rek

Nick Offerman zdradził, co go zraziło do gier i czemu wystąpił w „The Last of Us”

Nick Offerman zdradził, co go zraziło do gier i czemu wystąpił w „The Last of Us”
Aktor znany z roli Rona Swansona z serialu „Parks and Recreation”, a ostatnio z trzeciego odcinka „The Last of Us”, opowiedział o swojej krótkiej przygodzie z grami wideo.

Być może nie kojarzycie Nicka Offermana z nazwiska, ale już rzut okiem na jego twarz powinien zapalić wam odpowiednią lampkę w głowie. Nawet jeśli nie śledzicie serialu „The Last of Us”, są duże szanse na to, że kojarzycie jego rolę z „Parks and Recreation”, gdzie wcielił się w Rona Swansona. Nawet jeśli nie z samego serialu, to przynajmniej z memów.

Z okazji jego występu w ostatnim odcinku „The Last of Us”, w którym wcielił się w Billa, aktor został przepytany na temat gier w ramach programu Jimmy’ego Kimmela. Tym razem nie usłyszeliśmy zadziwiającej historii o uzależnieniu od World of Warcraft, jak miało to miejsce w przypadku gwiazdy „Stranger Things”, ale Offerman wyznał, że gdy wkręcił się w pewien tytuł z Nintendo 64, poczuł, że na dłuższą metę granie może się źle dla niego skończyć…

Ostatni raz grałem jakieś 25 lat temu, a jestem bardzo wyrozumiały. Straciłem kilka tygodni przez grę pod tytułem Banjo Kazooie. Przeleciały mi jakieś dwa tygodnie, a ja poczułem, jak pyszna jest powoli dawkowana dopamina. Potem nadchodzi koniec, a człowiek czuje radość, że wygrał. Jednocześnie od razu zadałem sobie pytanie: co ja robię ze swoim życiem? Więc podjąłem decyzję, że nie zagram nigdy więcej. I całe szczęście, bo gry stały się tak wspaniałe jak chociażby The Last of Us i myślę, że spędziłbym z nimi resztę życia w piwnicy, nie wychodząc nawet na przesłuchania do żadnych seriali.

Tym razem uzależnienia od gier udało się uniknąć i na szczęście mogliśmy poznać Nicka Offermana nie tylko jako Rona Swansona, lecz także chociażby Foresta z „Devs”. Jednak niewiele brakowało, byśmy wciąż nie zobaczyli go w „The Last of Us”. Ostatecznie decyzję o wzięciu roli Billa zawdzięczamy podobno jego żonie.

Dostałem scenariusz Craiga Mazina, który zrobił wcześniej między innymi „Czarnobyl”, i zdawał się typem gościa, który wie, co robi. Nie miałem niestety okienka w kalendarzu, by zgodzić się na jego propozycję. Natomiast cudowna bogini, która jest przy okazji moją żoną, przeczytała to i powiedziała mi: jedziesz do Calgary, kolego. Baw się dobrze, musisz to zrobić.

Fragment programu Jimmy’ego Kimmela z udziałem Nicka Offermana możecie obejrzeć poniżej:

https://www.youtube.com/watch?v=Unh3kan_tFc

12 odpowiedzi do “Nick Offerman zdradził, co go zraziło do gier i czemu wystąpił w „The Last of Us””

  1. Dokładnie, Ron Swanson w punkt.
    Jak sobie pomyślę co by było gdybym przeznaczył czas spędzony na graniu w PESa, FMa, STALKERa na np. naukę języków obcych, treningi w piłkę albo programowanie…
    Nie żałuję emocji związanych z graniem, ale poczucie straconego czasu towarzyszyło mi już w chwili grania. Tylko że trzeba się też zastanowić: czy spędzony na przyjemnościach czas to czas stracony 😉

    • Mówią, że najważniejsze w życiu to robić to co się lubi. Skoro ktoś lubi grać to czemu ma sobie tego odmawiać? A że niby stracony czas? Człowiek, który całymi dniami przebywa w garażu by pogrzebać w samochodach też mógłby uchodzić za takiego, który traci czas bo coś go omija. Ale przecież on też robi coś co lubi.

    • Odstresować się przy czymś trzeba. Gry nie są moim ulubionym hobby, ale są tym przy którym spędzam najwięcej czasu. Pograć można mając pół godzinny, niezależnie od pogody, innych ludzi itd. Dzięki różnorodności zawsze znajdzie się coś w właściwym w danym momencie punkcie spektrum odmóżdżenie-skupienie.

    • Najlepiej to w ogóle całe życie przepracować, bo jedynie praca nie jest przecież stratą czasu – czy to praca nad sobą, czy zarabianie pieniędzy. Lepiej też nie podróżować bo to strata czasu – ile czasu w samolotach, samochodach, pociągach stracone… A później na jakieś oglądanie dużego trójkąta z cegieł. Już oglądając piramidy czułem jak ucieka mi czas, który mogłem poświęcić bardziej produktywnie, na przykład na naukę języków albo nadgodziny przy taśmie. Mogłem też wtedy coś wyremontować w mieszkaniu. No więc nie podróżowałem i nie grałem, jako że nie grałem to puściłem sobie film, ale jak pomyślałem ile to czasu straconego… Wyłączyłem więc i chwyciłem książkę. Cholera, jak to wolno się czyta, a mogłem w tym czasie zrobić doktorat z biologii.

      Nie rozumiem takich argumentów o „straconym czasie” – jak się dobrze bawisz to nie jest czas stracony. Może być jedynie spożytkowany nieco mądrzej, np. granie miesiąc z przerwami na jedzenie i kupę tak, może nie jest najmądrzejsze. Ale całkowita rezygnacja z grania niczym się nie różni od całkowitej rezygnacji z innych hobby, np. terrarystyki, wspinaczki, jazdy na nartach – przecież też 99% ludzi nie będzie tego robić zawodowo, więc jaki jest sens skoro można w tym czasie uczyć się niemieckiego?

    • Moim zdaniem jest to niesamowicie smutne podejscie to zycia. Odmawianie sobie przyjemnosci w zyciu, bo… No własnie, bo co? Nie nauczysz sie niczego nowego jak bedziesz sobie odmawiał przyjemnosci, predzej znienawidzisz to czego sie bedziesz chciał nauczyc.

    • 99% gier niczego nie uczy. To tylko eskapizm i dopaminowy narkotyk przepalający czas i tyle.

    • Fallschirmjager 25 lutego 2023 o 14:23

      To nie graj, czemu tu w ogóle jesteś? Tak się składa, że gry mogą dużo nauczyć, zależy w co gramy. Gry o II wojnie światowej nauczyły mnie dużo, typy broni, pojazdów itd., a już w ogóle samo zainteresowanie tematem też zawdzięczam tym właśnie grom.
      Lubię escapism, od szarego, nudnego otaczającego nas świata tudzież rutyny dnia codziennego, pracy etc.
      Jakby na wszystko tak patrzeć, jak ów aktor, to wszelką zabawa to escapism, strata czasu, dopaminowy narkotyk itd.
      Więcej, komentowanie, YT, FB, Twitter, Instagram to dopiero strata czasu.
      Oglądanie wiadomości to może nie tyle escapism, ale i tak zalicza się do straty czasu, bo i tak nie masz wpływu na to, co się dzieje.
      Twitter to już w ogóle takie ścieki, bo jak czytam wypociny szczególnie hardcorowego amerykańskiego lewactwa (nie mylić z lewicą), to wolę pograć, bo ludziom promującym „zabawianie” się z dziećmi do rozumu nie przemówisz, bo go nie posiadają. To jest rzeczywiście strata czasu, ani to produktywne ani zabawne, chyba żeś trollem jest.
      A co rozumiesz przez dopaminowy narkotyk? Czyż dążenie do szczęścia nie jest jednym, obok rozmnażania, z założeń życia ludzkiego? Czy dopamina tudzież serotonina to coś złego? Wytłumacz szerzej, bo nie rozumiem. Czegokolwiek byś nie robił, bo uważasz to za słuszne, daje Ci tą grzeszną dopaminę. Ludzie, którzy pomagają innym też robią to dla siebie, bo czują radość, że zapewnili komuś jadło bądź dach nad głową. Jest to więcej niż granie, ale nie każdy jest np. ekstrawertykiem – osobą otwartą na innych, grającą dobrze w zespole itd., ja np. jestem introwertykiem i nic na to nie poradzę, taki mam charakter.
      A co Ty miszczu robisz, szczególnie na takiej stronie? Z kontem do tego, by móc rozmawiać na portalu o grach i rozrywce wszelakiej? Dopaminowego narkotyku się zachciało?

  2. I kogo to obchodzi? ;P

  3. Pewnie, że nadmiar grania szkodzi… tak samo jak nadmiar pracy. Nie widzę powodu rezygnować z czegoś całkiem tylko dlatego, że wciąga. Po prostu we wszystkim jest potrzebny zdrowy umiar. No chyba, że facet wiedział, że ma skłonności do uzależnień i się bał, że do grania go będzie ciągnąć za mocno.

  4. Super

Dodaj komentarz