Assassin´s Creed Origins: Zapowiedź cdaction.pl [JUŻ GRALIŚMY] [WIDEO]
Wyobraźcie sobie, że w Assassin’s Creedzie nie ma miliona bzdurnych znajdziek, otwarty świat faktycznie żyje swoim życiem i oferuje szereg nienużących aktywności, a system walki nie tylko nie faworyzuje nadużywania kontrataku, ale i zachęca do eksperymentowania z różnymi stylami. Wizja zbyt piękna, by była prawdziwa? Wcale nie, widziałem to na własne oczy!
Jako człowiek bardzo ochoczo wbijający szpile wszystkim bliźniaczo podobnym Asasynom bardzo się cieszę, że to właśnie ja mogę wam powiedzieć tak wiele dobrych słów o najnowszej odsłonie. Zanim jednak wdam się w szczegóły, odpowiem na pytanie nurtujące wszystkich od dłuższego czasu: czy developerzy wykorzystali dodatkowy rok produkcji? Jak już możecie się domyślić – wykorzystali, i to jak! Wierzcie lub nie, ale formuła AC została przebudowana praktycznie od podstaw i spokojnie możemy tu mówić o małej rewolucji – co wyszło Origins wyłącznie na dobre.
Najbliższym przystankiem światowej trasy Asasynów jest starożytny Egipt i cóż to dużo mówić – był to strzał w dziesiątkę. Kraj faraonów to genialny setting nie tylko ze względu na tamtejszą historię i zwyczaje, ale też coś, co wyśmienicie współgra z samą rozgrywką. Otóż Origins wyrywa się z okowów terenów zabudowanych (oczywiście nie całkowicie) i oddaje do dyspozycji dzikie tereny rodem z Far Cry’ów. W ogrywanym demie miałem okazję zwiedzić deltę Nilu i okolice, przez co udało mi się zobaczyć mokradła, małe miasteczka i osady, a także tereny pustynne. Wszystko to wyglądało pięknie, choć niestety monumentalnie prezentująca się na mapie Aleksandria była tuż za moim zasięgiem.
O fabule nie mogę powiedzieć zbyt wiele – cały pokaz ogniskował się na baraszkowaniu w egipskiej piaskownicy, a nie na historii (ta ma się skupić na początkach bractwa). Misji fabularnych oczywiście nie brakowało i mogę zdradzić przynajmniej tyle, że jestem zaintrygowany dalszymi przygodami Bayeka, a twórcy podeszli do scenariusza bardzo poważnie i będzie on czymś więcej niż tylko pretekstem do odwiedzania kolejnych lokacji.
O dużym znaczeniu fabuły mówi też budowa rozgrywki. Questy główne mają swoje wymagania odnośnie do poziomu postaci, ale można się ich podjąć, nawet nie spełniając kryteriów – co z kolei można w pewnym stopniu zrekompensować, ulepszając ekwipunek, ale do tego jeszcze wrócę. Wraz z uzyskaniem dostępu do "trudniejszej" misji pojawia się jednak kilka pobocznych, które bardzo często wynikają właśnie z wątku głównego i uzupełniają go, nadając opowieści i samemu światu głębi oraz wiarygodności, a przy okazji pozwalając poznać bliżej Bayeka. Choć niestety nie brakuje wśród nich zapchajquestów pokroju "przynieś, podaj, pozamiataj", to i tak skutecznie zachęcają do wychodzenia poza podstawową linię fabularną.
Kolejną zmianą na plus jest inne podejście do projektu świata gry. Ten żyje swoim życiem – postacie niezależne zajmują się sobą, jednocześnie pozwalając nam wchodzić z nimi w interakcje. Przykładowo wraży żołnierze raz na jakiś czas chętnie napadają na okoliczne wioski albo transportują cenny ładunek – umożliwiając nam kolejno wsparcie rebeliantów lub zyskanie potrzebnych do craftingu surowców. Nie jest też rzeczą niecodzienną trafić przy rzece na cywili, którzy uciekają przed wiecznie głodnymi aligatorami czy hipopotami po bardzo nieroztropnym zapuszczeniu się na mokradła.
Egipt w Origins jest standardowo podzielony na regiony, każdy z własnym szeregiem zadań i aktywności czy też dziką zwierzyną. Zarówno istotom żywym, jak i każdemu elementowi wyposażenia przypisany jest poziom. Same przedmioty niczym w Diablo występują w odmianach o różnych stopniach rzadkościach i wariantach reprezentowanych przez kolory, więc jeśli serce bije ci szybciej na widok znalezionego w ukrytej skrzyni złotego Legendarnego Łuku Łowcy czy innego fioletowego Rzadkiego Dwuręcznego Młota Bojowego, to wiedzcie, że Ubisoft wyciąga do ciebie rękę. Jak wspomniałem wcześniej, ekwipunek można też ulepszać, co sprowadza się tylko i aż do szukania surowców. Cały proces przebiega stosunkowo prosto: wysyłamy na zwiad Senu, naszego organicznego drona, z powietrza szukamy w okolicy tego, czego potrzebujemy, fatygujemy się do znalezionego miejsca osobiście i zbieramy co trzeba. Bardzo ucieszyło mnie, że większość zasobów nie tylko nie jest zaznaczona na mapie, ale też często pozostaje w ruchu, co sprawia, że podniesienie poziomu wyposażenia jest podwójnie satysfakcjonujące.
Z tego wynika też inna rzecz – diametralnie zmienił się system walki, co czuć już w pierwszych sekundach zabawy, gdy uświadamiamy sobie, że sterowanie prawie w niczym nie przypomina tego, do którego przyzwyczaiły nas kolejne iteracje serii. Choć używanie kontrataku wciąż jest bardzo skuteczne, to jest on zaledwie jednym z kilku rodzajów ataku, a nie głównym (albo i jedynym) narzędziem do rozprawiania się z adwersarzami. Różne kategorie oręża oferują odrębne zestawy ruchów podstawowych i specjalnych, a do tego wszystkiego doszła tarcza. Moją ulubioną bronią stał się jednak łuk, który pozwalał mi stosunkowo cicho zdejmować mniej opancerzonych wrogów na odległość. Wspomnieć też trzeba o bogatym drzewku umiejętności, pozwalającym na odblokowanie umiejętności zarówno pasywnych, jak i aktywnych. Część z nich w akcji zobaczycie na poniższym gameplayu.
Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale nowy Assassin’s Creed to solidny pretendent do gry roku. Wymęczona formuła wreszcie została wyrzucona do kosza, a developerzy tchnęli w odgrzewanych Asasynów nowe życie. Jasne, dalej są tu typowe dla serii mankamenty, jak drętwa mimika twarzy, bugi związane z fizyką i kolizjami postaci czy szwankującymi skryptami, ale problemów natury technicznej nie ma zbyt wielu i bardzo rzadko odbierają radość z rozgrywki. Origins wyglądało przepięknie, a na dodatek śmigało bardzo płynnie – przynajmniej na Xboksie One X, bo taką wersję miałem przyjemność przetestować. Wrodzony sceptyk przypomina mi, że przecież na przedpremierowych eventach wszyscy dziennikarze zachwycali się np. Mafią III, ale po wielu latach szydzenia z powielanych Asasynów trudno mi nie dać upustu entuzjazmowi, gdy na talerzu podano mi wreszcie świeże danie.
UWAGA: Momentami gameplay zawiera drobne spoilery!