3
21.08.2024, 07:00Lektura na 17 minut

Zagrałem w Kingdom Come: Deliverance 2 i jaram się jak Skalica w 1403

Już niedługo będziemy delektować się nowymi przygodami dzielnego Henryka ze Skalicy. I choć większość fanów Kingdom Come: Deliverance przełyka aktualnie gorzką pigułkę dotyczącą opóźnienia premiery sequela tej gry, powiem krótko: warto poczekać.


Krystian „UV” Smoszna

Na mojej liście życzeń znajduje się zaledwie kilka produkcji, na których kontynuacje zwyczajnie czekam, i jak już się zapewne domyślacie, Kingdom Come: Deliverance 2 jest właśnie jedną z nich. Kwietniową zapowiedź sequela przyjąłem ze sporą ekscytacją, podobnie zresztą jak deklarację, że Henryk odwiedzi nas ponownie jeszcze w tym roku. Rzeczywistość jednak brutalnie zweryfikowała te plany i już pod koniec lipca, kiedy przyjechaliśmy do Kutnej Hory, aby „dwójkę” ograć, termin debiutu gry ustalono ostatecznie na 11 lutego.

Głównym daniem lipcowego pokazu miało być jednak nie ogłoszenie nowej daty premiery, lecz kontakt z samą grą. Niedługi, bo trwający zaledwie kilka godzin, ale w zamyśle wystarczający, aby każdy mógł pokusić się o pierwsze wnioski. Zaspoileruję wam od razu, w moim przypadku są one megapozytywne, mimo że Kingdom Come: Deliverance 2 oferuje zupełnie inne doznania na starcie przygody niż jego poprzednik. To wszystko jednak wyłożę wam w szczegółach za moment, więc po prostu zacznijmy naszą opowieść od…


…wejścia Boguty

Grę dość nieoczekiwanie otwiera oblężenie zamku Suchdol, położonego zaledwie kilka kilometrów na wschód od Kuttenbergu. Obiekt jest atakowany przez wojsko Zygmunta Luksemburskiego, który niedawno całkowicie zniszczył Skalicę i zmusił Henryka do ucieczki. Co zaskakujące, pierwsze skrzypce w tej scenie gra doskonale znany z „jedynki” ojciec Boguta (ten od pamiętnej popijawy w Użycach), wspierający za pomocą kuszy obrońców w odpieraniu wroga. Krótki epizod nie tylko zaznajamia nas z nową bronią, ale też daje wyraźny sygnał, że wspomniany Henryk to niejedyna grywalna postać w sequelu. Przypominam, że w pierwszej części taka sytuacja nigdy nie miała miejsca. Owszem, nadarzyła się okazja, żeby pokierować Teresą, ale stało się to dopiero w dodatku A Woman’s Lot.

Kingdom Come: Deliverance 2 
Kingdom Come: Deliverance 2 

Bitwa nie trwa zbyt długo i już po kilku minutach spędzonych na strzelaniu do agresorów wracamy na stare śmieci. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami zmagania Henrykiem rozpoczynamy w tym samym momencie, w którym skończyła się „jedynka”. Nasz bohater znajduje się aktualnie w drodze do zamku Troski, żeby doręczyć ważny list Ottonowi z Bergowa. Oczywiście w tej podróży towarzyszy mu Jan Ptaszek, paru wojaków i pies. Jak już się zapewne domyślacie, to pozornie łatwe zadanie kurierskie szybko się komplikuje. W wyniku różnych zdarzeń (z powodu spoilerów nie wypada mi o nich mówić szerzej) cała ta zgraja będzie zmuszona pozostać w nieprzyjaznej okolicy na dłużej.

I tutaj czas na pierwszą istotną uwagę. Kingdom Come: Deliverance 2 zupełnie inaczej rozkłada akcenty na początku rozgrywki niż pamiętny poprzednik. Choć mamy pełną kontrolę nad Henrykiem, to jednak przez dobrą godzinę lub dwie nie jesteśmy w ogóle spuszczani ze smyczy. Cały prolog to festiwal cutscenek i dialogów, przerywany sporadycznie krótkimi sekwencjami gameplayowymi, w których musimy wykonać z góry określone czynności.

Developerzy nie chcieli pozostawiać niczego przypadkowi i postanowili w sequelu wpoić nam wszystkie kluczowe aspekty rozgrywki jeden po drugim już na starcie, bez względu na to, czy tego chcemy, czy nie. Przerabiamy więc podstawy walki w zwarciu, skradanie się, a nawet tworzenie eliksiru alchemicznego w laboratorium lokalnej znachorki. Ma to oczywiście plusy i minusy. Z jednej strony po takim otwarciu nikt nie powinien czuć się przytłoczony ogromem możliwości oferowanych przez grę, z drugiej prolog wydaje się na maksa przeciągnięty. Na szczęście przydługie wprowadzenie obfituje w liczne zwroty akcji, bo fabularnie dzieje się naprawdę sporo.

Kingdom Come: Deliverance 2 
Kingdom Come: Deliverance 2 

Od bohatera do prawie zera

Warto tu od razu nadmienić, że prolog rozwiązuje największy problem, przed jakim stało studio Warhorse, czyli kwestię wyszkolenia bohatera. W „jedynce” twórcy nie musieli przesadnie kombinować, bo syn kowala niczego nie potrafił. W „dwójce” Henryk siłą rzeczy umie już bardzo dużo, więc rozpoczyna kolejną przygodę na 15. poziomie doświadczenia. W pewnym momencie wydarza się jednak coś, co sprawia, że jego statystyki nieubłaganie lecą w dół na poziom sześciu, siedmiu punktów, w zależności od umiejętności. Gra nie zmusza więc nas do mozolnego budowania postaci od zera, ale utracone wartości trzeba będzie nadrobić. Oczywiście w tradycyjny dla Kingdom Come: Deliverance sposób, czyli poprzez wykorzystanie wiedzy w praktyce.

Lista umiejętności przeszła spory lifting – część z nich zniknęła bezpowrotnie, jak zielarstwo, a na ich miejscu pojawiły się zupełnie nowe. To samo dotyczy perków, których w sequelu znalazło się aż 275, czyli o 88 więcej niż w poprzedniku. Takie podejście do tematu sprawia, że po otwarciu świata postać nie jest przesadnie napakowana, podstawowe czynności mogą sprawiać kłopot, ale za to ich ćwiczenie ponownie ma głębszy sens.

Bardzo mnie ciekawiło, jak studio Warhorse upora się z tym wyzwaniem, zwłaszcza że od dawna wiedzieliśmy, iż Kingdom Come: Deliverance 2 nie pozwoli importować sejwa z „jedynki”. Zaproponowane przez developerów rozwiązanie wydaje się satysfakcjonujące, ale w pełni ocenić będzie je można dopiero po kilkunastu godzinach zmagań. Dodam jeszcze, że część zdolności zostaje narzucona Henrykowi odgórnie, niezależnie od tego, czy wcześniej szkoliliśmy go w danym zakresie, czy nie. Za dobry przykład służy tu umiejętność czytania. Bohater nie jest już analfabetą i ten fakt należy przyjąć do wiadomości.

Kingdom Come: Deliverance 2 
Kingdom Come: Deliverance 2 

Wspomniany wcześniej brak importu sejwa sprawił, że należało poradzić sobie również z kwestią podejmowanych w poprzedniej odsłonie decyzji, niezbyt istotnych dla układu sił w świecie, ale tak czy siak w „jedynce” obecnych. Czesi zdecydowali się na taki sam zabieg, który firma CD Projekt Red zaproponowała wcześniej w trzecim Wiedźminie. Jeżeli w Dzikim Gonie nie wgraliśmy zapisu z Zabójców królów lub nie zdecydowaliśmy się tematu wyborów pominąć, to podczas wizyty w Wyzimie gracz ustalał bieg dawnych wydarzeń, odpowiadając na bardzo precyzyjne pytania Morvrana Voorhisa. Tutaj wygląda to identycznie, przy czym Henryk decyduje o swojej przeszłości, luźno gawędząc z kompanami w obozie. W tej samej sekwencji zwiększamy przy okazji niektóre umiejętności, na takiej zasadzie, jak robiło się to w trakcie rozmowy z matką w rodzinnym domu, gdy bohater przebywał jeszcze w Skalicy.


Ulepszanie tego, co dobre

Jeśli dobrze znacie pierwszą odsłonę serii, obcując z Kingdom Come: Deliverance 2, bardzo szybko zauważycie drobne korekty w mechanikach rozgrywki. Od razu uspokoję: nie są to modyfikacje znaczące na tyle, żeby całkowicie zmienić oblicze tego cyklu, kojarzonego przecież z dość hardkorowymi rozwiązaniami. Nie da się jednak ukryć, że wspomniane poprawki trochę nasze zmagania ułatwiają, bo zwyczajnie podnoszą komfort obsługi gry.

Trudno w tym momencie powiedzieć, czy to wystarczy, żeby zainteresować osoby, które od dość topornej „jedynki” niegdyś się odbiły, ale na pewno stanowi to jakąś formę zachęty ze strony studia Warhorse do dania przygodom Henryka kolejnej szansy. Trzeba też pamiętać, że wejście w nową grę będzie przyjaźniejsze z jeszcze jednego względu. Bohater ma mocno podbite współczynniki na starcie, a nawet kiedy chwilę później zostaną one obniżone, to i tak nie całkowicie. Przełóżcie to np. na zdolność otwierania skrzyń wytrychem. Siłą rzeczy włamania sprawiają teraz mniej kłopotu, skoro na początku „jedynki” nie umieliśmy w tej kwestii nic, a w prologu „dwójki” potrafimy już sobie radzić z prostymi zamkami.

Kingdom Come: Deliverance 2 
Kingdom Come: Deliverance 2 

Po kilku godzinach rozgrywki jestem praktycznie pewny, że największe zmiany dotknęły walki w zwarciu. Przede wszystkim zmniejszono liczbę stref, w które można celować podczas ataku. W przypadku broni siecznej mamy ich teraz cztery, a obuchowej – trzy. Przekłada się to również na obronę: aktualnie zdecydowanie prościej blokuje się wrogie uderzenia. Na pewno zwiększyło się też okienko na doskonały blok (symbolizowany przez ikonę zielonej tarczy), co automatycznie ułatwia wykonanie szybkiego kontrataku. Kombosy działają po staremu, ale w sequelu chyba (wybaczcie, pewności tutaj nie mam) można je robić tylko za pomocą mieczy, szabli itp. Topory, pałki i maczugi dla odmiany stały się w tej grze bronią najprostszą w obsłudze, bo wystarczy umiejętnie walić nimi po łbie, żeby prędzej czy później uziemić każdego przeciwnika.

Okazji do bitki w zaprezentowanym fragmencie było tak naprawdę niewiele, bo w prologu do starć dochodziło rzadko. Nieco więcej powiedział nam późniejszy wycinek gry, który teleportował nas do Kuttenbergu, bo tam z kolei musieliśmy udowodnić wyższość jednej szkoły rycerskiej nad inną w dość długim turnieju. Nie zmienia to faktu, że wygrałem wszystkie walki podczas tej imprezy za pierwszym razem, nie odnosząc praktycznie żadnych ran. Być może wpłynęło na to ogromne doświadczenie z „jedynki” (nabiłem ponad 600 godzin w pierwszej części), być może przesadnie zawyżone współczynniki Henryka.

Ten drugi wariant miałby sens o tyle, że na tego typu pokazach raczej ułatwia się grę dziennikarzom, niż utrudnia, zwłaszcza w przypadku tak hardkorowych produkcji. W Czechach nie było czasu na szlifowanie umiejętności, za to developerom zależało, aby każdy wykonał zaplanowane w tym segmencie zadanie poboczne. Biorąc to wszystko pod uwagę, na waszym miejscu bardzo ostrożnie wyciągałbym ostateczne wnioski – pochodzące zarówno z mojego tekstu, jak i innych – odnośnie do skali tych zmian, bo niekoniecznie to, co widzieliśmy na miejscu, będzie w pełni reprezentatywne dla „pełniaka”.

Kingdom Come: Deliverance 2 
Kingdom Come: Deliverance 2 

Nie wycięto niczego

Jeśli chodzi o inne kwestie, to w mocy pozostaje zapewnienie twórców gry, że nie usuwali oni niczego. Zamki otwiera się wytrychem identycznie jak w pierwszej części, przesuwając żółtą kulkę po okręgu, bardzo podobnie wygląda też alchemia, choć tutaj akurat drobne zmiany widać. Co prawda aparatura jest taka sama jak w „jedynce”, ale pojawiła się opcja obniżania lub podnoszenia kociołka, dzięki czemu łatwiej możemy utrzymywać temperaturę gotowanej mikstury lub ją schładzać. Nowością okazała się możliwość dodawania składników z panelu ekwipunku – w pierwszym Kingdom Come: Deliverance lądowały one automatycznie na półce po wybraniu odpowiedniego przepisu, o ile oczywiście je posiadaliśmy.

Wszystkie receptury w księdze zawierają teraz rysunek pokazujący kolejność wykonywania czynności, ale nie uważam, by był on przesadnie pomocny. Przyjdzie wam go jednak oglądać tak czy siak, bo właśnie tam, a nie w opisie znajdziecie teraz symbol bazy, czyli cieczy stanowiącej podstawę pod eliksir. Reszta została po staremu. Surowce mielimy i przesypujemy, miksturę podgrzewamy i przelewamy, obracamy również klepsydrę, żeby odmierzyć czas. Szybkiej nauki alchemii w sequelu uniknąć się nie da, bo tak jak wspomniałem wcześniej – obowiązkowo robimy to już w prologu.

WIĘCEJ NA KOLEJNEJ STRONIE


Czytaj dalej

Redaktor
Krystian „UV” Smoszna

Gram od 1985 roku i nadal mi się nie znudziło. Miałem być informatykiem, skończyłem jako pismak. Gram w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzę indyki. W branży od 1997 roku.

Profil
Wpisów12

Obserwujących9

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze