2
9.09.2024, 13:00Lektura na 7 minut

Harry Potter: Mistrzowie quidditcha – recenzja. Mugole szybko się znudzą, a potteromaniacy...

Ekstremalna zręcznościówka. Gra sportowa dla osób, które nie lubią Fify czy ścigałek. Sieciówka na krótkie posiedzenia. Dopełnienie Dziedzictwa Hogwartu. Mistrzowie quidditcha mają niejedno oblicze.

Dzięki tej wieloaspektowości produkcja może przyciągnąć do siebie liczną grupę graczy o różnych gustach. Niemniej zachęcić do wypróbowania to jedno, zatrzymać na dłużej to już zupełnie inna sprawa. A do głównych problemów dzieła Unbroken Studios należy to, że oferuje ubogą rozgrywkę i tym samym błyskawicznie zaczyna nudzić.


Krótki przelot na miotle

Już po dwóch-trzech godzinach czułem, że odkryłem w tej grze wszystko, co odkryć się dało. Mistrzowie quidditcha mogą jak na razie pochwalić się czterema trybami: kampanią, rozgrywkami sieciowymi, meczem towarzyskim (odróżniającym się tym, że sami ustalamy miejsce spotkania i rywali) oraz otwartym treningiem, na którym ćwiczymy umiejętności. Założywszy, że dwa ostatnie rodzaje zabawy nie są zbyt interesujące, zostaje nam kampania i multiplayer, z czego tę pierwszą da się ukończyć dosłownie w jeden wieczór.

Harry Potter: Mistrzowie quidditcha
Harry Potter: Mistrzowie quidditcha

Tworzymy drużynę i pniemy się po szczeblach sportowej kariery: zaczynamy na podwórkowym boisku obok domu Weasleyów, następnie zgarniamy puchary Hogwartu i szkół Turnieju Trójmagicznego, a na mistrzostwach świata kończymy. I choć trochę zespołów trzeba po drodze pokonać, przez mecze przeskakuje się błyskawicznie, rywale zaś nie stanowią dla nas zbyt dużego wyzwania. Poziom trudności zauważalnie wzrasta wraz z kolejnymi etapami współzawodnictwa, lecz nawet w samej końcówce tej quasi-fabularnej przygody zwycięstwo nie wiąże się z jakimś szczególnym wysiłkiem. Dość powiedzieć, że w trakcie przechodzenia kampanii przegrałem zaledwie raz, jakieś dwie godziny wcześniej nauczywszy się dopiero podstaw sterowania.


Kariera międzynarodowa

Po tym „śledziku na raz” przerzuciłem się na tryb multiplayer. I muszę przyznać, że jako sportówka Mistrzowie quidditcha sprawdzają są dość dobrze. Dostarczają bowiem tego, co w podobnych grach najważniejsze, czyli emocji. Od pierwszych sekund walczymy o piłkę, uniknięcie tłuczka daje nam adrenalinowego kopa, udane akcje drużyny cieszą, uciekający czas zmusza nas do ryzykownych decyzji, a losy meczu rzeczywiście mogą odmienić się nawet w ostatniej chwili.

Harry Potter: Mistrzowie quidditcha
Harry Potter: Mistrzowie quidditcha

Pojedyncze spotkanie na boisku trwa siedem minut, może jednak zakończyć się wcześniej – gdy któryś zespół zdobędzie sto punktów. Drużyna składa się z sześciu zawodników: trzech ścigających, pałkarza, szukającego i obrońcy. W kampanii, bawiąc się solo, wcielamy się we wszystkich członków ekipy, przeskakując pomiędzy nimi za pomocą krzyżaka. W multiplayerze zaś każdy gracz do dyspozycji dostaje parę sportowców, z czego jednym z nich zawsze jest ścigający. Na razie grać możemy wyłącznie w konfiguracji trzy na trzy, więc role rozdysponowywane są w miarę sprawiedliwie.

Oczywiście książkowego quidditcha odpowiednio dopasowano do growych warunków, a każda zmiana wydaje się sensowna. Zadbano o to, aby zabawa nie kończyła się za szybko, i nieco urozmaicono poszczególne role sportowców. I tak obrońca, czyli czarodziejski bramkarz, poza pilnowaniem obręczy do strzelania goli może rozstawiać po boisku magiczne kręgi, które zapewniają przelatującym przez nie zawodnikom z drużyny doładowanie przyspieszenia, a pałkarz przywołuje do siebie szalejącego tłuczka, zanim wyceluje go w przeciwnika. Mecz nie kończy się po złapaniu złotego znicza – wyczyn ten w Mistrzach quidditcha daje jedynie 30 punktów, sama piłeczka natomiast pojawia się na arenie więcej niż raz.

Harry Potter: Mistrzowie quidditcha
Harry Potter: Mistrzowie quidditcha

Wyposażenie szatni

Problem w tym, że mimo drobnych urozmaiceń i sporych emocji, jakie mecze w nas wzbudzają, w kółko robimy to samo i po kilkunastu podejściach zabawa zaczyna nużyć. Jasne, inne sieciówki też mają powtarzalną rozgrywkę, lecz w nich znajdziemy dziesiątki bohaterów do wyboru, setki umiejętności, odmienne mapy i przedmioty zapewniające rozmaite efekty. W przypadku Mistrzów quidditcha trzeba pogodzić się z faktem, że otrzymujemy do dyspozycji cztery role, parę ruchów i jedno nieduże boisko. Między meczami zaś udoskonalimy pasywne zdolności naszych zawodników i co najwyżej ulepszymy ich miotły.

Przy grze na dłużej zatrzymać ma nas skłonność do wirtualnego zbieractwa. Twórcy przygotowali multum rzeczy do odblokowania. Otóż w Mistrzach quidditcha zdobędziemy nie tylko nowe stroje i miotły, ale też czapki i kaski, okulary, różdżki, emblematy na ubrania, ikony, efekty świetlne związane tak z przyspieszaniem na miotle, jak i strzelaniem goli, cieszynki i inne ruchy typu powitalne machanie, a także bohaterów z książek i filmów. Zgodnie z obietnicami poszczególne elementy zakupimy za walutę zdobywaną za granie. Tej zresztą też nie poskąpiono, mamy tu bowiem złoto, księżycowe kryształy i skrzydlate klucze, które wydamy kolejno na „kosmetykę”, ulepszanie mioteł oraz bohaterów. Nagrody, pieniążki i punkty doświadczenia wpadają za zaliczanie wyzwań dziennych, tygodniowych i takich oznaczonych jako „kariera”.

Harry Potter: Mistrzowie quidditcha
Harry Potter: Mistrzowie quidditcha

Kocioł na boisku

Początkowo trudno zorientować się w tych wszystkich zakładkach, walutach i wyzwaniach, ale z czasem robi się łatwiej. Podobny proces adaptacyjny trzeba przejść w samych meczach, w trakcie których atakują nas nie tylko pałkarze i ścigający z przeciwnej drużyny, lecz także liczne i przeróżne bodźce. Rozbłyski towarzyszą strzelaniu goli i przyspieszaniu na miotle, błękitne kręgi w powietrzu rozmieszcza nasz obrońca, a złote pojawiają się za uciekającym zniczem. Tu wyskakuje powiadomienie o zdobytych punktach, tu o pędzącym w naszą stronę tłuczku, a tutaj o zaliczonym wyzwaniu. U dołu wyświetla się ostrzeżenie, że lecimy z piłką do złej bramki, wokół postaci czerwone strzałki wskazujące, że doganiają nas rywale, a w rogu krótka pochwała od innego gracza w stylu: „Niezły strzał!”. Całość zaś na bieżąco relacjonuje jeden z komentatorów.

Audiowizualny chaos niełatwo ogarnąć, lecz gdy już nasz mózg nauczy się rozróżniać poszczególne sygnały, mnogość powiadomień przestaje przeszkadzać. Można nawet powiedzieć, że nadaje meczom trochę realizmu, każdy sportowiec, czy to czarodziejski, czy mugolski, musi przecież reagować na wiele bodźców jednocześnie.

Harry Potter: Mistrzowie quidditcha
Harry Potter: Mistrzowie quidditcha

Pięć minut sławy

Na plus należy zaliczyć rozbudowany kreator postaci – bez kłopotu stworzymy zróżnicowaną grupę zawodników, a odblokowywane elementy garderoby wzbogacają drużynową szafę. Choć z oczywistych względów struktura boiska zawsze jest taka sama, twórcy zadbali o scenerię: nie tylko zobaczymy areny koło Hogwartu i Nory w kilku wariantach (np. dzień, deszcz, zima), ale też odwiedzimy Beauxbatons, Durmstrang, Ilvermorny, no i rzecz jasna stadion narodowy. Mistrzowie quidditcha to prawdziwa gratka dla fanów uniwersum Harry’ego Pottera, i to nienastręczająca żadnych większych problemów, jeśli chodzi o stronę techniczną. Na PS5 produkcja działała płynnie, matchmaking nie szwankował, nie napotkałem niczego, co chociaż raz uniemożliwiłoby mi dalszą zabawę albo zmusiło do restartu gry. Przyczepić można się co najwyżej do tego, że kilka anglojęzycznych zdań „przedarło się” do polskiego tłumaczenia, a przez parę pierwszych dni tytuł prosił mnie o zatwierdzenie ustawień za każdym razem, gdy go uruchamiałem.

Szkoda natomiast, że w grze zabrakło kanapowego co-opa. Tryb lokalnej współpracy mógłby uczynić z Mistrzów quidditcha imprezówkę, jeden z tych tytułów, których się nie odinstalowuje, bo a nuż na spotkaniu ze znajomymi zechcemy sobie pograć. Niestety przynajmniej na razie dzieło Unbroken Studios nie ma prawa stać na tej samej wirtualnej półce co Overcooked i Moving Out.

Harry Potter: Mistrzowie quidditcha
Harry Potter: Mistrzowie quidditcha

Jako Puchon, który wychował się na „Harrym Potterze”, chciałbym napisać, że przed Mistrzami quidditcha świetlana przyszłość, obawiam się jednak, iż ich kariera skończy się równie szybko, co mój zapał po zaliczeniu kampanii i stoczeniu kilku potyczek w multiplayerze (potem już grałem tylko z recenzenckiego obowiązku). Bo jeśli ja, miłośnik tego magicznego uniwersum, znudziłem się tak błyskawicznie i wcale jakoś szczególnie nie chce mi się trzaskać meczu za meczem dla czapki w kształcie borsuka czy Cedrika Diggory’ego w drużynie, to co do grania zachęci mugoli? Może nadciągające eventy (m.in. halloweenowy) i tryby (na razie zapowiedziano „sześć na sześć”). Wątpię, ale jednocześnie mam nadzieję, że się mylę.

W Harry’ego Pottera: Mistrzów quidditcha graliśmy na PS5.

Ocena

Mistrzowie quidditcha byliby znacznie lepszą grą, gdyby oferowali lokalnego co-opa. Tytuł broniłby się wtedy jako podkręcająca spotkania ze znajomymi imprezówka, ma bowiem łatwe do ogarnięcia mechanizmy, jest niezwykle prosty, a mecze nie zajmują dużo czasu. Niestety cechy te w przypadku sieciówki działają na niekorzyść dzieła Unbroken Studios. Mugoli znudzi szybko, potteromaniacy odpadną chwilę po nich.

6
Ocena końcowa

Plusy

  • sensowne zmiany w zasadach quidditcha
  • przemyślany dobór ról w multiplayerze
  • cross-play
  • brak mikrotransakcji
  • przyzwoity kreator postaci
  •  masa elementów kosmetycznych do odblokowania
  • bardzo dobry stan techniczny na premierę

Minusy

  • uboga rozgrywka
  • krótka kampania
  • szybko zaczyna nudzić
  • audiowizualny chaos na ekranie
  • brak lokalnego co-opa


Czytaj dalej

Redaktor
Patryk Wypchło

W ekipie CD-Action przede wszystkim korektor, dopiero później gracz. Dla satysfakcji czyszczę mapy ze znaków zapytania (to nie obsesja), dla silnych emocji supportuję w pewnej bardzo znanej grze sieciowej (to już trochę masochizm), a dla relaksu buduję domy w Simsach (czysta przyjemność).

Profil
Wpisów5

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze