9
25.02.2022, 10:33Lektura na 8 minut

Recenzja Grid Legends. Wyścigi z odzysku

Ani się człowiek obejrzał, a tu Grid, stanowiący początkowo szóstą odsłonę TOCA Race Driver, stał się odrębnym, równie rozbudowanym cyklem. Gdyby Codemasters nie zrezygnowało z numeracji, na pudełku omawianej tu produkcji widniałaby cyfra pięć.


Krzysztof „Otton” Kempski

Przyznam, że „ani się człowiek obejrzał” nie jest najbardziej fortunnym sformułowaniem w kontekście 14 lat, jakie dzielą Legends i kultową „jedynkę”. Wrażenie, że Grida jest ostatnio pełno, wynika bardziej z faktu, że dopiero w ostatnich latach Codemasters przyzwyczaiło nas do częstszego wydawania kolejnych odsłon. Logo EA wyświetlające się na ekranie tuż po zainstalowaniu tegorocznej inkarnacji zwiastuje z kolei, że powinniśmy się do takiego stanu rzeczy przyzwyczajać. Tym bardziej niepokojący wydaje się zatem fakt, że już pierwsza odsłona pod nowym wydawcą wydaje się wymęczona.

Grid Legends

No shit, Sherlock

W początkowej fazie wrażenie to całkiem udanie maskuje kampania fabularna, kręcąca się wokół zespołu Seneka. Ekipa prowadzona przez sympatycznego Marcusa Ado, syna nigeryjskich restauratorów z Londynu, sprawia wrażenie zespołu z perspektywami. Marcus to przykład człowieka odnoszącego sukces ciężką pracą, jego piękny uśmiech to jednak zbyt mało, by przykryć konkretne tarapaty, w jakie wpadł jego team. Zespół mocno inwestuje w rozwój, ale w końcu budzi się w sytuacji, w której przegranie tegorocznych mistrzostw Grid skończy się katastrofą finansową. Do tego największa nadzieja Marcusa na dobry rezultat, mistrzyni kierownicy Yume Tanaka, ulega groźnemu wypadkowi. Gdy w drużynie panuje ogólne zrezygnowanie.... na scenę wkracza cały na biało zbawca w postaci gracza – amator z ogromnym potencjałem, dostrzeżony przez Marcusa na pomniejszych zawodach.

Grid Legends

Opowieść ma swoje mocne i słabe strony. Bardzo podoba mi się przykładowo nieco oldskulowa formuła. Narracja ogranicza się do filmików aktorskich wyświetlanych między wyścigami fabularnymi. Poznajemy członków zespołu, media oraz konkurujące z nami ekipy, nie zawsze ograniczające się do legalnych metod. Odetchnąłem z ulgą, widząc, że scenarzyści absolutnie nie próbują reżyserować rozgrywki i nie przeszkadzają nam w popisach na torze. Po każdej wstawce fabularnej bierzemy udział w treningu lub mistrzostwach, nieniepokojeni skryptami. Narracja dość mocno przypomina znany z Netfliksa serial dokumentalny „Jazda o życie”, z tą różnicą, że skupiona jest dużo bardziej na Senece niż całym środowisku wyścigowym.

To jedna z tych bardzo prostolinijnych opowiastek, w przypadku których od początku do końca doskonale wiemy, co się wydarzy. Brak jej pieprzu, emocji, jakichkolwiek niespodziewanych zdarzeń. Marcus jest wiecznie uśmiechnięty, my konsekwentnie robimy swoje i co wyścig poznajemy kolejne fragmenty opowieści. Nie ma tu nawet odcieni szarości, podział na dobrych i złych jest oczywisty. Widać niestety doskonale, że Codemasters bardziej niż w pisaniu scenariuszy specjalizuje się w modelach jazdy. Wydarzenia na torze nie zawsze idealnie pokrywają się też z późniejszymi filmikami. Widać to zwłaszcza na początku, gdy gra na przykład oczekuje od nas tylko dziesiątego miejsca, a my bezczelnie zdecydujemy się nie udawać amatora i wygramy wyścig.

Grid Legends

Tym niemniej kampania spełnia swoją rolę o tyle, że nie trwa długo (ok. 7-8 godzin), a stanowi przyjemną rozgrzewkę przed prawdziwym „gridowaniem”. Pozwala nowicjuszom szybko nazbierać pokaźny zestaw achievementów, poznać bogactwo dostępnych konkurencji i dowiedzieć się, czego oczekiwać po właściwej, znów stanowiącej danie główne karierze.


Kopnij sprzęgło

W niej otrzymujemy natomiast, tradycyjnie już dla Grida, całą masę dyscyplin i zawodów. Codies postanowili porzucić nieudane eksperymenty i dać nam pełną dowolność w zakresie kolejności przystępowania do wyścigów. Zmagania podzielono na cztery kategorie (Kadet, Semi-Pro, Pro oraz Gauntlet), a w każdej z nich mamy do wyboru około ośmiu imprez. By odblokować bardziej prestiżowe zawody, musimy najpierw wygrać wymaganą liczbę konkurencji niższej rangi. Napisałem o około ośmiu imprezach na kategorię, należy jednak pamiętać, że nie ograniczają się one do jednego przejazdu, najczęściej składają się jeszcze z kilku pomniejszych eventów, a te dzielą się z kolei na kilka rund. Brzmi to skomplikowanie, ale wnioski z tego wszystkiego są dość klarowne.

Grid Legends

Pierwszy jest taki, że jak sobie to wszystko pomnożymy – kategorie razy imprezy razy eventy razy rundy – wyjdzie nam liczba wyścigów idąca w setki. Jest tu więc co robić przez 50-60 godzin. Druga kwestia jest jednak taka, że sporo czasu będziemy spędzać za kierownicą tych samych pojazdów, przez co progres staje się nagle frustrująco powolny. Teoretycznie większość imprez nie ogranicza się do jednego konkretnego modelu pojazdu i gracz mógłby nieco sobie tę zabawę urozmaicać. Mógłby, gdyby tylko Codemasters nie zdecydowało się na najbardziej chyba irytujący element całej kariery, mianowicie konieczność ulepszania pojazdów.


Kręcenie licznika

Nie liczcie na pełny tuning, to wyłącznie kosmetyka mająca na celu czasowe zablokowanie nam możliwości udziału w kolejnych wyścigach. Nieraz bowiem zdarza się sytuacja, że po skończeniu jednego eventu musimy przed kolejnym przystosować pojazd do wyższej klasy. Teoretycznie pieniędzy nie powinno wam zabraknąć, gdyby nie jeden szczegół. Dodatkowym – obok gotówki – wymogiem do zamontowania boosta jest... odpowiednia liczba pokonanych kilometrów. Dobrana zwykle w taki sposób, że samo ukończenie danym pojazdem dostępnych eventów zdecydowanie nie wystarczy. 

W tej sytuacji wyjścia są dwa – powtarzać zaliczone wyścigi lub stworzyć własny i ze znużeniem obserwować przyrastający powoli przebieg. Po premierze będzie można też wskoczyć na chwilę do multi; w momencie, gdy grałem, serwery z oczywistych względów świeciły jednak pustkami. Niby gra nie każe nam grindować milionów kilometrów (zwykle wystarczy cztery-pięć kółeczek na dłuższej trasie), tym niemniej podczas nabijania dystansu dziesiątym z rzędu wozem przycisk zasilania konsoli zaczyna się do nas uśmiechać.

Grid Legends

Na tym schody się nie kończą... Gdyby choć Codemasters zliczało przebieg dla wszystkich pojazdów danej kategorii... A guzik, nie ma tak dobrze! Wyrabiamy kilometrówkę i kupujemy ulepszenia dla każdego auta z osobna, co jest nie tylko czystą złośliwością ze strony twórców, ale też odbieraniem grze atutu w postaci bogatego garażu. Komu bowiem będzie się chciało sięgać po coraz lepsze bryki, skoro za ich kierownicami trzeba będzie kręcić licznik od nowa, żeby w ogóle nadawały się na trudniejsze imprezy? Na pytanie „po co te wszystkie ograniczenia?” nie jestem wam obecnie w stanie odpowiedzieć, ale w menu głównym mignęła mi nieaktywna w wersji recenzenckiej pozycja „Sklep”. Strzelam, że odpowiedź na wątpliwości może (acz nie musi) kryć się właśnie w tej zakładce...


Bez szczególnych zmian

Szkoda, że struktura kariery kolejny raz niedomaga, bo gdy odejmie się całą opisaną wyżej otoczkę, pozostają fundamenty bardzo solidnej ścigałki. Model jazdy to oczywiście recykling poprzedniczek, nie ma jednak nic złego w tym, że nie zmienia się czegoś, co jest przyjemne i dobrze działa. Ponownie mamy do czynienia ze zręcznościówką wykazującą lekkie aspiracje do czegoś więcej. Cieszy też spora liczba opcji konfiguracji, od włączenia optymalnej linii przejazdu po uszkodzenia mechaniczne. Jeżeli lubiliście te elementy w poprzednich odsłonach, i tu z łatwością się odnajdziecie.

W temacie tras mamy tu patent bardzo podobny do Autosporta, czyli kilka różnych dróg przejazdu w ramach jednej lokalizacji. Tory znajdują się w 22 zróżnicowanych geograficznie miejscach, wśród których pojawiają się tak kultowe dla serii jak Dubaj, Chicago, doki Yokohamy, Londyn czy Paryż. Razem daje to około setki torów. Wybór miejscówek jednych zachwyci, innych zasmuci, sam jestem trochę rozczarowany, że większy nacisk położono na trasy uliczne niż klasyczne tory wyścigowe (kilku moich ulubionych niestety brakuje). Z drugiej pasuje to do konwencji fabularnej. Pomijając kwestię recyklingu, lista lokalizacji jest naprawdę solidna.

Grid Legends

Powielanie w kolejnych grach tras istniejących w prawdziwym świecie to oczywiście nic złego. Problem w tym, że część torów sprawia wrażenie, jakby Codemasters nie chciało się ich odnowić. W efekcie Grid Legends jest cholernie nierówny pod względem oprawy graficznej. Absolutnie fantastyczne są wszystkie efekty związane z pogodą. Spływający po szybie deszcz, w widoku z kokpitu niemal odbierający widoczność, śnieżyce, intensywne słońce zalewające wieżowce Dubaju, obfite kałuże odbijające światło – za każdym razem, gdy pogoda dorzuca swoje trzy grosze, na ekranie dzieje się magia i czujemy, że gra faktycznie hula na PlayStation 5. Wystarczy jednak kolejna trasa i mała zmiana aury, byśmy nagle zaczęli dostrzegać tekstury drugiej świeżości. Odnoszę wrażenie, że to kwestia skopiowania żywcem niektórych starych assetów.


Niebieski, żółty i zielony

W ostatecznym rozrachunku Grid Legends solidnie rozczarowuje. Jeżdżenie dalej jest świetne, kampania pozostawia po sobie niezłe wrażenie, a bogata zawartość cieszy, ale pewne rozwiązania sprawiają, że czasem po prostu odechciewa się grać. Produkcja z pewnością nie spełnia też obietnic i nie jest oczekiwaną przez nas nową jakością, której na nowej generacji konsol można było wymagać. Choć w chwilach oberwania chmury można zachwycić się stroną wizualną, a możliwość zabawy z płynnością 120 fps-ów jest godna pochwały, Codemasters włożyło w tę grę zdecydowanie za mało pracy, szczególnie w stosunku do ceny.

Grid Legends

Stąd radziłbym odpuścić sobie tę odsłonę, ewentualnie ograniczyć się do sprawdzenia jej za pośrednictwem abonamentu EA. Zwłaszcza w przypadku, gdy podobnie jak ja zaliczyliście poprzednie odsłony co do wyścigu. Jeżeli natomiast dawno nie mieliście z tym cyklem do czynienia, wasze wrażenia będą zapewne odczuwalnie lepsze. Spragnionym wyścigów muszę też przypomnieć, że za rogiem czai się już nowe Gran Turismo... Drogie Codemasters, w kontekście przejęcia was przez EA przypomnijcie sobie stare przysłowie – „Kto z kim przestaje...”.

Ocena

Grid Legends ma dobry model jazdy, ale tryb kariery irytuje kilkoma rozwiązaniami. Kampania jest niezła, choć fabułę ma tak oczywistą, że od początku znamy zakończenie. Razi też nierówna oprawa – świetne efekty pogodowe kontrastują miejscami z przestarzałymi teksturami – a całej gra zaszkodził recykling.

5+
Ocena końcowa

Plusy

  • model jazdy nadal działa i cieszy
  • niezła kampania fabularna
  • wystarczy na wiele godzin

Minusy

  • przy ładnej pogodzie widać recykling na trasach
  • bardzo nierówna graficznie
  • konieczność grindowania kilometrów w karierze
  • twórcy zniechęcają do testowania nowych aut
  • długość niektórych imprez po prostu nuży
  • przewidywalna fabuła w kampanii
  • mocno odgrzewany kotlet


Czytaj dalej

Redaktor
Krzysztof „Otton” Kempski

Gracz, redaktor, inżynier i podróżnik w jednym. Lubię gry, które po prostu sprawiają przyjemność i nie silą się na udowadnianie, że są sztuką.

Profil
Wpisów56

Obserwujących7

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze