Na tropie fejków. Narzędzia ułatwiające samodzielną weryfikację informacji
Zwieńczeniem przygotowanej przez nas serii tekstów poświęconych dezinformacji jest zestawienie narzędzi ułatwiających wykrywanie fejków w sieci.
To piąty wpis z serii dotyczącej radzenia sobie z dezinformacją w sieci
Poprzednie wpisy skupiały się na kwestiach teoretycznych, ostatni z naszego cyklu przedstawi natomiast praktyczne porady i narzędzia przydatne w procesie weryfikacji informacji. Poniżej znajdziecie przygotowane przez naszą redakcję zestawienie narzędzi oraz serwisów, które pozwolą na ocenę prawdziwości napotkanych treści. Musimy jednak zaznaczyć – narzędzie może się mylić, dlatego do otrzymanych wyników wciąż należy podchodzić z pewną dozą niepewności i kierować się logiką oraz poznanymi zasadami.
Internetowi detektywi
Jeśli zapoznaliście się już z tekstem dotyczącym technik dezinformacji, prawdopodobnie zapamiętaliście fragment poświęcony manipulacjom obrazem i wszelkiej maści fotomontażom. Jeśli na pierwszy rzut oka nie jesteśmy w stanie określić, czy dane zdjęcia jest oryginałem, czy też ktoś miał okazję przy nim nieco pomajstrować, możemy skorzystać z pomocy bezpłatnego narzędzia FotoForensics. Po „nakarmieniu” go przy pomocy pliku w odpowiednim formacie lub bezpośredniego łącza do grafiki, FotoForensics pokaże nam, czy dany obraz został poddany modyfikacjom, czy też nie. Zakres zmian, które jest w stanie wykryć oprogramowanie, obejmuje nawet takie szczegóły, jak m.in. niewielkie zmiany w natężeniu kolorów oraz różnic w barwach. Wystarczy wspomnieć, że jest ono w stanie także określić, czy dany obiekt pierwotnie znajdował się na fotografii, czy został na niej umieszczony dopiero później, w wyniku pracy pasjonata Photoshopa. Jeśli FotoForensics nie przypadło nam do gustu, możemy zapoznać się z jedną z alternatyw: FourMatch lub JPEGsnoop. Z kolei do wykrywania tzw. deepfake’ów fotograficznych przydatny będzie fakeimagedetector.com.
Nieco bardziej skomplikowana może okazać się analiza filmów wideo, jednak nie oznacza to, że jest ona niemożliwa. Z pomocą ponownie przyjdzie bezpłatne narzędzie, które umożliwi analizę wybranego filmu z YouTube’a lub Vimeo klatka po klatce i w spowolnionym tempie. Oczywiście w wyniku tego procesu nie otrzymamy wyników podanych pod nos na srebrnej tacy. Jeśli dany fragment materiału wzbudził nasze wątpliwości, możemy skorzystać z Anilyzera celem przyjrzenia mu się bliżej i ewentualnej identyfikacji nieścisłości. Z kolei, jeśli chcemy upewnić się, że konkretny film nie jest deepfake’iem, pomocne może okazać się Deepware. Pasjonatów grzebania się w metadanych może zaś zainteresować InVID-WeVerify – wtyczka do przeglądarki, która pomaga w weryfikacji nie tylko tekstu i obrazów, ale i materiałów wideo. Z jej pomocą nie tylko uzyskamy dostęp do informacji na temat wybranych komentarzy, ale i przejrzymy poszczególne klatki filmów.
Jak wspominaliśmy w poprzednim tekście z serii, media społecznościowe są jednym z głównych kanałów rozprzestrzeniania dezinformacji. Dotyczy się to zarówno Facebooka, jak i X-a, Instagrama, a nawet TikToka. Zewsząd wyzierają fałszywe autorytety, które nawet najbardziej absurdalne poglądy są w stanie uargumentować swoją pokaźną liczbą obserwujących. Przecież, jak dobrze wiemy, ktoś, kto ma posłuch wśród tylu osób, nie może się mylić. Co jednak, jeśli grono obserwatorów nie jest złożone z żywych osób, a dziesiątek tysięcy botów? Jeśli chcemy się upewnić, że popularność danego instagramera nie wynika tylko i wyłącznie z wydania kilkuset złotych celem zaopatrzenia się w fejkowych followersów, możemy skorzystać z narzędzia inBeat. Dzięki niemu, po wpisaniu nazwy konta na Instagramie, oprogramowanie pokaże nam dość szczegółowe informacje na temat kont obserwujących daną personę. Oczywiście analiza danych i wyciągnięcie płynących z nich wniosków wciąż pozostaje tylko i wyłącznie w naszej kwestii.
Będąc już w temacie botów, nie sposób nie wspomnieć o należącym do Elona Muska serwisie X. Kiedy nosił on jeszcze miano Twittera, a miliarder dopiero co zaczął nosić się z zamiarem jego zakupu, portal ten borykał się z poważnym problemem – prawdziwym zalewem fałszywych i zautomatyzowanych kont. Pomimo tego, że Musk przeprowadził na swojej platformie czystkę, bolączka ta nie została całkowicie wyeliminowana. Jeśli chcemy się upewnić, że dane treści udostępniane są przez rzeczywistą osobę, a nie bezwolnego bota, powinniśmy rzucić okiem na BotoMeter. Za pośrednictwem wspomnianego narzędzia nie tylko uzyskamy dostęp do informacji na temat wybranego profilu na X-ie, ale także zostaniemy poinformowani o szacunkowej szansie na to, że nie stoi za nim człowiek, a maszyna.
Zawsze czujni
Podczas przeglądania sieci nierzadko przyjdzie nam także natknąć się na budzące wątpliwości firmy i organizacje. Nieco światła na nie może rzucić poświęcony im wpis w Krajowym Rejestrze Sądowym. Dobrym sposobem na uzyskanie z niego informacji w przystępny sposób jest wykorzystanie Rejestr.io. Za pośrednictwem rzeczonego serwisu dowiemy się m.in. tego, z jakimi osobami powiązane jest dane przedsiębiorstwo, kto je nadzoruje, czy otrzymywało ono dofinansowania z rządu/Unii Europejskiej, a jeśli tylko taka jest nasza wola – możemy rzucić okiem na dostępne publicznie sprawozdania, a nawet zapoznać się z decyzjami Prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów odnośnie wybranego przez nas podmiotu. Haczyk? Za skorzystanie z niektórych funkcji Rejestr.io przyjdzie nam zapłacić, jednak darmowa wersja narzędzia jest na tyle rozbudowana, że bez problemu wywiąże się z zadania weryfikacji danej organizacji pod kątem jej wiarygodności.
Ostatnie, ale nie mniej ważne od reszty, jest Wayback Machine. Niezwykle popularne i rozbudowane archiwum internetowe pozwala nam zapoznać się z archiwalnymi wpisami, których to z różnych względów nie jesteśmy w stanie już wyświetlić. Nic nie stoi przy tym na przeszkodzie, aby zerknąć, jak wyglądała nasza ulubiona witryna internetowa dwadzieścia lat temu (o ile w ogóle już wtedy istniała). To narzędzie jest dowodem na to, że w Internecie nic nie ginie. Jak skorzystać z Wayback Machine? Podajemy adres URL interesującej nas strony i wybieramy jedną z jej zapisanych kopii. To my decydujemy czy chcemy zapoznać się z tą, która była dostępna w Internecie jeszcze wczoraj, czy też pochodzi z kwietnia 2016 roku, o ile jest ona dostępna.
Słowem podsumowania – pamiętajcie, że żadne narzędzie nie zastąpi zdrowego rozsądku. Nie podchodźcie do napotkanych informacji bezkrytycznie – analizujcie je, sprawdzajcie i upewniajcie się, że pochodzą one z godnych zaufania źródeł. Z poszerzonym zakresem wiedzy na temat dezinformacji z pewnością będziecie czuli się znacznie pewniej podczas surfowania po sieci, jednak pamiętajcie, aby nigdy nie opuszczać gardy. Oszuści nie śpią, a dynamicznie rozwijane techniki dezinformacji ciągle trafiają na podatny grunt. Tylko od nas zależy, czy staniemy się kolejną ofiarą fałszywych informacji, czy też będziemy w stanie się obronić.
***
Nasz cykl przygotowanych z NASK artykułów to suplement do gry Fake Off autorstwa Jakuba Ćwieka, stworzonej wspólnie przez CD-Action, NASK i Pulpbooks. Paragrafowa gra w formie interaktywnego słuchowiska dostępna jest za darmo na smartfony z iOS i Androidem.
Tymczasem zapraszamy do zapoznania się także z naszymi artykułami:
- Czym jest dezinformacja i kto się na nią łapie?
- Zgniły śledź i kolega z firmy. Czyli o technikach dezinformacji
- Naiwność czy nieuwaga? Czemu nabieramy się na dezinformację
- Prawda czy fałsz. Jak nie dać się nabrać na dezinformację?
- Na tropie fejków. Narzędzia ułatwiające samodzielną weryfikację informacji
Materiał powstał przy współpracy z NASK.
Czytaj dalej
Swoją przygodę z grami komputerowymi rozpoczął od Herkulesa oraz Jazz Jackrabbit 2, tydzień później zagrywał się już w Diablo II i Morrowinda. Pasjonat tabelek ze statystykami oraz nieliniowych wątków fabularnych. Na co dzień zajmuje się projektowaniem stron internetowych. Nie wzgardzi dobrą lekturą ani kebabem.