The Last of Us Part I PC. Komu potrzebna apokalipsa, skoro istnieją takie porty? [RECENZJA]
![The Last of Us Part I PC. Komu potrzebna apokalipsa, skoro istnieją takie porty? [RECENZJA]](https://cdaction.pl/wp-content/uploads/2023/04/03/38732534-a165-4e9b-9be5-088594745c43.jpeg)
Zanim przejdziemy do biczowania, zacznijmy może od kilku słów na temat samej gry, wszak pecetowcy nie mieli jeszcze z marką The Last of Us styczności i choć – zważywszy na jej popularność – doskonale wiedzą zapewne, o co chodzi, coś niecoś wypada jednak napisać. Przygody Joela i Ellie zadebiutowały w 2013 jeszcze na PS3, ale osobiście pierwszy raz zapoznałem się z nimi jakiś rok czy dwa lata później przy okazji wersji podretuszowanej z myślą o kolejnej generacji konsol Sony.
Rdzeń wciąż daje radę
Mówiąc szczerze, gra wywarła na mnie przed laty wrażenie produkcji dobrej, ale w żadnym razie nie fenomenalnej, za jaką zdawała się ją mieć zdecydowana większość ówczesnego świata. Doceniałem mocną, ponurą fabułę i dobrze napisanych bohaterów, ale krzywiłem się na obecność grzybowych zombiaków. Wynika to zapewne z tego, że nie przepadam za zgniłkami jako takimi, bo zwyczajnie mnie nudzą – zarówno pod względem „klimatycznym”, jak i czysto praktycznym. Ich obecność wymusza bowiem z reguły męczące opędzanie się od hord rozwrzeszczanych dwunogów pędzących na bohatera w linii prostej. Powodem upadku cywilizacji mogłoby być przecież cokolwiek, choćby i ten przeklęty grzyb, ale niechby swoje ofiary po prostu zabijał, zamiast przemieniać – najbardziej emocjonujące i tak wydają się przecież fragmenty ukazujące ludzi i ich wzajemne relacje.

Nie to było jednak głównym powodem moich obiekcji, bo mam świadomość, że to kwestia bardzo indywidualna. Sęk w tym, że sama rozgrywka wydawała mi się… dość standardowa. Trochę skradania się, odrobina walki, elementy craftingu, a wszystko w zamkniętych, liniowych lokacjach. W moim umyśle było to wyjątkowo mało odkrywcze, a przez to troszeczkę rozczarowujące. Owszem, zrealizowane na najwyższym poziomie i ze wszech miar warte zaliczenia, niemniej obiecywanego trzęsienia ziemi nijak dostrzec nie potrafiłem. W tamtym okresie przyznałbym grze zapewne jakieś 8/10.
Naturalnie w przypadku pecetów sama rozgrywka nieszczególnie się zmieniła, bo i nie taki był cel powstania tej edycji. Przez te wszystkie lata przeobrażeniom uległ jednak rynek i wymagania graczy, co potencjalnie mogło przełożyć się na odbiór całości. Niemniej moim zdaniem The Last of Us straciło z upływem czasu niewiele, a fakt, że zamiast rozlazłą „piaskownicą” jest obliczoną na kilkanaście godzin „korytarzówką”, może nawet stanowić o jego sile, bo gra wypełnia słabo zagospodarowaną obecnie niszę.

Szkoda natomiast, że nie rozwiązano problemów ze sztuczną inteligencją towarzyszy. Na pewno kojarzycie memy, na których Joel ostrożnie przekrada się pod nosem chmary zombiaków, a Ellie radośnie przebiega tuż obok nich w pełnym pędzie. Nie ma w tym ani grama przesady: dokładnie tak to wygląda w rzeczywistości. Szczęśliwe popisy małolaty nie wywołują alarmu, ale wyglądają absurdalnie i skutecznie wybijają z „wczuwki”. Żadna to nowość, bo problem jest stary jak sama gra, ale w 2023 roku doskwiera jednak odrobinę mocniej, choć to wciąż oczywiście niewiele znaczący drobiazg.
Po co komu optymalizacja?
Przejdźmy teraz do „zabawnej” części, czyli kwestii technicznych. Sam fakt, że kod recenzencki dostaliśmy dopiero w dniu premiery, nie napawał przesadnym optymizmem, bo sugerował, że Sony może mieć coś do ukrycia. Szybko okazało się, że obawy były w pełni uzasadnione. Kilka godzin po udostępnieniu gry zalała ją na Steamie fala negatywnych opinii i narzekań na liczne awarie, przegrzewanie się sprzętu oraz wszelkie inne dolegliwości, które nie zawsze miały cokolwiek wspólnego z wydajnością pecetów czy ustawieniami graficznymi. Ja bawiłem się na RTX-ie 3080, i7-12700K oraz 32 GB RAM-u przy rozdzielczości 3440 × 1440.
Najpierw musiałem dać grze czas na „budowanie shaderów”, co przełożyło się na jakieś 40 minut oglądania menu głównego, czyli mniej więcej dwa-trzy razy tyle, co pobranie samego TLoU z sieci. Nic to – pomyślałem – to przecież tylko jednorazowa sprawa, ważne, że teraz sobie wreszcie pogram! Jak na nieodrodnego syna nadwiślańskiej ziemi przystało, postanowiłem zacząć odważnie, w pełnej szarży i z otwartą przyłbicą. Co mi tam jakiś niespełna 10-letni podretuszowany antyk będzie podskakiwał, chrzanić oficjalne zalecenia – dawać mi tu „ultrasy” i „jakościowego” DLSS-a! Hmm… cóż, nie był to najlepszy pomysł w moim życiu.

Mogłoby się wydawać, że dysponuję całkiem przyzwoitym komputerem, a gra ma zamkniętą konstrukcję i nie musi trzymać w pamięci otwartego świata, więc wszystko powinno być w porządku. Wszak taki Spider-Man, choć miał troszkę za uszami, na maksymalnych ustawieniach działał więcej niż zadowalająco. Początkowo nie było nawet tak źle. Sprzęt wyciągał jakieś 70-100 klatek, co jak najbardziej spełnia moje wymagania, choć przyznam, że spodziewałbym się nieco lepszego wyniku(*). Problem w tym, że przy każdym ruchu kamerą obraz nieustannie zaliczał leciutkie, ale niezwykle irytujące „mikroprzycięcia” (stuttering, jak kto woli), na co w pewnym stopniu pomogło włączenie synchronizacji pionowej(**).
(*) O tym, że sterowniki miałem aktualne, nie muszę chyba wspominać, to dość oczywiste.
(**) Swoją drogą liczba dostępnych opcji graficznych i ułatwień dostępu robi wrażenie, co trzeba zaliczyć na plus.
Znaczy co, burza w szklance wody i nie ma na co narzekać? W żadnym razie. Przez pierwsze 30 minut zabawy dwukrotnie wylądowałem na pulpicie, częstowany przy tym wiadomościami w stylu „Wygląda na to, że poprzedni błąd mógł się skończyć awarią karty graficznej”. Przyznam, że po lśniącej chwilę wcześniej zbroi nieco pociekło (to krew wrogów zapewne!), więc spękałem i obniżyłem ustawienia do znacznie rozsądniejszych przy mojej konfiguracji „wysokich”. Niestety niewiele to zmieniło, bo gra wciąż się wyłączała, tyle że mniej więcej raz na godzinę. W miarę zadowalające efekty dało dopiero zablokowanie fps-ów na 60 i zejście z detalami aż do „średnich”, przy czym nawet wtedy komputer wył jak alluch na gościnnych występach w Orgrimmarze i… tak, zgadliście, fundował mi nagłe wycieczki na pulpit. Sporadycznie, bo sporadycznie, ale jednak. Nie pomogła nawet pomniejsza łatka 1.0.1.6 – ostatnia, jaką udostępniono, zanim oddałem tekst do korekty. Nie tak to powinno wyglądać.
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE
Dodam od razu, że mimo wszystko wykpiłem się stosunkowo niskim kosztem, bo ominęły mnie dziwacznie zdeformowane modele postaci, „kreskówkowe” włosy, wadliwie wyświetlane barwy i inne cuda, jakie można wypatrzeć na co bardziej spektakularnych screenach w sieci. Szwankowały „tylko” optymalizacja i stabilność, więc to właśnie je biorę pod uwagę, oceniając, niemniej wygląda na to, że potencjalnie możecie skończyć jeszcze gorzej.

Awaryjnie, ale pięknie
Czy optymalizacyjny armagedon ma zatem jakiekolwiek uzasadnienie w tym, co widać na ekranie? To dość złożona kwestia, dlatego odpowiem ukochanym przez wszystkich: „I tak, i nie”. W sprzyjających warunkach, a więc przy pięknym oświetleniu i w atrakcyjniej zaprojektowanych lokacjach, pecetowe The Last of Us potrafi nawet zaimponować. Obraz jest ostry jak nigdy wcześniej, swoje dodają też płomienie, refleksy na goglach, płytach polerowanego metalu itd. Duże wrażenie wywołują żywe emocje na twarzach postaci, nie tylko w trakcie filmików, choć wtedy naturalnie widać je najbardziej, ale też w czasie walki. Dzięki wyższej rozdzielczości (a w moim przypadku także mniejszej odległości od ekranu) bez trudu byłem w stanie wypatrzeć na obliczach wrogów strach, ból czy zaskoczenie. Ponadto wyśmienicie wypadają efekty postrzałów. Zawsze mówiłem, że TLoU ma jedną z najbardziej satysfakcjonujących strzelb w grach, a wersja PC tylko tę chorą satysfakcję podbija. Nie chcę tu wchodzić w zbyt drastyczne szczegóły, ale śrut posłany z bliskiej odległości robi masę bałaganu. I ten dźwięk. Uch.
Rzecz w tym, że na rynku jest sporo gier, którym również nie sposób odmówić urody, a działają przy tym nieporównanie lepiej, nawet jeśli w przeciwieństwie do The Last of Us mają do uciągnięcia otwarte, znacznie bardziej obciążające sprzęt światy. Przykładami niechaj będą choćby wspomniany Spider-Man czy Cyberpunk – owszem, w internecie narzekano na oba, ale na moim pececie sprawowały się bez zarzutu, a oceniać mogę przecież tylko to, czego sam doświadczyłem. Powiem tak: konkurencja w kategorii „Najbardziej skopana optymalizacja” jest ostatnimi czasy sroga (pozdrawiam „odświeżone” The Outer Worlds), lecz to, co dzieje się tutaj, zasługuje na medal. Z buraka. Dawno już nie musiałem szarpać się z grą tak bardzo jak w tym przypadku, choć na zdrowy rozum nic, co widać na ekranie, tego nie usprawiedliwia.

Ktoś ewidentnie pokpił sprawę i nie zamierzam udawać, że jest inaczej. Wiecie, co wydaje się w tym wszystkim najzabawniejsze? Za port odpowiada firma Iron Galaxy, czyli ci sami ludzie, którzy zafundowali nam przed laty legendarnie złe pecetowe wydanie Arkham Knighta. By nie być stronniczym, wypada jednak pewnie dodać, że zrobili też m.in. pecetowe Uncharted, a ono akurat wypadło w miarę przyzwoicie: wyglądało gorzej, ale przynajmniej okazało się stabilne.
Czekaliście tyle lat, poczekajcie jeszcze trochę
Przyznam, że nie do końca rozumiem też logikę stojącą za domyślnymi ustawieniami sterowania. Dlaczego, u licha ciężkiego, użycie apteczki wymaga sięgania lewą ręka przez pół klawiatury i wduszenia „7”? Prawej z myszy przecież nie podniosę, bo mnie w tym czasie ubiją. Próbował to ktoś w tej formie w ogóle ogrywać czy klawiszologię rozpisano na czuja i „niech się gracze męczą”? Oczywiście wszystko można sobie swobodnie poprzestawiać, więc nie jest to jakiś wielki problem, ale ja po dwóch czy trzech godzinach podpiąłem po prostu pada, do czego i was zresztą namawiam.

Czy polecam samą grę? Owszem, bo wciąż potrafi dać sporo frajdy. Sęk w tym, że zebraliśmy się tu głównie po to, by rozważyć jakość wersji PC, a ta – choć momentami wygląda bardzo dobrze – jest obecnie w niedopuszczalnym stanie, jeśli chodzi o optymalizację i stabilność. Ocena, którą widzicie poniżej, to więc próba uwzględnienia wszystkich tych składowych. Jedno jest pewne: nawet jeśli napaliliście się na przygody Joela i Ellie, poczekajcie z zakupem minimum kilka miesięcy, szkoda nerwów. Tym bardziej że premierowa cena (259 zł) i tak wydaje się mocno przesadzona, jak na tak leciwą produkcję.
PS To pewnie dość oczywiste, ale gdyby ktoś się zastanawiał, wersja PC zawiera fabularny dodatek Left Behind.
W The Last of Us Part I graliśmy na PC.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
19 odpowiedzi do “The Last of Us Part I PC. Komu potrzebna apokalipsa, skoro istnieją takie porty? [RECENZJA]”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
No to ja podzielę się swoimi wrażeniami….. Zacznę ot tego nieszczęsnego performensu a więc tak gdy opaliłem grę po raz pierwszy to owszem wczytywanie shaderów trwało dość długo ale najdłuższe wczytywanie miałem przy cod mw 2019 bo aż godzinę a przy TLOU miałem raptem 35 minut więc aż tak strasznie nie było…. Potem dość długie pierwsze wczytywanie bo aż 20 minut a gra jest zainstalowana na dysku ssd Samsung MZ-V7S250BW 250GB M.2 PCIe i to był koniec jakich kolwiek problemów ponieważ potem było już tylko lepiej….. Wszystkie te tekstury odbicia cienie itd fa Ultra tylko anty aliazing niski brak filmowego ziarna V-synk wył i bez dlss miałem między 58 a 65 FPS z dlss na jakość 75-108 fps i jak dla mnie to świetny wynik bez crashy baboli graficznych czy innych bugów i gliczy. Co do samej gry no cóż Dla mnie właśnie w tej części jest rewelacyjna fabuła świetnie napisane postacie oraz mega klimat…. W końcu coś poważnego i dojrzałego niż naparzanie do zombiaków elektrycznym nożem z kolcami czy łażenie w stalowej zbroi i zbieranie Nuke coli …. Ohooo fani fallouta zaraz mnie zjedzą. Takiego właśnie post apo w wer Amerykańskiej mi brakowało Jeszcze jedna rzecz mega pozytywnie wypadła w tym Remaku w part 2 zapewne też już to było ale nie zwróciłem uwagi bo byłem mega skupiony na dur….. wróć mega postępowym i dojrzałym scenariuszu a mianowicie gore…. Jest to chyba pierwsza gra ukazująca tak dosadnie i mega brutalnie rozczłonkowywanie bebechy i kałuże krwi…. Nie chcę tutaj uchodzić za jakiegoś fana Brutalności ale jest to pierwsza gra która pokazuje to tak……dobrze?? Oczywiście w opcjach można sobie poziom szczegółowości i występowania takich scen do minimum … No i na sam koniec zostawiam sobie gameplay który owszem nie jest odkrywczy za bardzo ale do gry tego typu jest idealny….. Ostatnio nieudolnie próbowało podrobić craftowanie infinity ward i nie wyszło im to za dobrze….. moja ogólna ocena to 8 na 10.
serio tak dziwnie sie te gry laduja? Jeszcze nie spotkalem sie z (SICK!) godzina ladowania shaderow czy cos…. a dlugo juz po swiecie chodze….
To brzmi jak optymalizacja shader’ów i ten niesławny DirectX 12. Z tego co sam doświadczyłem (Borderlands 3, Mortal Shell), straszne gówno.
Po prostu gra Jak by to okładniej wyjaśnić była robiona pod Dx 11 a teraz ją pod Dx 12 jak by upscalowali… Podobny problem miał czy też dalej ma wiedźmin 3 next gen…. https://www.youtube.com/shorts/AURDNVYP4J8
Jak to było? MS będzie wydawał kiepsko zoptymalizowane i zabuggowane CoD i inne gry na PS 😀
Sony mówi z perspektywy praktyki. Oni tak robią na pc, to czemu microsoft nie miałby na ps5-6?
„ja po dwóch czy trzech godzinach podpiąłem po prostu pada, do czego i was zresztą namawiam.”
Jak ktoś czekał na wersję PC, to raczej głównie z tego powodu, że nie chciał grać na padzie ¯\_(ツ)_/¯
Ale dlaczego ktoś miałby nie chcieć grać na padzie w grę stworzoną do gry na padzie?
wielkie emocje o grę na 10h, grałem i skończyłem oryginał w 2013 na ps3
Jeśli skończyłeś w 10h to chyba nic tam się nie delektowałeś widokami, nie lizałeś każdej ściany i dziury, nie chłonąłeś świata a filmiki przewijałeś. Tylko aby do przodu i strzelać, bo jak nie zabije kogoś przez 5 min to zmieniam gre 😀
nic nie przewijałem, ale nie cierpiałem na masowe zbieractwo
Najlepsza strzelba w grach to była w The Order 1886 😉
A wydanie takiego portu to wstyd dla Naughty Dog
Sony pięknie pokazało jak się szanuje graczy.
Brawa dla kitajców. 👎
Nie tyle co nie szanuje tylko nie ma kompletnie doświadczenia w tworzeniu portów więc zleca jego zrobienie byle komu i tak to się potem kończy…..
No ale właśnie o to chodzi. Gdyby im zależało, to zlecili by to komuś konkretnemu, a nie „mietkom” spod monopolowego.
Sony to dziady, a ich decyzje z ostatnich lat to zlepek nielogicznych manewrów.
@Fanboy jakby szanowało to ten gniot by nie ujrzał premiery w tej formie technicznej. No ale preordery swoje robią więc po co się starać, można paczować po premierze jak shit wybije 😀
Myślę że chcieli zbiec się z Premierą serialu i niestety przeszarżowali
Tak z ciekawości. Ile gra się wczytuje z zapisu, za tym 5 czy 10 razem już po przemieleniu tych shaderów?
Mnie teraz zajmuje tak ze 2 minuty a gra jest zapisana na Dysku SSD m2 Samsung MZ-V7S250BW 250GB M.2 PCIe