rek

Reżyser „Indiany Jonesa i artefaktu przeznaczenia” był zraniony odbiorem filmu. „Wszystko kiedyś się kończy”

Agnieszka "AgaMich" Michalska
Film przyniósł Disneyowi ogromne straty finansowe.

James Mangold, uznany reżyser takich produkcji jak „Logan” czy „Le Mans ’66”, stanął przed niezwykle trudnym zadaniem – zakończenia kultowej serii przygód Indiany Jonesa, przejmując pałeczkę po samym Stevenie Spielbergu. Powierzenie losów legendarnego bohatera, w którego przez dekady wcielał się Harrison Ford, wiązało się z ogromnymi oczekiwaniami fanów.

I chociaż „Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” znalazł swoich zwolenników, którzy na Rotten Tomatoes wystawili mu 87% pozytywnych opinii (my wystawiliśmy ocenę 7 – sprawdźcie dlaczego), nie osiągnął jednak oczekiwanego sukcesu finansowego. Przy budżecie wynoszącym 387,2 miliona dolarów (w tym koszty postprodukcyjne i marketingowe), produkcja na całym świecie zarobiła „tylko” 381,6 miliona dolarów, co oznacza, że Disney poniósł stratę w wysokości 134 milionów dolarów.

https://youtu.be/PjPW6DX_MaM?si=aIg0Sa0A8_Oet0cu

W rozmowie z portalem Deadline Mangold wyraził rozczarowanie tym, jak potoczyły się losy filmu i przyjął do wiadomości krytyczne uwagi, które pojawiły się w związku z jego produkcją. Przyznał, że było to trudne do przełknięcia:

Masz wspaniałego, genialnego aktora, który ma osiemdziesiąt lat. Kręcę film o człowieku po osiemdziesiątce, ale widocznie publiczność nie chce skonfrontować się z bohaterem w tym wieku. Pogodziłem się z tym. Zrobiliśmy ten film, ale pytanie brzmi: co mogłoby zadowolić widownię, jeśli nie rozpoczęcie wszystkiego od nowa z kimś innym? 

Dla Mangolda praca nad tym filmem była niezapomnianym doświadczeniem, szczególnie ze względu na szansę współpracy z Fordem. Jednak reakcja publiczności mocno go zawiodła:

Naprawdę chciałem, żeby publiczność pokochała [Forda] takiego, jakim był, i zaakceptowała, że to jest część tego, co film ma do powiedzenia – że wszystko kiedyś się kończy, to część życia.

I chociaż Harrison Ford już na dobre odłożył na bok charakterystyczny kapelusz i zakończył swoją wieloletnią przygodę z nieustraszonym Indym, to jednak gracze wciąż mogą wcielić się w tego słynnego bohatera. Właśnie zadebiutowała gra Indiana Jones i Wielki Krąg, która zbiera same dobre oceny. Nie jesteście jeszcze przekonani – to zajrzyjcie do naszej recenzji.

Natomiast film „Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” możecie obejrzeć na platformie Disney+. A co wy uważacie o tej produkcji – godne zakończenie serii czy mogli jednak dać sobie spokój?

5 odpowiedzi do “Reżyser „Indiany Jonesa i artefaktu przeznaczenia” był zraniony odbiorem filmu. „Wszystko kiedyś się kończy””

  1. Mnie ten film po prostu wynudził. Nudny wątek, dialogi i postacie. Naiwne gonili go i uciekł.

  2. Jako fan Indy’ego, będę bronił tego filmu po wsze czasy. Może nie jest tak udany, jak pierwsze trzy z cyklu, ale to wciąż kawał porządnej kame…kina przygodowego:) I lepszy od pogubionej w drugiej połowie części czwartej. Uważam, że do wywalenia jest cały wątek z Antonio Banderasem i akcja z nurkowaniem. Cała reszta to piękna, sentymentalna podróż, a już bombastyczny finał to coś, po czym z żoną mieliśmy ciary. Reżyser doskonale zrozumiał i postać Indy’ego, i umiejętne wplatanie wątków fantastycznych i historii spiskowych, których przecież w poprzednich częściach nie brakowało, bo na tym opierały swój fabularny trzon. I tu też tak jest. Plus słuszne i odważne zderzenie głównego bohatera z własnym PESELem. Dobrze pokazany wątek przemijania i tego, że nie wszystko musi trwać wiecznie. Indiana Jones jako filmowy bohater również. Dobre wspomnienia wystarczą.

    • Zgadzam się w 100%, przy okazji dzięki za przypomnienie, że Banderas w ogóle brał w tym udział 😂. Ale akcja z dynamitem była całkiem ok, oddajmy im chociaż to.

  3. 381-387=-134. Ciekawa matematyka.

  4. Nikt nie będzie tego filmu wspominał. Powinni to pokazywać na studiach reżyserskich na zajęciach pt. „Jak nie kręcić kontynuacji”. Czwórka dużo lepsza, a to już mówi samo za siebie… Trójka za to wiadomo – film wszech czasów.

Dodaj komentarz