rek

Dragon’s Dogma 2 – recenzja gry RPG chodzącej własnymi drogami

Blisko 11 lat potrzebował Capcom, by dać nam kontynuację Dragon’s Dogmy. Choć w sequelu pojawia się nieco nowości, trochę za dużo rzeczy pozostało jednak w mrocznych krainach po staremu…

WAŻNE! Nie przekazano nam przed publikacją recenzji informacji o zamiarach dodania mikropłatności do pełnej wersji gry. Do sprawy odnosimy się w następującym tekście: Skandal wokół Dragon’s Dogmy 2 to wierzchołek góry lodowej.

Kto natomiast grał w pierwszą odsłonę serii, ten doskonale zdaje sobie sprawę, że jest to produkcja ze wszech miar specyficzna. Za sprawą screenów czy gameplayu może być odbierana jako klon Skyrima, ale poza dzierżonym w dłoni bohatera mieczem, łukiem czy kosturem reszta średnio się już zgadza. Cała masa wyjątkowych mechanik połączona z mrocznym światem pełnym smoków sprawiła, że wytworzyła się wokół tego tytułu społeczność z niecierpliwością wypatrująca kolejnej części.

No i w końcu, voilà, doczekaliśmy się. Wystarczy kilka kwadransów przed konsolą, by pomimo paru nowości poczuć się jak ryba w wodzie. I choć owa wierność wypracowanym już przed laty schematom wychodzi grze w większości na dobre, serduszko czasem boli, że nie zdecydowano się przynajmniej wyrugować niektórych obiektywnie denerwujących archaizmów.

Dragon's Dogma 2

W okowach średniowiecza

Kolejna przygoda w znanym już uniwersum rozpoczyna się… w więzieniu. Po krótkim prologu, polegającym głównie na dźwiganiu ciężkich kamieni, ponownie stajemy się świadkiem ataku mitycznych istot z innego wymiaru, a odkrycie, co się stało, okaże się jednym z głównych celów kampanii fabularnej. Bohaterem znów jest Arisen, pozbawiony serca wybraniec.

Historia zahaczy też rzecz jasna o smoki, a ja… nie będę pisał na jej temat zbyt dużo, bo oczywiście przy dostarczeniu kodów recenzenckich proszono nas o to, aby nie spoilować zbyt wiele. By zasiać ziarno ciekawości, wspomnę tylko o dość intrygującym fakcie, że widoczny w menu głównym logotyp… nie ma żadnej dwójki. A dlaczego? To już odkrywajcie sobie sami, na zdrowie!

Dragon's Dogma 2

Moje ogólne wnioski są jednak takie, że ponownie nie mamy do czynienia z arcydziełem sztuki scenariopisarskiej, ale tak czy siak przyjdzie nam się dobrze bawić z uwagi na ciekawe żonglowanie średniowiecznymi kliszami, nastrój mrocznego fantasy czy dość specyficzną formułę narracji. Jeżeli coś w kontekście samej opowieści rozczarowuje nieco mocniej, to zdarzające się kilkugodzinne przestoje wynikające z pewnych problemów strukturalnych – o czym więcej za chwilę.

Owocowe czwartki i mroczne piątki

Solą gry jest w dużej mierze podróżowanie i toczenie kolejnych starć z grupami przeciwników bądź napotkanymi na drodze minibossami. Nie przez przypadek Dragon’s Dogma zyskała tak dużą renomę – głównie z uwagi na mocno specyficzną walkę. Na początku przywyknąć należy przede wszystkim do tego, że liczy się tu… praca drużynowa. Ruszając do boju samotnie, najprawdopodobniej błyskawicznie zarobimy odbierającą nam połowę zdrowia serią ciosów. A to z uwagi na dość dużą ociężałość naszego wojownika oraz fakt, że gra nie bazuje jak wiele podobnych tytułów na szybkich unikach.

Dragon's Dogma 2

Decydując się na rajd w stronę wroga, trzeba tak sobie wszystko wyliczyć, by po wyprowadzonym ciosie mieć jeszcze chwilę na odbiegnięcie dostojnym krokiem. O ile serię Dark Souls określało się latami mianem szachów, tutaj mamy do czynienia z szachami do kwadratu. Zrozumieć trzeba jednak, że cała ta ociężałość to nie efekt złośliwości developerów, tylko wstęp do bardzo istotnej mechaniki „pionków”.

Rzadko bowiem podróżujemy samotnie. Pomijając króciutki prolog, sytuacja taka ma miejsce zwykle wtedy, gdy scenarzyści chcą akurat przejąć na chwilę stery i zlecić nam np. infiltrację zamku w przebraniu. Na polu bitwy mamy jednak do dyspozycji do trzech pomagierów (zwanych dość nieelegancko właśnie „pionkami”). Jednego tworzymy sami na ekranie dość podobnym do kreatora postaci, pozostałych zaś werbujemy w czasie zabawy. Gdzie? Okazji trochę będzie, bo raz ktoś zagada do nas w mieście, kiedy indziej przed rekrutacją sami przyłączymy się do niego w walce przeciwko napotkanemu na szlaku bossowi. Chętnych, by zasilić naszą drużynę, jest zwykle tyle, co studentów na dowolną pracę w „młodym perspektywicznym zespole”.

Dragon's Dogma 2

Fundamenty dream teamu

Tych zrekrutowanych niejako z ulicy oczywiście bez problemu zwalniamy (wypowiedzenie w trybie natychmiastowym), wręczając na odchodnym wybrany z ekwipunku prezent. Wszystkich przecież w drużynie nie pomieścimy, liczą się więc kwalifikacje (rzecz jasna pomocnicy mogą levelować). W tym kontekście określenie „pionki” stosowane przez wydawcę pasuje zatem idealnie.

Przestawiamy ich jednego po drugim i tak naprawdę tylko ten wykreowany przez nas samodzielnie będzie dla nas większym powodem do dumy. Zwłaszcza jeżeli o jego usługi zaczną zabijać się później inni gracze. Możliwość wypożyczania im swoich wojaków pojawi się po premierze. Z racji tego, że grałem wcześniej, musiałem ograniczyć się do kompanów tworzonych przez grę.

Jak już wspomniałem, sami na polu walki zwykle wiele nie zdziałamy, co oczywiście w naturalny sposób podnosi wartość doboru właściwych członków drużyny. By zwiększyć swoją przeżywalność podczas zabawy, trzeba nieraz oddać ekipie inicjatywę. Stanąć kilka kroków z tyłu, wydać rozkaz ataku, poczekać, aż przykładowo towarzyszący nam łucznik wypuści w stronę przeciwnika parę strzał, a sprowokowany wróg ruszy z szarżą na drużynę. Jego uwaga będzie skupiona na naszych pionkach, my tymczasem obejdziemy go sobie i wbijemy mu nóż w plecy.

Dragon's Dogma 2

Jak dobrze pójdzie, to jeszcze przed ciosem towarzyszący nam mag zdąży nałożyć na nasz miecz jakąś premię do ataku ogniem czy prądem i w ogóle będzie bajka. Albo też sami wcielimy się w łucznika i odciągniemy uwagę od towarzyszących nam wojowników, bo klasę można sobie przecież wybrać. O, ewentualnie da się też zacząć zabawę od rozbicia skupiska jakimś zaklęciem z tajemnej księgi czarów, których pełno napotykamy w trakcie podróży.

W Dragon’s Dogmie 2 naprawdę czuć podczas starć ducha drużyny i to, że uda się nam dopiero, gdy każdy coś od siebie dołoży. Pod względem wrażeń przypomina to trochę granie w co-opie, o taki zresztą efekt chodziło samym twórcom. Nawet jeśli pionki są w sporej mierze autonomiczne, a nasza kontrola nad nimi (poza oczywiście rekrutacją i doborem wyposażenia) sprowadza się do określenia ogólnej postawy: atakować, podążać za dowódcą czy skupić się na podnoszeniu poległych (tylko śmierć gracza kończy grę, pomocnika można jeszcze ocalić czarem). Przyjemność rośnie w naturalny sposób, gdy jeszcze pod naszymi ciosami pada jakaś większa istota, oferując dużo doświadczenia i ciekawe materiały do craftingu, a minibossów na kolejnych szlakach jest tu przecież pełno.

Dragon's Dogma 2

Biegaj, tylko dostojnie

Jak na Dragon’s Dogmę przystało, specyficzna jest również eksploracja całkiem sporego otwartego świata. Skonstruowany został odczuwalnie inaczej niż w takim Skyrimie, odkrywanie go sprowadza się głównie do spędzania czasu na szlakach, względnie zbaczania na chwilę z drogi, by podążyć ku majaczącej gdzieś skrzynce czy surowcom. Na trasach nie brakuje zagrożeń, a kolejnym przeprawom towarzyszy regularne grindowanie, częściowo wymuszone przez to, że poza bezpiecznymi strefami sprint wiąże się z zużywaniem paska staminy. Wypalenie go do zera sprawia zaś, że bohater musi posapać chwilę niczym początkujący maratończyk.

Gdy wspominałem na samym początku o „denerwujących archaizmach”, m.in. o ten element, irytujący już i dekadę temu, mi chodziło. Rozumiem, że jakoś trzeba nas zachęcić do tego, by regularnie tłuc kolejne potwory i rozwijać pancerz czy postać, ale na litość… Bywa i tak, że biegnę przez dłuższy czas pustym traktem, nie muszę przed nikim uciekać, lecz i tak nie mogę zbytnio przyspieszyć eksploracji sprintem, bo dopada mnie „astma”. Nie dało się ograniczyć z tą staminą wyłącznie do potyczek? Zwłaszcza że samo zadawanie ciosów i tak nie jest przecież powiązane z paskiem kondycji – chodzi w tym wszystkim jedynie o to, by zbyt często nie migać się od starć.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE

Potrawy i smaczki z obozowego menu

Na szlaku trzeba też oczywiście pamiętać o całej masie pomniejszych mechanik, jak konieczność nocowania w obozach, które rozbijamy przy napotykanych po drodze ogniskach. Większe obrażenia w trakcie starć skracają pasek zdrowia na stałe i nawet mikstury regenerują życie już tylko do określonego pułapu. Sen jest ważny o tyle, że dopiero dzięki śpiworkowi i poduszce nasza drużyna osiąga pełnię sił. Wizyta w obozie to też okazja do wrzucenia czegoś na ruszt, co poskutkuje ogólną premią do różnych cech dla całej ekipy.

Nie jest to oczywiście element tak rozbudowany jak choćby w Zeldzie, ale ciekawą rolę odgrywa tu mechanika „starzenia się” produktów spożywczych. Przykłady? Potrzymany trochę dłużej w ekwipunku stek zamieni się w produkt „sezonowany” i lepiej posili naszą ekipę, lecz z czasem zwyczajnie spleśnieje. Zjeść od biedy też można, ale bonusy okażą się mniejsze.

Dragon’s Dogma 2 składa się z całej masy takich drobnych smaczków i nieoczywistych mechanizmów, których poznawanie sprawi wam wiele frajdy. Szybka podróż? W dość ograniczonej formie istnieje, polega na zapłaceniu np. woźnicy i zabraniu się z miasta do miasta wraz z jakąś karawaną. W większości gier dwa kliknięcia i pyk – lądujemy na drugim końcu mapy. Tutaj teoretycznie też, ale… zamiast pomijać podróż, można sobie spokojnie odłożyć na bok pada i przez długie minuty napawać się widokami.

Dragon's Dogma 2

Oczywiście narażeni jesteśmy wtedy na to samo co podczas klasycznej eksploracji, czyli choćby na atak dzikiego gryfa. Po co opowiadam o tym wszystkim, skoro wspomnianego rozwiązania „dwa kliknięcia i pyk” również tutaj nie zabrakło? To tak gdybyście zastanawiali się potem, dlaczego po pominięciu podróży pojawiliście się u celu z lekko uszczuplonym paskiem życia. Nawet jeśli długą przeprawę zasymulowaliście, zawsze przecież mogło coś się wydarzyć po drodze.

Podobnych drobnostek w grze jest cała masa i według mnie to właśnie tutaj drzemie największa siła Dragon’s Dogmy. W poznawaniu jej na własną rękę, bawieniu się światem i regularnym dziwieniu się, że o tym też twórcy pomyśleli. Przed premierą jeden z developerów powiedział, że wrzucenie do zabawy np. konia zwyczajnie zepsułoby radość z eksploracji. Gdy wiecie, czego się spodziewać, trudno nie przyznać mu racji, nawet jeżeli biegania po tych samych szlakach jest momentami nieco za dużo, zwłaszcza po kilkudziesięciu godzinach.

Dragon's Dogma 2

Problemy XXI wieku

Inną rzeczą, która odrobinę irytuje, jest średnio intuicyjny system sejwów. Choć postęp możemy zapisać w dowolnym momencie, gdy nic nas nie atakuje, gra pozwala też zawsze wyplątać się z większych kłopotów (zablokowane niemal do zera życie plus duża grupa wrogów na drodze do ogniska) i przenieść się do ostatniej odwiedzonej bezpiecznej strefy, np. miasta.

Problem w tym, że w momencie wybrania tej opcji automatycznie kasowane są wszystkie późniejsze zapisy i nie da się już do nich wrócić. Nigdy zaś nie ma pewności, gdzie wylądujemy. Raz straciłem w ten sposób dwie godziny zabawy, bo cofnięto mnie na początek dość długiego, zaliczonego wcześniej questa, z którego zdążyłem nawet się rozliczyć. Dlaczego gra nie zapisała się po jego zakończeniu… podczas mojej wizyty w dokładnie tym samym mieście? Tego nie wie nikt… W 2024 roku jest to mocno irytujące.

Dragon's Dogma 2

Szkoda też, że również druga odsłona ma lekkie problemy strukturalne i naprawdę ciekawe questy typu podziemia z pułapkami czy wizyty w nowych miastach przeplata zleceniami ze średniej półki. Jak średniej? Ot, kapitan zaznacza nam na mapce trzy obszary, gdzie grasują potwory, każdy w innym rejonie świata, i tak spędzamy sobie trzy-cztery godziny, tylko truchtając szlakiem od punktu do punktu, by w każdym ubić, co się rusza, ewentualnie zgarnąć nowe pionki i iść dalej. (Na szczęście nie jest to reguła, przez większość czasu wszystko jak najbardziej wciąga i gra daje scenarzystom dojść do głosu). Podobnie kontrowersyjną kwestią okazuje się nieraz jakość zadań pobocznych, które poza garścią ciekawszych zleceń dostępnych w miastach polegają zwykle na tym, że trzeba kogoś uratować przed grupką potworów, następnie zaś wziąć za to pieniądze. Mało kusząca klasyka gatunku.

Pieczony gryf

Przechodząc zaś do elementów czysto technicznych, muszę przyznać, że Dragon’s Dogma 2 prezentuje się bardzo ładnie. Także w kwestii oprawy pojawiają się drobne smaczki, np. kałuże na odwiedzonych już szlakach po tym, jak w nocy padało. Równocześnie strona wizualna bywa dość nierówna, rozczarowując czasami mniej szczegółowymi teksturami tła.

Dragon's Dogma 2

Najlepiej wypadają same postacie czy potwory, cieszą też takie detale jak widoczne na ich ciałach obrażenia czy uszkodzenia pancerza. Posiekaną mieczem nogę trolla zdobią długie czerwone pręgi, nadpalone zaklęciem pióra gryfa mocno się z kolei przerzedzają. Również projekt świata potrafi nieraz dodać dziełu sporo uroku. Lekko niepokojące były natomiast drobne chrupnięcia w ogrywanej przeze mnie wersji na PlayStation 5, udało mi się jednak zauważyć, że dotyczą głównie wybranych rejonów świata.

Czasem potrzeba więcej odwagi

Najogólniej Dragon’s Dogma 2 jest projektem jak najbardziej udanym. Trochę jednak przewija się przez te linijki narzekania, gdyż masa nietypowych rozwiązań nadających grze własny charakter to jedno, ale wystarczyłoby wyrugować część archaizmów, abyśmy mówili o produkcji o klasę lepszej. Mimo wszystko polecam ją z całego serca, bo jak tylko poczujecie bluesa i przywykniecie, przyjdzie wam się tu świetnie bawić przez jakieś 40-50 godzin. Co najważniejsze, ze świadomością, że nie siedzicie przed kolejnym erpegiem jak spod sztancy, lecz pozycją na swój sposób wyjątkową. Naprawdę jednak nie trzeba było tak wiele, by ocena powędrowała w tym tekście o solidny punkt w górę.

Dragon's Dogma 2

No właśnie! Choć prawdopodobnie umieszczę tę produkcję wysoko na swojej liście najlepszych gier tego roku, mam przeczucie, że może też ostatecznie znaleźć się wśród… lekkich rozczarowań. Głównie dlatego, jak niewiele zapewne zabraknie temu projektowi do poważnej walki o najważniejsze branżowe nagrody. Wystarczyłaby zwyczajnie odrobina refleksji i właśnie nieirytowanie odbiorcy drobiazgami. O ile w dość sporej bezwładności postaci idzie się zakochać, bo wręcz pobudza nas do walki drużynowej, o tyle już objawy zadyszki po kilku przebiegniętych (nawet nie w ucieczce przed czymś) krokach czy przypominający stąpanie po polu minowym system zapisu to po prostu zło w najczystszej postaci! Z tego więc względu to Final Fantasy VII Rebirth dalej pozostaje na czele peletonu A.D. 2024. Swoją drogą, kochani Japończycy, co za rok w waszym wydaniu…

W Dragon’s Dogmę 2 graliśmy na PS5.

[Block conversion error: rating]

37 odpowiedzi do “Dragon’s Dogma 2 – recenzja gry RPG chodzącej własnymi drogami”

  1. Dzięki za recenzję.

    Nie dowiedziałem się jednak nic o ekwipunku / wyposażeniu naszego protoplasty.

    Stosunkowo ważnym elemencie każdego RPG.

    Tego czy „czuć” progres naszej postaci.

    Jak to tutaj wygląda

    Ps. Podany przez Ciebie czas gry – 50h – to zaliczenie gry „całościowe”? Wszystkie zadania zrobione?

    • O ekwipunku mało, bo tam akurat niewiele nadzwyczajnego się dzieje. Zależnie od klasy masz różne typy broni, opisywane są statystykami, są odblokowywane stopniowo talenty które można sobie przypisywać przy ognisku i w sumie tyle. Każdy element ekwipunku opisany paroma statystykami, łatwo porównać, ot erpegowy standard. Levelowanie pompuje ogólne staty postaci, ale poza przyrostem cyferek jak HP, stamina czy inne też nic nadzwyczajnego się tu nie dzieje. Bardziej czuć różnicę jak wrzuci się pomocnika o odmiennych zdolnościach niż po prostu wyleveluje ekipę. Trochę bardziej wolałem się skupić na pisaniu o kwestiach bardziej unikatowych, czyniących Dragon’s Dogmę przedstawicielem tej serii, bo wychodzę z założenia, że bardziej liczy się ogólne przekazanie czy po prostu warto jak poruszenie absolutnie każdego detalu, zwłaszcza że i tak dość długi tekst wyszedł.

      Co do długości gry to trochę nie wiem jak odpowiedzieć. Te 50 godzin to taki czas na zaliczenie fabuły i ogarnięcie sobie jak mniej więcej zadania poboczne wyglądają. Na szybko dałoby się tę grę przepchnąć pewnie w 40 godzin, ale wydaje mi się, że można wycisnąć jeszcze sporo więcej. Nie dostaliśmy jednak od Capcomu aż tyle czasu z grą żeby lizać każdy kąt, więc wiadomo, trochę trzeba było ominąć. Do tego dużo rzeczy jest tu poukrywanych, część zadań dodatkowych dzieje się też na szlaku w zależności od wybranej ścieżki. I jest też, podejrzewam, częściowo losowo generowana.

      No ale bardziej konkretnie to już muszą „poradnikowcy” wkroczyć i na spokojnie przemielić całość kilka razy, wtedy się rzeczywiście dowiemy jaki jest górny pułap. To akurat jedna z tych gier, gdzie ciężko dokładnie oszacować, bo nie ma tu liczników zadań itp.

    • Piękne dzięki za info!

      Trochę mnie martwi ta kwestia braku dobrego wyposażenia – nie ukrywam, że zawsze lubiłem przebierać w broniach i zbrojach (patrz dark souls).

      pozdrawiam

  2. I dobrze że nie można przebiec 20 kilometrów sprintem ot tak. No nie rozumiem o co płacz

    • Bo limity sprintu są w tej grze bardziej po to, żeby nie uciekać od walki. I w czasie walki ich istnienie jest zrozumiałe. Ale na szlaku nie zawsze nas coś atakuje. Ja naprawdę nie proszę o nielimitowany sprint tylko o to, żebym mógł chociaż swobodnie korzystać z niego kiedy nie biorę udziału w walce.

    • Oj tak, limitowany bieg podczas „bezpiecznych” momentów, to jedna z gorszych zmór gierek wszelakich. Stoi obok zniszczalnego ekwipunku.

    • Pierwsza rzecz, którą modowałem w Starfieldzie.

  3. Chyba kupię na PC i wtedy nadzieja w modach quality of life na tą podróż czy zapisywanie gry.

  4. Oj, będzie grane, jedynkę bardzo dobrze wspominam. Japoński gamedev w tym roku nie bierze jeńców: Tekken 8, Like a Dragon: Infinite Wealth, Final Fantasy VII: Rebirth, a teraz Dragon’s Dogma 2. A jeszcze marzec się nie skończył 🙂

    • Warto po latach się wziąć za jedynkę? Kusi to 20 zł na Steamie

    • Dla systemu walki, eksploracji i poczucia przygody – warto. Na stronę techniczną i parę innych archaizmów trzeba jeno przymknąć oko. Tak to przynajmniej zapamiętałem:)

    • Dawno temu grałem w to z jakimś modem, który bardzo poprawiał wygląd otoczenia. Wymagania wzrosły tak ze dwa razy, ale było warto. Ogólnie, super gra, ale też złoty standard pod względem realizacji walki z wielkimi przeciwnikami. Może za dwadzieścia lat From Software też w końcu zauważy, że cięcie smoków po łapach, aż padną, to trochę za mało.

    • No to chyba pora samemu spróbować, nie powiem, kilka klipów z tych walk z dużymi bossami wyglądało co najmniej nieźle.

    • Fakt, tu wspinaczka po wielkich potworach i nawalanie ich po karkach rozwiązane są po mistrzowsku.

    • Warto brać, warto zagrać przed dwójka. Po pierwsze dlatego, że historia jest jednak mocno powiązana. Po drugie dlatego, że nawet pomimo archaizmów w dwójce jest między obiema grami dość dużą przepaść technologiczna. Powrót do jedynki później może być już bolesny.

    • @Krzycztow „Fakt, tu wspinaczka po wielkich potworach i nawalanie ich po karkach rozwiązane są po mistrzowsku.”

      I to pomijając fakt, że taktyki na większość gigantów polegają na sprowadzeniu ich do naszego poziomu, na kolana, albo niżej. Ech, wycieranie podłogi Grzesiem nigdy się nie nudzi 😉

    • Dobra, jedynka zakupiona, ze dwie godziny spokojnie już pograłem i na razie jestem zachwycony, cudowna gra. Jedynie shading w ciągu dnia w lesie sprawia, że nic nie widać w trawie, ale to detal, może uda się zmodować ten relikt czasów PS3. Niemniej gameplay – czyste złoto.

    • @Quetz Tylko pamiętaj, że checkpoint save is save to nie to samo. Nie da się wczytać faktycznego zapisu z poziomu rozgrywki (chyba, że zmarłeś).
      Otton nie wiedział i widzisz co narobił.

    • Chyba nie czaję – z tego, co wiem gra ma jeden punkt zapisu i po prostu do niego wracasz? Jak to działa po śmierci, nie wiem, bo jeszcze nie padłem.

    • @Zadymek

      Jest różnica między nie wiedział, a uważa że coś jest zwyczajnie głupie. Wyluzuj trochę, nadmiar emocji jest szkodliwy dla zdrowia.

    • @Quetz „z tego, co wiem gra ma jeden punkt zapisu i po prostu do niego wracasz? ”

      Masz dwa zapisy w DD:DA

      1. Zwykły zapis (save), który gra wykonuje (auto-save) ilekroć dokonasz czegoś znaczniejszego, jak zaliczenie byle zadania czy zmiana lokacji. Cooldown dla auto-save to 60s. Taki save możesz także wykonać sam, ręcznie. Wczytać toto można tylko z głównego menu (Main Menu), albo z ekranu, który wyskakuje, gdy umrzesz.

      2. Punkt kontrolny (Checkpoint save). Te gra robi w wyjątkowo bezpiecznych miejscach i czasie, np po zdaniu sprawozdania z wykonania głównego zadania, drzemce w zajeździe…albo ostrzyżeniu się u fryzjera.
      Uwaga! Zapisanie checkpoint’a nadpisuje także zwykły zapis.

      Ty ich nie zapisujesz. Za to możesz taki punkt kontrolny wczytać z poziomu rozgrywki (tak, da się to nadużywać) i to niezależnie od tego ile zwykłych zapisów ty (lub gra) wykonałeś po drodze. Możesz np wejść do Kamienia Wyrwy (Riftstone) by skłonić grę do zrobienia checkpoint’a, a potem przetestować nową Wokację albo spróbować zrobić zadanie najlepiej jak potrafisz, i jeśli ci się coś nie spodoba, wczytujesz checkpoint i lądujesz w tym odległym momencie w przeszłości, w dokładnie takim stanie w jakim checkpoint został wykonany, jakby nic się nie stało przez ostatnie kilka godzin.

      IOW Nie przenosisz się do ostatnio odwiedzonej osady, tylko wczytujesz bardzo odległy zapis, który pozwala ci wyplątać się z nawet z największego deadlock’a i spróbować ponownie, ale kosztem nieraz sporego postępu.

      BTW Nie wiem jak w DD2, ale w Dragon’s Dogma samo wczytanie „checkpoint save” niczego nie wymazuje i niczego nie zapisuje. Możesz wczytać toto i jak długo sam nie wykonasz zapisu, albo nie zrobisz czegoś co powoduje auto-save, możesz wyjść do głównego menu i wczytać zwykły save. Tak że jeśli coś ci się pomerda i po „wczytaniu sejwa” nagle znajdziesz się w dziwnym miejscu lub czasie: wyjdź do „Main Menu” i wczytaj grę.

      @Otton
      Twoje pretensje sugerują, że nie masz pojęcia co to jest. A jest to wczytanie zapisu, z innego slotu, ale jednak. Dlaczego masz problem z tym, że wczytanie zapisu działa tak, jak wczytanie zapisu powinno? Czy nie powinieneś raczej mieć pretensji o to, że musiałeś wczytać ten zapis?

    • Powtórzę po raz enty, nie pasuje mi to jak działa system save’ów w tej grze. Jest archaiczny, jest bezsensowny, nie informuje w żaden sposób ile postępu ryzykujesz wczytując zapis. Nie, to nie jest norma, że znika dalszy zapis. Możesz sobie pisać, że tak ma być, a ja się pytam i co z tego. Nie podoba mi się jak to działa i uważam, że w 2024 roku powinno być to zrobione inaczej. Tyle, to jest prosty temat, tu nie ma wielkiej filozofii :).

  5. W jedynkę grałem ostatnio dokładnie 8 lat temu. Na liczniku 23 godziny według steama. Z tego co pamiętam to była dosyć nudna, nie rozkręciła się jak oczekiwałem i dlatego porzuciłem. Fabuły nie pamiętam nic a nic. Jest sens podchodzić do dwójki bez znajomości pierwszej części?

  6. ” A to z uwagi na dość dużą ociężałość naszego wojownika oraz fakt, że gra nie bazuje jak wiele podobnych tytułów na szybkich unikach.”
    Ociężałość. To by była nowość w serii. W jaki sposób protagonista jest ociężały? Input lag?

    „Wszystkich przecież w drużynie nie pomieścimy, liczą się więc kwalifikacje (rzecz jasna pomocnicy mogą levelować).”
    Chyba powinno być „nie mogą”. Przynajmniej ci wynajęci od innych graczy nie mogą.

    „By zwiększyć swoją przeżywalność podczas zabawy, trzeba nieraz oddać ekipie inicjatywę. Stanąć kilka kroków z tyłu, wydać rozkaz ataku, poczekać, aż przykładowo towarzyszący nam łucznik wypuści w stronę przeciwnika parę strzał”
    To brzmi jak granie Magiem 🙂

    ” i przenieść się do ostatniej odwiedzonej bezpiecznej strefy, np. miasta”
    Chodzi o checkpoint, tak? Autor wczytał checkpoint, twardy save automatycznie tworzony tylko w określonych miejscach/okolicznościach? No chyba że to jakaś forma transportu ala Homeward Bone?

    ” Zjeść od biedy też można, ale bonusy okażą się mniejsze.” „w momencie wybrania tej opcji automatycznie kasowane są wszystkie późniejsze zapisy”
    Czyli już nie można się zatruć zepsutym żarciem?

    ” Podobnie kontrowersyjną kwestią okazuje się nieraz jakość zadań pobocznych”
    Hmm, ciekawe czy są też zlecenia z tablic ogłoszeń 😉

    „pojawiają się drobne smaczki, np. kałuże na odwiedzonych już szlakach po tym, jak w nocy padało. ”
    Z oryginału wycięto deszcz, ponieważ był mokry: wywoływał status „Przemoknięty” i rozwalał balans. Ciekawe czy w DD2 przynajmniej kałuże są mokre.

    „Gdy wspominałem na samym początku o „denerwujących archaizmach”, m.in. o ten element, ” „Nie dało się ograniczyć z tą staminą wyłącznie do potyczek?”

    Archaizm? Zużycie „Wytrzmałości” poza walką to jakiś standard, czy coś?

    BTW Martwi mnie brak wspomnienia czegoś konkretnego o systemie walki. Oryginał walką stoi, więc zagaduję, że w DD2 walka to nic specjalnego?

    • „Ociężałość. To by była nowość w serii. W jaki sposób protagonista jest ociężały? Input lag?”

      Sam sobie odpowiedziałeś cytując fragment, w którym jest napisane co to znaczy „ociężały”. Przeczytaj jeszcze raz, powoli, ze zrozumieniem.

      „Chyba powinno być „nie mogą”. Przynajmniej ci wynajęci od innych graczy nie mogą.”

      Nie, nie powinno być „nie mogą”. Pomocnicy tworzeni przez nas na początku gry jak najbardziej mogą levelować. Zdanie to pada jeszcze w ogóle przed tematem wypożyczania kogokolwiek od innych i zaznaczeniem, że z tego nie korzystałem, bo nie było tego przed premierą. Skąd zatem próba powiązania jednego z drugim? Nie mam pojęcia…

      „To brzmi jak granie Magiem :)”
      Jak wpuścisz się wojownikiem w sam środek grupy to też za długo nie pożyjesz. A nawet jeśli granie magiem, cóż złego jest w graniu magiem, kiedy jest taka możliwość?

      „Chodzi o checkpoint, tak? Autor wczytał checkpoint, twardy save automatycznie tworzony tylko w określonych miejscach/okolicznościach?”
      Są o tym w tekście całe dwa akapity, naprawdę nie ma potrzeby wyrywania z kontekstu połowy zdania.

      „Czyli już nie można się zatruć zepsutym żarciem?”
      Kpisz czy o drogę pytasz :)? Rozjaśnij mi, jaki jest sens w pytaniu o porządek logiczny między dwoma zdaniami przedzielonymi innymi zdaniami i dotyczącymi kompletnie innych rzeczy. Chyba żaden.

      „Hmm, ciekawe czy są też zlecenia z tablic ogłoszeń ;)”
      Są, jakbyś zacytował parę słów więcej to tam pada coś o „ciekawszych zleceniach dostępnych w miastach”. I tak, jest to tablica ogłoszeń plus jakieś dynamiczne zdarzenia. I nie, recenzja to nie instrukcja obsługi, która ma szczegółowo opowiedzieć, że możesz dostać zadanko i przy tablicy i od ziomka i gdzieśtam jeszcze. Tylko opowieść o wrażeniach z rozgrywki.

      „Archaizm? Zużycie „Wytrzmałości” poza walką to jakiś standard, czy coś?”
      Archaizm, czyli coś starego i nieprzystającego do współczesnych standardów. Zużycie „wytrzymałości” poza walką nie jest standardem, więc nie przystaje do współczesnych standardów. A więc skoro pojawiło się np. w grze wydanej 11 lat temu to jest z dzisiejszej perspektywy archaiczne. Czego tu nie rozumiesz?

      „Martwi mnie brak wspomnienia czegoś konkretnego o systemie walki.”
      Jak dla mnie na 14 tysięcy znaków o ogólnej specyfice systemu walki jest w tekście całkiem sporo. Co to znaczy coś konkretnego? Recenzja to nie jest instrukcja obsługi tylko opis ogólnych wrażeń mający podpowiedzieć czy w ogóle warto się z czymś zapoznać, kupić sobie tę grę i odpalić instrukcje.

    • @Otton
      „Sam sobie odpowiedziałeś cytując fragment”
      Brak bazowania na unikach, to ociężałość? No comment.

      „Zdanie to pada jeszcze w ogóle przed tematem wypożyczania kogokolwiek
      Czyli Pionki rekrutowane NIE od innych graczy mogą levelować? Pytam, bo w tamtym bloku tekstu jak najbardziej mowa jest i rekrutowanych i zwalnianych Pionach.

      „Jak wpuścisz się wojownikiem w sam środek grupy to też za długo nie pożyjesz.”
      A to szkoda, bo Wojownik jest właśnie od tankowania. Czy balans w grze tak bardzo ssie, że Warrior to już nie Warrior?

      „Są o tym w tekście całe dwa akapity, naprawdę nie ma potrzeby wyrywania z kontekstu połowy zdania. ”
      Ja tylko proszę o uściślenie. Bo to przypomina checkpoint, ale opis działania jest dziwny. Wybrałeś „Load Checkpoint”?

      „Kpisz czy o drogę pytasz :)?”
      Normalnie, pytam się. W oryginale zepsute jedzenie powoduje zatrucie, a ty nigdzie nie wspominasz o zatruciu. Cytuję

      „Potrzymany trochę dłużej w ekwipunku stek zamieni się w produkt „sezonowany” i lepiej posili naszą ekipę, lecz z czasem zwyczajnie spleśnieje. Zjeść od biedy też można, ale bonusy okażą się mniejsze.”

      Pytanie: Czyli nie zatrujesz spleśniałym?

      „Zużycie „wytrzymałości” poza walką nie jest standardem, więc nie przystaje do współczesnych standardów.”
      Właśnie dlatego pytam, czy brak zużycia Wytrzymałości poza walką to standard. No więc, ile gier z tym rozwiązaniem potrafisz wymienić? Musi być popularne skoro to „standard”.

      „Jak dla mnie na 14 tysięcy znaków o ogólnej specyfice systemu walki jest w tekście całkiem sporo”
      Nie chodzi o to ile ma to znaków, tylko co powiedziano. A powiedziano zdecydowanie za dużo o tym jaka to walka nie jest drużynowa, trudna i taktyczna, a za mało a różnicach między klasami, umiejkach, słabych punktach wrogów, debilitacjach, obrażeniach terenowych, AI.
      Popraw mnie też jeśli się mylę, ale w ogóle nie wspomniałeś o wspinaniu się na potwory i „combo” drużynowych.

      Recenzja brzmi jakbyś omawiał kolejnego parszywego RPG-a, gdzie walka ot jest – taka czy siaka, trudniejsza lub łatwiejsza, ale to po prostu jeden z wielu elementów gry, który zmuszony jesteś omówić.

      Nie wiem, może rzeczywiście walka w DD2 została zredukowana do jednego z wielu trybików. W oryginale jest esencją gry, więc się po prostu dziwię, że tak mało wspominasz o niej przy omawianiu kontynuacji.

    • Uprośćmy temat do istoty rzeczy, bo nie chce mi się już w weekend przerzucać kolejnymi rozprawkami. Dla mnie recenzja to nie jest instrukcja obsługi. Nie jest to poradnik dla geeków jak grać. Jest to tekst kierowany do uśrednionego odbiorcy, który ma ogólnie nakreślić, że to nietypowa, specyficzna i interesująca przez to gra. A nie rozwodzić się nad tym jakie bonusy dostajesz gotując zepsute mięso przy ognisku, kiedy się nim rzeczywiście zatrujesz, kto dokładnie rozdaje questy itp. Wiem, że wielu recenzentów rozwodzi się nad takimi rzeczami, ale ja osobiście takiego podejścia nie mam. Nigdy nie dostarczałem i nie będę dostarczać czytelnikom instrukcji obsługi. Może to komuś pasować, może nie pasować, ale też po to są różne głosy zawsze i różne portale. Czy dwie recenzje, bo w piśmie też taka będzie.

    • @Otton „Uprośćmy temat do istoty rzecz”
      Spoko, to ja też krótko.
      Z recenzji mogę dowiedzieć się, że istnieją klasy, które używają innych broni. Istnieją też Pionki, i można im wydawać rozkazy. I istnieją przeciwnicy, z którymi nie mamy szans w pojedynkę. I aggro, którego warto unikać.

      To ździebko mało w porównaniu z tym, co można na ten temat wspomnieć. Nie rozwodzić się, wspomnieć.

      Pionki pomagają w zadaniach, walce i eksploracji. Aktywnie. Przykłady
      – wykrzykują i demonstrują taktyki, wykonują akcje grupowe, jak przytrzymanie przeciwnika, ściąganie na siebie aggro dedykowaną umiejętnością czy podrzucenie sojusznika w powietrze.
      – robią za przewodnika w zdaniach, sugerują rozwiązania, komentują wybory gracza.
      – w podróży zwracają uwagę na ważne elementy otoczenia, plądrują etc.

      Walka: to nie tylko siekanie potworów w grupie. To także wykorzystywanie otoczenia, wliczając w to strzelanie z balisty, rozwalanie elementów otoczenia, rzucanie różnymi przedmiotami (i wrogami) i wabienie wrogów w pułapki (jest nawet cała jedna Wokacja skupiona na podstępie, której, złożę się, na oczy nie widziałeś).

      Walka to również strategie i wspomniane taktyki. Gra nie polega w całości na unikach (BTW Złodziej ma unik), ponieważ są właśnie taktyki i strategie, które dobrze zastosowane pozwalają wycierać podłogę wrogami. Ważnym elementem taktyki jest atakowanie wrażliwych punktów wrogów, w czym pomaga opcja wspinania się na tych większych. A także powodowanie debuff’ów u przeciwników: można zamrażać, podpalać, zatruć, oślepić, uciszyć, itd, itp. A także samemu dostać taki debuff od wrogów.

      Kolejnym ważnym elementem walki jest AI: Pionków i wrogów; które nie wiem czy działa dobrze, bo to olałeś (ciekawe czy w recce Elden Ring zwróciłbyś uwagę na AI). A AI w Dragon’s Dogma to nie po prostu kwestia sprytne vs głupie AI. Każdy Pionek ma pewien poziom wiedzy, preferencje w walce i nawet charakter. Wrogowie z kolei mogą panikować, wściec się, uciekać w strachu, wzywać posiłki i nawet reagować na stan drużyny! W oryginale są nawet tacy, którzy tracą głowę dla kobiet! Nie wiem jak w DD2, bo, ponownie, olałeś temat.

      tl;dr Pół gry to Pionki i walka.

      Dla porównania, recenzja na GOL.
      https://www.gry-online.pl/S020.asp?ID=17993

      Coś o akcjach drużynowych, coś o edytorze postaci, coś o klasach i rozwoju postaci, o Pionkach łapiących cię, gdy spadniesz z wysokości, i AI. I nawet coś o wspinaczce. I oczywiście kwestiach technicznych. Za to brak jęczenia, że gra nie zrzyna z Elden Ring.
      I to wszystko wciśnięte w o wiele krótszy tekst. Da się? Da się.

      ” Czy dwie recenzje, bo w piśmie też taka będzie.”
      I bardzo dobrze, Mam nadzieję, że autor grał w DDDA i będzie umiał poznać co i jak się zmieniło. Będę też bardzo zawiedziony jeśli gra dostanie mniej miejsca niż Elden Ring.

  7. Trafiłem na taki komentarz pod filmikiem z końcem gry:

    „So let me get this straight. You have to pay to make a new character after your first and the game feels incomplete lacking a proper ending and lacking post game content similar to DD1 even before the expansion.”

    To prawda jest? xD

    • Prawda. Niestety jak w wielu przypadkach przed premierą temat sklepiku został przed nami ukryty. No i tak wyszło, że nikt z prasy nie wiedział.

    • @Otton
      No to może pora zaktualizować recenzję i ocenę?

    • A może po prostu wystarczy przeczytać recenzję i felieton na temat mikropłatności (oba są na stronie) i niech każdy wyciągnie własne wnioski na podstawie obu? Już taki tekst jest formą aktualizacji. Czy na końcu tekstu jest 8 czy 5, przeczytanie obu sprawia, że czytelnik wie na co się decyduje. Nie decydujemy za was czy kupicie jakąś grę, co najwyżej podpowiadamy czy warto, decyzja jest wasza. Macie tekst o tym, że gra jest ogólnie dobrze zrobiona i drugi że jest w niej jakieś „ALE”.

      Jak dla mnie, strona dostarcza na ten moment kompletu informacji o tym jak wygląda Dragon’s Dogma II. Prawda jest taka, że problem nie dotyczy jednej gry i trzeba byłoby aktualizować recenzję nie jednej produkcji tylko bardzo wielu.

      A co jeżeli mikrotransakcje pojawia się po pół roku, a nie 2 dniach? Też aktualizacja i obniżenie oceny? Kiedy wydawcy już wolno, a kiedy nie? A jeżeli aktualizacja doda babola uniemożliwiającego skończenie gry? Po to są newsy, żeby informować o tym, co dzieje się z grą dalej. Nikt nie ma mocy przerobowych, żeby pilnować każdej zrecenzowanej gry co kilka miesięcy i reagować na każdy ruch wydawcy i bawić się w ruchome oceny.

      Nie mówiąc o tym, że jeszcze będzie recenzja w piśmie i wątpię, że tam temat nie padnie. Temat, którego dla mnie nawet nie było, bo skończyłem grę nim dało się za cokolwiek zapłacić.

    • Info o drugim artykule pojawiło się na samym początku tej recenzji – krok pierwszy zrobiony.

      Teraz pora na krok drugi – zmianę oceny. Jeśli recenzje mają spełniać swoją rolę – czyli pokazywać graczom, które gry warto kupować, to ocena musi być zmieniona. Gra, którą zrecenzowałeś, nie istnieje i dla zwykłego gracza nigdy nie istniała. Jeśli Wy (jako branża) tak to zostawicie, to tego typu oszustwa (bo inaczej nie da się tego nazwać) będą coraz częstsze – recenzenci dostaną gry wykastrowane z antykonsumenckich części (konieczność bycia online w grach singlowych, dodawanie prostych mechanik w postaci płatnych DLC, dodawanie Denuovo czy innego szitu, etc.), a jak już wpiszecie te wysokie oceny, żeby gracze zaczęli kupować daną grę, to wszystko zostanie przywrócone.

      Szczerze mówiąc, dziwię się, że sam tego oszustwa bronisz, bo ta cała afera najbardziej uderza w recenzentów i ich wiarygodność. Kto będzie brał na poważnie Wasze opinie, jeśli będziecie je tworzyć na podstawie wygładzonych wersji gier, z ukrytymi nieprzyjemnymi częściami?

      „Prawda jest taka, że problem nie dotyczy jednej gry i trzeba byłoby aktualizować recenzję nie jednej produkcji tylko bardzo wielu.”

      To jest pierwsza tego typu sprawa, o której się dowiedziałem, a przynajmniej żadnej innej nie jestem sobie w stanie przypomnieć. Jeśli rzeczywiście jest to tak częste, to czytanie recenzji już nie ma sensu, bo i tak nie są one o grach, które można kupić. Chociaż nadal uważam, że gdybyście zaczęli faktycznie obniżać oceny za tego typu oszustwa (i to nie o pół stopnia, ale znacznie, znacznie mocniej), to byłoby ich mniej, bo niższe oceny to niższa sprzedaż i zyski, a tego korporacje boją się najbardziej.

      „A co jeżeli mikrotransakcje pojawia się po pół roku, a nie 2 dniach? Też aktualizacja i obniżenie oceny?”
      Tak.
      „Kiedy wydawcy już wolno, a kiedy nie?”
      Nigdy.
      „A jeżeli aktualizacja doda babola uniemożliwiającego skończenie gry?”
      To zostanie on usunięty najbliższym hotfiksem. Nie porównuj przypadkowych bugów z intencjonalnie wprowadzanymi zmianami.

      „Nikt nie ma mocy przerobowych, żeby pilnować każdej zrecenzowanej gry co kilka miesięcy i reagować na każdy ruch wydawcy i bawić się w ruchome oceny.”

      No to tego nie róbcie i powoli obserwujcie upadek branży.

      „Nie mówiąc o tym, że jeszcze będzie recenzja w piśmie i wątpię, że tam temat nie padnie.”

      Powiedz to tym osobom, które po przeczytaniu Twojej recenzji już kupiły tę grę.

  8. Czy efekty zaklęć to nadal pierwsza liga ? Przywołanie w DD 1 trzeciopoziomowego czaru, typu tornado czy meteoryty, to była wizualna orgia, gra magiem nigdy nie była tak przyjemna

  9. Zakupione, ściągnęło się, już dzisiaj będzie grane 🙂

  10. 8+??? Jesteście oszustami i tyle. Nara

  11. KapitanŻbik 27 marca 2024 o 08:39

    Artykuł o wierzchołku góry lodowej nie wczytuje się

Dodaj komentarz