomocny jest przede wszystkim system uników i bloków, który sprawia, że wyjść obronną ręką można z niemal każdego starcia. Wystarczy odrobina refleksu, sparowany atak oszołomi zombie, a my dostaniemy darmowe zabójstwo. Poza walorami estetycznymi (tj. dziurawionymi, miażdżonymi, odrywanymi czy odcinanymi głowami) pozwala to na – przy zastosowaniu odpowiedniej karty umiejętności – odzyskanie punktów zdrowia. A jeśli dodać do tego fakt, że w trakcie animacji egzekucji gracz nie otrzymuje obrażeń, łatwo wyobrazić sobie, że nawet będąc otoczonym przez nieumarłych, nie stoi się na przegranej pozycji.

Dead Island 2
Dead Island 2

Nieco inaczej mają się jednak sprawy w momencie, gdy zombie są na wyższym poziomie od nas, a w dodatku walczymy na ograniczonej przestrzeni. Wówczas jeden cios od zwykłego szwendacza może okazać się równie śmiertelny, co atak bossa. Napsuło mi to sporo krwi szczególnie podczas ostatniego starcia w grze.

Jak już wspominałem, największą zbrodnią Dead Island 2 jest schematyczność. To o tyle przykre, że twórcy naprawdę postarali się o urozmaicony gameplay. Możliwość wykorzystywania zjawisk środowiskowych – podpalania paliwa, oblewania wodą iskrzących się przewodów i tworzenie tym samym elektrycznej pułapki – dodaje opcji taktycznych do każdej walki i pozwala na eksperymentowanie. Przeciwnicy cechują się odpornością na różne ataki, wypada więc dobierać strategię pod konkretne starcie, w tym zmieniać karty umiejętności, które w danej chwili wykorzystujemy.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE


Czytaj dalej

Redaktor
Tomasz „Ninho” Lubczyński

W CD-Action jestem od 2016 roku, wcześniej publikowałem m.in. w Przeglądzie Sportowym. W redakcji robiłem chyba wszystko – byłem sprzętowcem, prowadziłem działy info i zapowiedzi, szefowałem newsroomowi, jak i całej stronie. Następnie bezpieczną przystań znalazłem w social mediach, którymi zajmowałem się do końca 2022 roku, gdy odszedłem z CDA. Nie przestałem jednak pisać – wciąż możecie mnie więc czytać: zarówno na stronie www, jak i w piśmie.

Profil
Wpisów730

Obserwujących7

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze