rek

Recenzja Lost Ark. Najlepszy hack’n’slash wśród MMO

Recenzja Lost Ark. Najlepszy hack’n’slash wśród MMO
Ogromne kolejki do logowania na europejskie serwery wskazują, że masy oszalały na punkcie Lost Ark. Skoro trzeba już przed rozpoczęciem zabawy poświęcić grze dużo czasu – czy warto?

Wzięci pod skrzydła Amazonu koreańscy twórcy ze Smilegate RPG stanęli przed nie lada wyzwaniem. Połączenie napakowanego akcją hack’n’slasha z formułą MMO wymaga zbudowania czegoś nowatorskiego na – teoretycznie – sprzecznych podstawach. Sieciówki z założenia mają utrzymać uwagę graczy długofalowo i stale oferować im coś świeżego w ustalonej, znajomej formie. Z kolei większość produkcji opisywanych jako „takie Diablo, tylko że…” opiera się przede wszystkim na powtarzaniu prostych czynności.

Jednocześnie Smilegate musiało zawalczyć o odbiorców, którzy przytłoczeni gigantycznym rozbudowaniem Path of Exile chętnie przywitaliby coś wciąż wymagającego, ale łatwiejszego do ogarnięcia. Coś, co pozwoliłoby poczuć moc od samego początku rozgrywki. W przeciwieństwie do wielu innych free-to-playów w Lost Ark nigdy nie czułem się leszczem. Częściowo odpowiada za to poziom trudności, który chce nas szybko przepchać do endgame’u i w większości questów nie stawia zbyt uciążliwych przeszkód. To jednak głównie matematyka, która sama w sobie nie daje aż takiego wrażenia potęgi. 

Lost Ark

Coś tu iskrzy

Sekret tkwi w oprawie. Dawno nie czułem takiej mocy, używając nawet najprostszych skilli. Animacja i udźwiękowienie walki są po prostu niesamowite. Już na początku, mając zaledwie kilka podstawowych umiejętności, tłuczemy i ostrzeliwujemy wraże dupska z największą przyjemnością. Później, gdy rozwiniemy postać i wpakujemy punkty w ładowane podczas starć specjalne umiejki, uświadomimy wszystkim dookoła, że wreszcie do krainy zawitał porządny bohater. Kto nie wpadł w dziki szał berserkerem lub nie zamienił swojego strikera w żywe tornado ciosów, ten nie poznał życia. Na ekranie dzieje się tyle, że nawet z filtrem dla światłoczułych starcia z innymi graczami stoją na granicy przejrzystości. Ponadto wszystkie klasy mają własny wyraźny charakter i bez przerwy czuje się, że wymagają innego podejścia do rozgrywki.

Każdy dostępny skill jest mniej lub bardziej wyjątkowy pod względem sposobu działania, zasięgu rażenia itd. Staromodnych, typowo klikanych umiejętności jest bardzo mało. Ponadto co jakiś czas przeciwnicy lubią się odgryźć, bo i wielu z nich ma ciekawy wachlarz zagrań. Połączenie tego wszystkiego składa się na model walki, który cały czas utrzymuje naszą uwagę. Czasem nawet najsłabsi wrogowie potrafią nas stłuc, kiedy wykorzystają moment naszej dekoncentracji i zbiorą się do kupy. Co rusz zmieniamy pozycję, skacząc po polu bitwy, by oberwać jak najmniej, a jednocześnie jak najlepiej wykorzystać dostępne moce.

Lost Ark

Mam jednak pewien zgryz, jeśli chodzi o uniki. Walka w Lost Ark ma mocno zręcznościowy charakter, jednak chyba z obawy przed zbytnim oparciem jej na refleksie twórcy dorzucili kilkusekundowy cooldown do odskoków. Naturalnie wydłużyło to czasy ataków nieprzyjaciół, co szczególnie widać w przypadku bossów. Miałem wrażenie, że to kompromis dla wszystkich i dla nikogo. W porównaniu do takiego Hadesa wrogowie co rusz wydawali mi się sztucznie spowalniani. Z kolei w walkach PvP (czy to na Arenie, czy w potyczkach gildii) tempo jest tak szaleńcze, że unik rzadko kiedy jest naprawdę użyteczny. Aż chciałoby się spróbować tej samej gry z mocniejszymi bossami, ale i częstszymi uskokami. Trudno, trzeba obejść się smakiem.

Powiem więcej – niedosyt jest uczuciem, które często towarzyszyło mi podczas kilkudziesięciu godzin spędzonych z Lost Ark. Miało to swój zarówno szkodliwy, jak i bardzo pozytywny wpływ. Z początku patrzyłem z ukosa na fabułę i to, jak jest prezentowana. Poziom pisarstwa jest mocno taki sobie, a przerysowani enpece kontrastują z mroczniejszą stylistyką świata czasów wojny z demonami. Koreański hit sezonu zyskuje jednak przy dłuższej znajomości

Zostań na dłużej

Rozmach lokacji, filmowe zachowania kamery czy eksploracyjne triki w rodzaju wspinaczki lub tyrolek sprawiają, że nawet niecierpliwi przeklikiwacze dialogów są co chwilę czymś bawieni, a nawet zaskakiwani. Widać zrozumienie faktu, że zwykłe łażenie po mapie i skrobanie jej z expa jest przestarzałe. W efekcie mimo sztampy jesteśmy wciąż ciekawi, co jeszcze na nas czeka. Scenarzyści robią przy tym, co mogą, byśmy czuli rozmach opowieści i mieli wrażenie, że faktycznie bierzemy udział w czymś wielkim. Rzadko wykonujemy uwłaczająco proste zadania, a od czasu do czasu zdobędziemy uznanie tłumów, koronujemy króla lub wybierzemy się w krótką podróż w czasie i przestrzeni. 

Lost Ark

Słowa uznania należą się też za styl krótszych historii, rozgrywających się w poszczególnych lokacjach. Twórcy wielokrotnie poszli o krok dalej niż zmiana tekstury tła, paru kolorów i modeli przeciwników. Często gra całkowicie zmienia stylistykę i nastrój, jakby rzucając nas między małymi, różnorodnymi światami osadzonymi w różnych konwencjach. Już w obrębie pierwszej wyspy rozprawiamy się z mrocznym kultem w ponurym dworzyszczu albo wybieramy się jako klaun na dziwaczny jarmark. Nie zabraknie też rozrywki dla antyfanów Halloween i zarazem miłośników rozbijania dyń. A kiedy już dostaniemy statek i wypłyniemy do zamorskich krain, Lost Ark zupełnie odpina wrotki. 

Każda z wysp jest skąpana w zupełnie innym klimacie, którym porządnie obtoczono questy fabularne. Szerokie wody Lost Ark pokryte są zarówno drobnymi ciekawostkami na małych skrawkach lądu, jak i wielkimi obszarami stworzonymi na zupełnie różne modły. Nie zdziwcie się, kiedy z piekielnego wierzchowca przesiądziecie się na biedronkę, na której uciekniecie przed wielkimi kogutami wprost na arenę walki z ogromną papugą. Patrzę teraz na mapę i widzę, jak ogromny kawał świata jeszcze został mi do odkrycia. Przygód w samym wątku fabularnym starczy na co najmniej kilkadziesiąt, a w przyszłości pewnie i setki godzin.

CZYTAJ DALEJ NA DRUGIEJ STRONIE

Cebula ma warstwy

Jak pisałem we wstępnych wrażeniach, przez większość czasu Lost Ark odkrywa się przed nami stopniowo. Systemów i codziennych zajęć, w które można włożyć ręce, jest całkiem sporo i odpalenie wszystkiego od razu mogłoby nieźle przytłoczyć. Gorzej, że gra niestety nie umie zbyt dobrze tłumaczyć samej siebie. Tutoriale dotyczące banałów lubią wyskoczyć przy którymś z kolei użyciu prostych funkcji, za to informacje o bardziej skomplikowanych elementach rozgrywki są pokitrane w dziwnych miejscach albo nigdzie. Dość powiedzieć, że do części samouczków wracamy w niezbyt czytelnej sekcji zadań tutorialowych, zaś w zakładce Guide nie trafimy na żadne kompendium, a jedynie na informacje o przedmiotach. 

Dodajemy do tego wyskakujący czasem trylion jednoczesnych powiadomień, pchających nam się w oczy w trakcie walki, i orientujemy się, że coś poszło mocno nie tak w kwestii interfejsu. Kwestii arcyważnej w hardkorowym MMO, w którym sporo czasu spędzamy na przeżuwaniu i porządkowaniu informacji. Okienka nieraz atakowały mnie w środku trudniejszego starcia, bym później musiał przegrzebywać menusy w poszukiwaniu pośpiesznie zamkniętych pop-upów.

Lost Ark

I tutaj objawia się ta mniej fajna strona niedosytu charakterystycznego dla Lost Ark. Gra w toku fabuły nie zmusza do korzystania ze wszystkiego, co ma do zaoferowania, zamiast tego zajawiając swoje funkcje i czasem lekko kusząc do ich użycia. I, cholera, łapała mnie nieraz na swoją przynętę, utrudniając mi jednocześnie porządne wgryzienie się. A szkoda, bo obecnie czynności, którymi możemy się na co dzień zajmować, jest wiele i im lepiej je poznamy, tym większa szansa na przyjemną zabawę po swojemu.

Zajmij się czymś

Opływanie świata na pokładzie statku ucieszy korsarzy wychowanych na Sid Meier’s Pirates!. Rozwijanie rezydencji spodoba się niedzielnym bohaterom. Bardziej zapaleni czym prędzej polecą do wysokich leveli, mierząc się ze straszydłami w najtrudniejszych instancjach. Do tego mamy system gildii, profesje, rozwijanie relacji z enpecami plus, oczywiście, wymianę i zarządzanie zasobami. 

Słowem – znajdziemy w Lost Ark niemal wszystko, co powinna zawierać gra MMO. Fani gatunku, którzy do tego doceniają relaks przy dynamicznej, znakomicie oprawionej diablopodobnej walce, powinni się tu odnaleźć. Zwłaszcza że sama rozgrywka przebiega bez przeszkód ze strony opcjonalnych mikropłatności.

Lost Ark

A jednak nie przez przypadek wspomniałem w tytule, że Lost Ark to najlepszy hack’n’slash wśród MMO, a nie odwrotnie. Cóż, fakty są takie, że wszystko, czym ujęli mnie Koreańczycy, wiąże się z trybem fabularnym, a większość wad leży w obszarach sieciowych. Idąc w stronę MMO, Smilegate zgodziło się na mnóstwo kompromisów, które zaszkodziły – być może – fantastycznemu action RPG. 

Widzę enpeców poustawianych w lokacjach pod logikę gry i walki z backtrackingiem, a nie logikę wiarygodnego świata. Nie umiem kupić obietnicy zostania mistrzem wschodnich sztuk walki à la Marshall Law, jeśli mogę uskoczyć zaledwie raz na siedem sekund. Wymiatam z ekranu stosy okienek i wskaźników związanych z opcjami, których mogłoby tu nie być. Utwierdzam się tym samym w przekonaniu, że Lost Ark ma przebłyski produkcji fenomenalnej, która nie mogła powstać przez kompromisy związane z aspektami sieciowymi.

jeszcze

I żeby nie było – ja nie mam problemu z samym faktem, że Lost Ark to MMO. Mam do niej podobny zarzut, co do wielu open worldów ostatnich lat.  Sam fakt, że w grze można robić to, tamto i siamto, jeszcze o niczym nie stanowi. Napakowanie zawartości i mechanizmów to nie sztuka. Sztuką jest poukładanie ich tak, by spełniały fantazję gracza i nie były przy tym wtórne ani sztuczne. Przez większość czasu Lost Ark nie mogła mi tego dać. Wracałem do niej z innych powodów, niż wymarzyli to sobie twórcy. Przyciągały mnie przede wszystkim te wtórne elementy rozgrywki, a nie zaoferowano mi niczego na tyle nowatorskiego, bym mógł szczerze powiedzieć „cholera, fajnie to wymyślili”.

Tak miało być?

Spoglądając z dystansu, zauważam, że choć stopniowe odsłanianie kolejnych mechanizmów i trybów gry w miarę postępów gracza jest w porządku, to momenty ich wprowadzania już niekoniecznie. Nie zdziwiłbym się, gdyby w przyszłości doszło tu do pewnych zmian. Żeglowanie i zwiedzanie innych wysp daje dużo frajdy, ale wchodzi na tyle późno, że gracze z ograniczonym czasem przez kilka wieczornych sesji mogą się o nim nawet nie dowiedzieć. Dobicie do pięćdziesiątki odsłania tak wiele nowych zabawek – w tym zadań dziennych i wieloosobowych Chaos Dungeonów – że nagle gramy właściwie w inną grę. 

To pójście o krok dalej od zasady, że w dobrym MMO życie zaczyna się w endgamie. Zmiana jest na tyle duża, że wpływa na samą istotę rozgrywki. Ktoś powie, że tak właśnie ma być, że liczy się satysfakcja z osiąganych celów. Okej, jestem w stanie się z tym zgodzić, ale pod warunkiem, że gra w odpowiedni sposób informuje o tym, co nas czeka. A jak już ustaliliśmy, Lost Ark nie jest mistrzynią w przedstawianiu samej siebie.

Lost Ark

Jeśli jednak ani trochę wam to nie przeszkadza i trawicie klasyczne mechanizmy sieciówek, a oddalibyście swój czas w zamian za przyjemną naparzankę fantasy do wieczornej herbatki, możecie powoli ustawiać się w kolejce do logowania. Pomimo bolączek ogromny i różnorodny świat Lost Ark chce się zwiedzać, patrząc na świetnie zaprojektowane postacie toczące żywiołowe bitwy. To świat bogaty w aktywności, które choć mnie nie cieszą, u wielu z was wywołają ulubiony stan fanów MMO – ciągle coś robić i nadal mieć dużo do zrobienia.

Takie jest właśnie Lost Ark. Cieszyłem się rozgrywką, podziwiałem oprawę i dobre pomysły, dostrzegałem też jednak konkretne wady. Cały czas z grymasem i uśmiechem mówiłem „można więcej, można lepiej, można bardziej”. Może kiedyś…

[Block conversion error: rating]

2 odpowiedzi do “Recenzja Lost Ark. Najlepszy hack’n’slash wśród MMO”

  1. Nie rozumiem tej recenzji. Tzn niby gra spoko ale jednak nie spoko.

  2. Lost Ark to nie jest hack and slash.

Dodaj komentarz