Assassin’s Creed Mirage: Mniejsza skala gry to odpowiedź na głosy fanów

Patrząc na najnowsze odsłony Assassin’s Creeda, trudno nie zauważyć, że rozmiarem potrafią przytłoczyć. To zresztą nic nowego, skoro pozwala na to rozwój technologii (a kolejnym przykładem tego może być choćby Starfield, który nawet pokaz musi mieć osobny). Nie wszystkim to jednak może odpowiadać, o czym część fanów najpopularniejszej serii Ubisoftu otwarcie informowała. To może nieczęsty przypadek w naszej branży, ale developerzy faktycznie ich posłuchali i postanowili coś z tym zrobić. Tak więc ratunkiem dla graczy zmęczonych rozmiarem ostatnich Assassin’s Creedów ma być nadchodzące Mirage. I to nadchodzący w tym roku, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i plotki okażą się prawdą.
Jak donosi serwis GamesRadar+, jego redakcja porozmawiała z dyrektorką kreatywną Assassin’s Creed Mirage, Stéphane Boudon, podczas pokazu Big in 2023. Dzięki temu dowiedzieliśmy się, że ta odsłona jest w zasadzie tworzona z dedykacją dla graczy, którym nie odpowiada rozmiar najnowszych odsłon serii i zmiany pewnych mechanik.
Pośród naszych fanów zaczęliśmy słyszeć głosy pragnące historii skupionej na postaciach, opartej na filarach rozgrywki z pierwszych odsłon serii Assassin’s Creed w nieco mniejszej skali. To rezonuje również z nami jako twórcami i to był punkt wyjścia dla tego projektu.
Przypominam również, że informacje o tym, aby Mirage miał stanowić powrót do korzeni serii, pojawiały się już wcześniej. Sugerował to nawet Cursian w swoim felietonie. Ma się to tyczyć również czasu potrzebnego do ukończenia gry. Jeśli jesteście bardziej głodni informacji, to wszystko, co na ten moment wiemy o grze, zebrał dla was Karol Wilczek w swojej zapowiedzi Assassin’s Creed Mirage.
Czytaj dalej
9 odpowiedzi do “Assassin’s Creed Mirage: Mniejsza skala gry to odpowiedź na głosy fanów”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Są gusta i guściki, ale IMO Odyseja to była najlepsza część ever i szkoda się wracać..
Zgadzam się, chociaż miała swoje bolączki. Nie mniej, miałem masę frajdy biegając po Helladzie (zapewne dlatego, że UWIELBIAM historię starożytną oraz mitologię grecką).
Imo Origins było lepsze. Można było poczuć, że ten świat jest zamieszkany. Tutaj karawany, tam koleś na łódce, który właśnie łowił ryby w pobliżu, popłynie do ciebie z pomocą, obok rydwan pędzi. W odysei poza znacznikami i miastami obszar był całkowicie pusty, ba, kuriozalne było to, że w akwenach wodnych stało pełno pustych łódek, a nikogo w odległości kilometra nie było.
@Dean – tru, była bardzo dobra. Ciekaw jestem jak streamlinowe podejscie do Valhalli mi sie sprawdzi teraz, gdy mam miesiąc U+.
Tyle, że ta diagnoza jest, moim zdaniem, zupełnie błędna. Problemem Valhalli nie jest ogrom świata gry, a sposób, w jaki ten rozmach zagospodarowano. Okazuje się bowiem, że taki Elden „10/10” Ring, tytuł również rozciągnięty na dobrą setkę godzin, pomimo tej całej siermiężności i rozgrywki opartej w niemal 100% na „klikaniu lewym”, bez właściwie żadnych urozmaiceń, ciekawych dialogów, czy angażującej w jakimkolwiek stopniu fabuły był w stanie zatrzymać mnie aż do (beznadziejnego, nawiasem mówiac) zakończenia, natomiast Valhalla po jakichś 40 godzinach wyssała ze mnie ochotę do kontynuowania przygody z tą serią.
No bo powiedzcie, gdzie tu jakakolwiek przyjemność z „podbijania” kolejnych regionów, gdy już po pierwszym wiesz, że każdy kolejny będzie mieć do zaoferowania DOKŁADNIE (ale tak kropka w kropkę, znacznik w znacznik) to samo? Podobają mi się te „pijackie pojedynki”, gry w kości, „pyskówki”, bieganie po dachach za „uciekającym” pergaminem, szturmy twierdz, czy rajdy na klasztory. Każda z tych mechanik jest dobrze wykonana i fajnie wpisuje się w świat gry. ALE… to, co sprawia radość za pierwszym razem, za 10 zaczyna irytować – przede wszystkim dlatego, że zaczyna sprowadzać się do klasycznego „odhaczania” identycznych aktywności, żeby zaliczyć „100% ukończenia regionu”. No i właśnie: w Valhalli wszystkiego, co może sprawiać początkowo radość, jest za dużo. Jak ukryty skarb, to nie jeden a konkretny, ale 20 pojedynczych sztabek „czegośtam” porozrzucanych po całym regionie. Zbierz, przejdź dalej – powtórz. I tak z dosłownie wszystkim, również „questami pobocznymi”, które teraz już nie są jakimiś większymi opowieściami, ale byle „tajemnicami”, czyli głupawymi scenkami bez żadnego znaczenia, czy szerszego kontekstu. Za to z reguły zatankowanych wysoce stężoną żenadą aż po korek. Po świetnej Odysei spodziewałem się, że Ubisoft pójdzie jeszcze mocniej w RPG, a dostałem… to. Nie, dzięki.
Mam wrażenie że największy problem to masz ze sobą i nastawieniem do wszystkiego. Właściwie gdzie się nie pojawiasz w komentarzach to marudzisz i narzekasz, negujesz wszystko. Jak mi coś nie podchodzi, to wzruszam ramionami i kieruje zainteresowanie na co innego. Po kiego ch… się męczysz czymś co nie jest kierowane do Ciebie najwyraźniej? Valhalla miała najwyższe wyniki sprzedażowe w historii serii, wcześniej Odyseja a i Origins odniosło sukces. Tobie nie pasuje – ok, ale milionom przynosi frajdę i zaakceptuj ten fakt. Bo kolejny wysryw tu czy gdzie indziej tego nie zmieni.
Myszko, to jest sekcja… komentarzy. No więc komentuję. Nie zawsze pozytywnie, ale to i tak nic w porównaniu do rzeczy, których nasłuchali się projektanci Valhalli. Bo wiesz, to, że gra sprzedaje się w milionach kopii, niekiedy okazuje się jej przekleństwem, gdy choćby część graczy spotka rozczarowanie. A zatem: kupiłem, pograłem, znużylem się jak nigdy, ale przy okazji zadałem sobie trud zrozumienia stanu takiej rzeczy, a o wynikach piszę wyżej.
Czegoś nie rozumiesz, coś ci umknęło?
Powinna być specjalna sekcja DOBRYCH komentarzy 😀
Myślę że bezmyślna walka, fatalne dialogi i narracja, eksploracja sprowadzona do ślepego biegania za ikonkami po mapie oraz powtarzalna rozgrywka opierająca się na wykonywaniu w kółko tych samych questów są powodami, dla których ludzie odbijają się od Assassynów, nie rozmiar i skala gry.