Reżyser „Indiany Jonesa i artefaktu przeznaczenia” był zraniony odbiorem filmu. „Wszystko kiedyś się kończy”
James Mangold, uznany reżyser takich produkcji jak „Logan” czy „Le Mans ’66”, stanął przed niezwykle trudnym zadaniem – zakończenia kultowej serii przygód Indiany Jonesa, przejmując pałeczkę po samym Stevenie Spielbergu. Powierzenie losów legendarnego bohatera, w którego przez dekady wcielał się Harrison Ford, wiązało się z ogromnymi oczekiwaniami fanów.
I chociaż „Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” znalazł swoich zwolenników, którzy na Rotten Tomatoes wystawili mu 87% pozytywnych opinii (my wystawiliśmy ocenę 7 – sprawdźcie dlaczego), nie osiągnął jednak oczekiwanego sukcesu finansowego. Przy budżecie wynoszącym 387,2 miliona dolarów (w tym koszty postprodukcyjne i marketingowe), produkcja na całym świecie zarobiła „tylko” 381,6 miliona dolarów, co oznacza, że Disney poniósł stratę w wysokości 134 milionów dolarów.
W rozmowie z portalem Deadline Mangold wyraził rozczarowanie tym, jak potoczyły się losy filmu i przyjął do wiadomości krytyczne uwagi, które pojawiły się w związku z jego produkcją. Przyznał, że było to trudne do przełknięcia:
Masz wspaniałego, genialnego aktora, który ma osiemdziesiąt lat. Kręcę film o człowieku po osiemdziesiątce, ale widocznie publiczność nie chce skonfrontować się z bohaterem w tym wieku. Pogodziłem się z tym. Zrobiliśmy ten film, ale pytanie brzmi: co mogłoby zadowolić widownię, jeśli nie rozpoczęcie wszystkiego od nowa z kimś innym?
Dla Mangolda praca nad tym filmem była niezapomnianym doświadczeniem, szczególnie ze względu na szansę współpracy z Fordem. Jednak reakcja publiczności mocno go zawiodła:
Naprawdę chciałem, żeby publiczność pokochała [Forda] takiego, jakim był, i zaakceptowała, że to jest część tego, co film ma do powiedzenia – że wszystko kiedyś się kończy, to część życia.
I chociaż Harrison Ford już na dobre odłożył na bok charakterystyczny kapelusz i zakończył swoją wieloletnią przygodę z nieustraszonym Indym, to jednak gracze wciąż mogą wcielić się w tego słynnego bohatera. Właśnie zadebiutowała gra Indiana Jones i Wielki Krąg, która zbiera same dobre oceny. Nie jesteście jeszcze przekonani – to zajrzyjcie do naszej recenzji.
Natomiast film „Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” możecie obejrzeć na platformie Disney+. A co wy uważacie o tej produkcji – godne zakończenie serii czy mogli jednak dać sobie spokój?
Czytaj dalej
-
„Exit 8” udowadnia, że czasem po prostu liczy się rozrywka. To rzetelna...
-
2. sezon „1670” to wielki sukces Netfliksa. Adamczycha bawi po raz...
-
Spin-off „Wiedźmina” z nieoczekiwaną datą premiery. Insiderzy ujawniają, kiedy zobaczymy...
-
Trzeci sezon „Daredevila: Odrodzenie” powstanie. Dostał zielone światło od Disneya
5 odpowiedzi do “Reżyser „Indiany Jonesa i artefaktu przeznaczenia” był zraniony odbiorem filmu. „Wszystko kiedyś się kończy””
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Mnie ten film po prostu wynudził. Nudny wątek, dialogi i postacie. Naiwne gonili go i uciekł.
Jako fan Indy’ego, będę bronił tego filmu po wsze czasy. Może nie jest tak udany, jak pierwsze trzy z cyklu, ale to wciąż kawał porządnej kame…kina przygodowego:) I lepszy od pogubionej w drugiej połowie części czwartej. Uważam, że do wywalenia jest cały wątek z Antonio Banderasem i akcja z nurkowaniem. Cała reszta to piękna, sentymentalna podróż, a już bombastyczny finał to coś, po czym z żoną mieliśmy ciary. Reżyser doskonale zrozumiał i postać Indy’ego, i umiejętne wplatanie wątków fantastycznych i historii spiskowych, których przecież w poprzednich częściach nie brakowało, bo na tym opierały swój fabularny trzon. I tu też tak jest. Plus słuszne i odważne zderzenie głównego bohatera z własnym PESELem. Dobrze pokazany wątek przemijania i tego, że nie wszystko musi trwać wiecznie. Indiana Jones jako filmowy bohater również. Dobre wspomnienia wystarczą.
Zgadzam się w 100%, przy okazji dzięki za przypomnienie, że Banderas w ogóle brał w tym udział 😂. Ale akcja z dynamitem była całkiem ok, oddajmy im chociaż to.
381-387=-134. Ciekawa matematyka.
Nikt nie będzie tego filmu wspominał. Powinni to pokazywać na studiach reżyserskich na zajęciach pt. „Jak nie kręcić kontynuacji”. Czwórka dużo lepsza, a to już mówi samo za siebie… Trójka za to wiadomo – film wszech czasów.