19
3.04.2023, 11:14Lektura na 10 minut

The Last of Us Part I PC. Komu potrzebna apokalipsa, skoro istnieją takie porty? [RECENZJA]

Wiele skopanych portów ostatnimi czasy widziałem, ale to, co się odwala w pecetowej wersji The Last of Us Part I, to zupełnie inna historia.


Paweł „Cursian” Raban

Zanim przejdziemy do biczowania, zacznijmy może od kilku słów na temat samej gry, wszak pecetowcy nie mieli jeszcze z marką The Last of Us styczności i choć – zważywszy na jej popularność – doskonale wiedzą zapewne, o co chodzi, coś niecoś wypada jednak napisać. Przygody Joela i Ellie zadebiutowały w 2013 jeszcze na PS3, ale osobiście pierwszy raz zapoznałem się z nimi jakiś rok czy dwa lata później przy okazji wersji podretuszowanej z myślą o kolejnej generacji konsol Sony.


Rdzeń wciąż daje radę

Mówiąc szczerze, gra wywarła na mnie przed laty wrażenie produkcji dobrej, ale w żadnym razie nie fenomenalnej, za jaką zdawała się ją mieć zdecydowana większość ówczesnego świata. Doceniałem mocną, ponurą fabułę i dobrze napisanych bohaterów, ale krzywiłem się na obecność grzybowych zombiaków. Wynika to zapewne z tego, że nie przepadam za zgniłkami jako takimi, bo zwyczajnie mnie nudzą – zarówno pod względem „klimatycznym”, jak i czysto praktycznym. Ich obecność wymusza bowiem z reguły męczące opędzanie się od hord rozwrzeszczanych dwunogów pędzących na bohatera w linii prostej. Powodem upadku cywilizacji mogłoby być przecież cokolwiek, choćby i ten przeklęty grzyb, ale niechby swoje ofiary po prostu zabijał, zamiast przemieniać – najbardziej emocjonujące i tak wydają się przecież fragmenty ukazujące ludzi i ich wzajemne relacje.

The Last of Us Part I PC
The Last of Us Part I PC

Nie to było jednak głównym powodem moich obiekcji, bo mam świadomość, że to kwestia bardzo indywidualna. Sęk w tym, że sama rozgrywka wydawała mi się… dość standardowa. Trochę skradania się, odrobina walki, elementy craftingu, a wszystko w zamkniętych, liniowych lokacjach. W moim umyśle było to wyjątkowo mało odkrywcze, a przez to troszeczkę rozczarowujące. Owszem, zrealizowane na najwyższym poziomie i ze wszech miar warte zaliczenia, niemniej obiecywanego trzęsienia ziemi nijak dostrzec nie potrafiłem. W tamtym okresie przyznałbym grze zapewne jakieś 8/10.

Naturalnie w przypadku pecetów sama rozgrywka nieszczególnie się zmieniła, bo i nie taki był cel powstania tej edycji. Przez te wszystkie lata przeobrażeniom uległ jednak rynek i wymagania graczy, co potencjalnie mogło przełożyć się na odbiór całości. Niemniej moim zdaniem The Last of Us straciło z upływem czasu niewiele, a fakt, że zamiast rozlazłą „piaskownicą” jest obliczoną na kilkanaście godzin „korytarzówką”, może nawet stanowić o jego sile, bo gra wypełnia słabo zagospodarowaną obecnie niszę.

The Last of Us Part I PC
The Last of Us Part I PC

Szkoda natomiast, że nie rozwiązano problemów ze sztuczną inteligencją towarzyszy. Na pewno kojarzycie memy, na których Joel ostrożnie przekrada się pod nosem chmary zombiaków, a Ellie radośnie przebiega tuż obok nich w pełnym pędzie. Nie ma w tym ani grama przesady: dokładnie tak to wygląda w rzeczywistości. Szczęśliwe popisy małolaty nie wywołują alarmu, ale wyglądają absurdalnie i skutecznie wybijają z „wczuwki”. Żadna to nowość, bo problem jest stary jak sama gra, ale w 2023 roku doskwiera jednak odrobinę mocniej, choć to wciąż oczywiście niewiele znaczący drobiazg.


Po co komu optymalizacja?

Przejdźmy teraz do „zabawnej” części, czyli kwestii technicznych. Sam fakt, że kod recenzencki dostaliśmy dopiero w dniu premiery, nie napawał przesadnym optymizmem, bo sugerował, że Sony może mieć coś do ukrycia. Szybko okazało się, że obawy były w pełni uzasadnione. Kilka godzin po udostępnieniu gry zalała ją na Steamie fala negatywnych opinii i narzekań na liczne awarie, przegrzewanie się sprzętu oraz wszelkie inne dolegliwości, które nie zawsze miały cokolwiek wspólnego z wydajnością pecetów czy ustawieniami graficznymi. Ja bawiłem się na RTX-ie 3080, i7-12700K oraz 32 GB RAM-u przy rozdzielczości 3440 × 1440.

Najpierw musiałem dać grze czas na „budowanie shaderów”, co przełożyło się na jakieś 40 minut oglądania menu głównego, czyli mniej więcej dwa-trzy razy tyle, co pobranie samego TLoU z sieci. Nic to – pomyślałem – to przecież tylko jednorazowa sprawa, ważne, że teraz sobie wreszcie pogram! Jak na nieodrodnego syna nadwiślańskiej ziemi przystało, postanowiłem zacząć odważnie, w pełnej szarży i z otwartą przyłbicą. Co mi tam jakiś niespełna 10-letni podretuszowany antyk będzie podskakiwał, chrzanić oficjalne zalecenia – dawać mi tu „ultrasy” i „jakościowego” DLSS-a! Hmm… cóż, nie był to najlepszy pomysł w moim życiu.

The Last of Us Part I PC
The Last of Us Part I PC

Mogłoby się wydawać, że dysponuję całkiem przyzwoitym komputerem, a gra ma zamkniętą konstrukcję i nie musi trzymać w pamięci otwartego świata, więc wszystko powinno być w porządku. Wszak taki Spider-Man, choć miał troszkę za uszami, na maksymalnych ustawieniach działał więcej niż zadowalająco. Początkowo nie było nawet tak źle. Sprzęt wyciągał jakieś 70-100 klatek, co jak najbardziej spełnia moje wymagania, choć przyznam, że spodziewałbym się nieco lepszego wyniku(*). Problem w tym, że przy każdym ruchu kamerą obraz nieustannie zaliczał leciutkie, ale niezwykle irytujące „mikroprzycięcia” (stuttering, jak kto woli), na co w pewnym stopniu pomogło włączenie synchronizacji pionowej(**).

(*) O tym, że sterowniki miałem aktualne, nie muszę chyba wspominać, to dość oczywiste.
(**) Swoją drogą liczba dostępnych opcji graficznych i ułatwień dostępu robi wrażenie, co trzeba zaliczyć na plus.

Znaczy co, burza w szklance wody i nie ma na co narzekać? W żadnym razie. Przez pierwsze 30 minut zabawy dwukrotnie wylądowałem na pulpicie, częstowany przy tym wiadomościami w stylu „Wygląda na to, że poprzedni błąd mógł się skończyć awarią karty graficznej”. Przyznam, że po lśniącej chwilę wcześniej zbroi nieco pociekło (to krew wrogów zapewne!), więc spękałem i obniżyłem ustawienia do znacznie rozsądniejszych przy mojej konfiguracji „wysokich”. Niestety niewiele to zmieniło, bo gra wciąż się wyłączała, tyle że mniej więcej raz na godzinę. W miarę zadowalające efekty dało dopiero zablokowanie fps-ów na 60 i zejście z detalami aż do „średnich”, przy czym nawet wtedy komputer wył jak alluch na gościnnych występach w Orgrimmarze i… tak, zgadliście, fundował mi nagłe wycieczki na pulpit. Sporadycznie, bo sporadycznie, ale jednak. Nie pomogła nawet pomniejsza łatka 1.0.1.6 – ostatnia, jaką udostępniono, zanim oddałem tekst do korekty. Nie tak to powinno wyglądać.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE


Czytaj dalej

Redaktor
Paweł „Cursian” Raban

Jestem wielbicielem turówek i wszelkiej maści erpegów: zarówno klasycznych, jak i współczesnych. Do tego zdeklarowanym zwolennikiem tytułów dla jednego gracza, przy czym od tej zasady istnieje jeden poważny wyjątek – World of Warcraft. W Azeroth przesiedziałem więcej godzin, niż chciałbym przyznać, raz ciesząc się każdą chwilą, kiedy indziej zrzędząc na czym świat stoi. Nie wyobrażam sobie dnia bez książki (niemal zawsze fantastyki), za to spokojnie obyłbym się bez kina i seriali. Z CDA związany jestem od 2011 roku.

Profil
Wpisów3209

Obserwujących6
The Last of Us Part I
Ocena redakcji
8
Ocena użytkowników
10
Platformy
PC, PS5
Gatunek
akcja
Producent
Naughty Dog
The Last of Us Part I

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze