rek

Kondycja kina w 2023 roku. Barbenheimer, Spider-Man i porażka blockbusterów

Łukasz "Moraś" Morawski
Pandemia koronawirusa sprawiła, że kina na całym świecie zostały zamknięte praktycznie na cały rok, co dosyć mocno odbiło się na finansach wytwórni i przyzwyczajeniach odbiorców. Kolejnym problemem dla filmów jest sama ich jakość. Co podobało się widzom w 2023, a czego mieli dość?

Jak pokazują liczne badania, wielu entuzjastów filmów w ostatnich miesiącach jeszcze bardziej doceniło platformy streamingowe i komfort obcowania z popkulturą w domu, przez co część z nich nigdy już nie wróciła do oglądania jakichkolwiek produkcji na dużym ekranie. Siłą rzeczy osiągnięcie takich wyników jak przed laty wydaje się obecnie niemożliwe. Kiedy dawniej hollywoodzkie blockbustery bez większych problemów zarabiały miliard dolarów, teraz dzieła podpięte pod znane marki mają spory kłopot, aby dobić przynajmniej do 500 mln „zielonych”. Co o kondycji tej branży mówi nam 2023 rok? Przeanalizowałem światowy box office, zestawiłem go z odbiorem poszczególnych tytułów przez recenzentów i doszedłem – tak mi się wydaje – do ciekawych wniosków. Upadku kina nie stwierdzono. Co więcej, można dostrzec zmiany na plus, przynajmniej z perspektywy widza.

Co się odwlecze, to nie uciecze

W ubiegłym roku kina po raz kolejny zostały wystawione na próbę. Kilkumiesięczny strajk aktorów sprawił, że wytwórnie musiały stawać na głowie, aby sensownie wyjść z całego zamieszania. Wiele premier przesunięto na późniejszy termin, osoby zrzeszone w związku zawodowym SAG-AFTRA nie mogły bowiem brać udziału w kampaniach promocyjnych, co z pewnością ma niebagatelne znaczenie dla wyników finansowych. O tym najlepiej świadczy ogromny sukces Barbenheimera, ale do tego przejdę za chwilę. W okresie zimowym miały zadebiutować m.in. „Furiosa” i druga odsłona „Diuny”, lecz ostatecznie zostały przerzucone na 2024 rok.

Furiosa

Od premiery poprzedniego „Mad Maksa” George’a Millera minęło już prawie dziewięć lat, więc to raczej nie znany tytuł przyciągnie nowych widzów do kina, tylko dobrze skrojony marketing. Z kolei Warner Bros. nie może pozwolić sobie na wpadkę przy „Diunie: Części drugiej” po tym, jak pierwsza odsłona zarobiła pozostawiające niedosyt 402 mln dolarów – to wynik niezły, ale potencjał marki wzmaga apetyt na więcej. Oba dzieła zapowiadają się bardzo dobrze, zatem niewykluczone, że w 2023 roku straciliśmy możliwość zobaczenia dwóch wysoko ocenianych blockbusterów. Jest to o tyle istotne, że pod względem artystycznym kino rozrywkowe mocno podupadło na jakości.

Marvel i DC w odwrocie

Coraz więcej premier zamiast wywoływać ekscytację, zawodziło na całej linii. Najbardziej odczuli to wielbiciele Filmowego Uniwersum Marvela i DC Extended Universe. Oba projekty mocno szorują po dnie (z drobnymi wyjątkami) zarówno na płaszczyźnie komercyjnej, jak i artystycznej. Co prawda „Strażnicy Galaktyki: Volume 3” sugerują zupełnie inny obrót spraw (ponad 845 mln dolarów na koncie i 82% na Rotten Tomatoes), jednakże są oni specyficznym przypadkiem. Po pierwsze poprzednie dwie odsłony serii spotkały się z bardzo ciepłym przyjęciem publiczności. Po drugie film reklamowano jako wielkie zwieńczenie trylogii i jednocześnie historię zupełnie oderwaną od MCU. Po trzecie to dzieło Jamesa Gunna, który do tej pory brylował w adaptacjach komiksów, więc niektórych widzów ciekawiło, jak sobie poradzi przed objęciem stanowiska szefa DC Studios. 

Strażnicy Galaktyki: Volume 3

W „Strażnikach” czuć było jakość i autorskie podejście, czego natomiast nie można powiedzieć o wyrobach filmopodobnych pokroju „Ant-Mana i Osy: Kwantomanii” (46% na RT) i „Marvels” (62% na RT), które udowodniły, że ludzie mają dosyć tego rozłażącego się w szwach kinowego uniwersum. Produkcje rozczarowały słabymi scenariuszami, zbyt natarczywym zapowiadaniem kolejnych projektów, fatalnymi efektami specjalnymi (kolejny problem, z jakim boryka się branża) i wieloma innymi elementami. Oba filmy zarobiły łącznie ok. 680 mln dolarów, co nie jest najlepszym wynikiem… Tylko czy w jakikolwiek sposób wpłynie to na producentów? Czas pokaże – włodarze Disneya już zapowiedzieli obranie innej strategii przy kolejnych dziełach. Zanim jednak poznamy tego efekty, minie dobre kilka lat. Tak samo będzie z nowym uniwersum wykreowanym przez Gunna.

Warner Bros. i DC muszą bardzo mocno przyłożyć się do jakości nowych filmów o Batmanie, Supermanie i reszcie trykociarzy, jeśli chcą odzyskać zaufanie fanów. Bo to, co się odwaliło w ciągu minionych miesięcy, woła o pomstę do nieba. W osiągnięciu dobrych wyników na pewno nie pomógł strajk aktorów oraz świadomość, że aktualne uniwersum znajduje się już na ostatniej prostej do zaorania. Swoje zrobiły także negatywne recenzje krytyków – pod tym względem obronił się jedynie „Blue Beetle”, uzyskawszy na Rotten Tomatoes 78%. Ironicznie to właśnie najlepsze tegoroczne dzieło z DCEU zarobiło najmniej, bo tylko 129 mln dolarów, przy budżecie na poziomie 104 mln „zielonych”…

Flash

O „Shazamie! Gniewie bogów” nie ma co mówić, gdyż film zawiódł na całej linii (49% na RT i 133 mln dolarów), „Flash” (63% na RT) robił natomiast, co mógł, aby przyciągnąć uwagę widzów, ale ostatecznie przyniósł 270 mln, jego budżet wynosił zaś aż 220 mln „zielonych”. Nie pomógł nawet powrót Michaela Keatona do kultowej roli Batmana, co jest przykre tym bardziej, że to na nim oparto kampanię promocyjną, ponieważ wytwórnia za wszelką cenę próbowała unikać tematu Ezry Millera (tytułowy Flash) ze względu na jego „występki”. Zaskakująco dużo (choć nadal żenująco mało) zyskał „Aquaman i Zaginione Królestwo”, zważywszy na to, że przychód brutto wyniósł ponad 334 mln dolarów przy średniej ocen na poziomie 35%. Wychodzi na to, że Warner Bros. wydało na te cztery filmy DC jakieś 664 mln, a zarobiło na nich raptem 860 mln. To chyba nie wymaga komentarza…

Dobry rok dla adaptacji gier

Zaskakująco dobrze w ubiegłym roku poradziły sobie adaptacje gier. Nie było ich w kinach zbyt dużo (raptem trzy tytuły), za to na platformach streamingowych pojawiło się sporo interesujących seriali. O tych jednak przeczytacie w innym naszym artykule – podsumowującym produkcje na podstawie gier w 2023. Tutaj skupię się wyłącznie na dziełach przeznaczonych na duży ekran. Co prawda „Gran Turismo” zyskało na Rotten Tomatoes niepowalającą średnią 65%, ale za to zarobki filmu w jakimś stopniu mogą być satysfakcjonujące dla Sony Pictures Entertainment. Co prawda 121 mln dolarów w światowym box offisie to niewiele, ale gdy uwzględnimy niski budżet na poziomie 60 mln „zielonych”, wtedy wynik końcowy zaprezentuje się troszkę lepiej.

Super Mario Bros. Film

Szampana na pewno otworzyli twórcy filmu „Pięć koszmarnych nocy”, który pomimo fatalnych ocen (32% na RT) uzyskał przychód brutto rzędu 289 mln dolarów. A teraz złapcie się czegoś – budżet tego dzieła zamknął się na poziomie mniej więcej 20 mln „zielonych”. No ale od dawna wiadomo, że horrory mają trochę łatwiej w kinie i zazwyczaj wychodzą obronną ręką. Bez wątpienia pomogła też premiera tuż przed Halloween. Jednakże to i tak nic, jeśli zerkniemy na to, co odwaliło się w przypadku „Super Mario Bros. Film”. Koprodukcja Illumination Entertainment i Universal Pictures została niezbyt dobrze przyjęta przez krytyków (mnie się podobała!), lecz tym razem odbiorcy mieli w nosie jakiekolwiek recenzje i tłumnie szturmowali kina. Miłośnicy marki dostali sporo nieźle zrealizowanego fanserwisu, dzieciaki mogły natomiast liczyć na kolorową przygodę pełną humoru i bohaterskich czynów. Kinówka o Mario kosztowała wytwórnię skromne sto baniek, a ściągnęła z widzów oszałamiający miliard i 361 mln dolarów, tym samym wskakując na 16. miejsce najlepiej zarabiających filmów w historii.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE

Czy to oznacza, że od teraz adaptacje gier mogą liczyć na świetne wyniki? Oczywiście, że nie. W przypadku „Super Mario Bros. Film” zadziałało bardzo wiele czynników, a trudno znaleźć inną popularną markę zdolną połączyć tyle różnych grup odbiorców. Obecnie jedyne dzieło, jakie ma szansę powtórzyć ten sukces, to produkcja oparta na serii The Legend of Zelda (prace nad adaptacją już trwają). Czy ta ekranizacja przekroczy próg jednego miliarda? Czas pokaże – prywatnie mocno trzymam kciuki za ów projekt, lecz martwi mnie trochę angaż Wesa Balla na reżysera. Cykl „Więzień labiryntu” był dosyć mdły… Majowa premiera „Królestwa Planety Małp” może jednak rzucić nam więcej światła na tego twórcę.

O co chodziło w Barbenheimerze?

Bez wątpienia największym fenomenem 2023 roku okazały się premiery „Barbie” i „Oppenheimera”, które odbyły się jeszcze przed strajkami scenarzystów i aktorów. Oba filmy oczywiście miały ogromny potencjał, aczkolwiek z tej dwójki to właśnie dzieło Grety Gerwig zapowiadało się jako potencjalny kasowy przebój. Christopher Nolan rzecz jasna jest marką samą w sobie, jednakże trzygodzinne dramaty zdecydowanie nie grzeją już tak bardzo widzów – zwłaszcza w kinie. Boleśnie przekonał się o tym Martin Scorsese. Jego „Czas krwawego księżyca” (aż 93% na RT) wtopił masę pieniędzy, bo przeznaczono na niego aż 200 mln dolarów, a zwróciło się jedynie 156 mln. Niewykluczone, że historię o twórcy pierwszej bomby atomowej czekałby taki sam los, gdyby nie memy.

Barbie

„Barbie” i „Oppenheimer” to produkcje z dwóch różnych biegunów, co błyskawicznie podłapali internauci, tworząc całą masę zabawnych grafik, filmików, fikcyjnych plakatów itp. Nie trzeba było długo czekać na ruch ze strony wytwórni, które same zaczęły nawiązywać do Barbenheimera, podkręcając jeszcze bardziej atmosferę. Nagle zwykłe premiery kinowe zamieniły się w prawdziwe wydarzenie, z jakim branża nie miała do czynienia już od wielu lat. Jeżeli poszliście na pierwsze seanse, to sami przekonaliście się o tym, jaki był szał na punkcie tych tytułów. Sale wypełnione po brzegi, ludzie poubierani na różowo, burzliwe dyskusje wśród grupek znajomych i jeszcze bardziej zażarte rozmowy w mediach społecznościowych.

W efekcie „Oppenheimer” zszedł z ekranów z wynikiem 952 mln dolarów, a „Barbie” wskoczyła na pierwsze miejsce w box offisie 2023 z zarobionym miliardem i 441 mln „zielonych”. Warto natomiast wziąć pod uwagę, że ta synergia i wspólne nakręcanie się obu tytułów było czymś wyjątkowym i nieprędko uda się to komukolwiek powtórzyć. Na pewno nie na taką skalę. Fenomen Barbenheimera wynika z tego, że sytuacja nie została z góry zaaranżowana przez wytwórnie, tylko narodziła się organicznie w głowach kreatywnych miłośników filmów.

Zmierzch wielkich marek

Poprzedni rok nie był tak łaskawy dla innych blockbusterów, które w dodatku w większości przypadków bazowały na sprawdzonych markach święcących dawniej triumfy. „Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One” mimo fantastycznych recenzji (96% na RT!!!) zarobiło tylko 567 mln dolarów, czyli znacznie mniej od poprzednich części. Dla porównania „Fallout” zakończył seanse z wynikiem 791 mln „zielonych”, a „Rogue Nation” – 682 mln. Ogromny spadek zaliczyła też marka Szybcy i wściekli. Dziesiąta odsłona, nawet jeśli zgarnęła 704 bańki, to i tak uplasowała się dopiero na szóstym miejscu w rankingu całej serii. Transformers również interesuje coraz mniej widzów (438 mln dolarów dla „Przebudzenia bestii”), tak samo jak Igrzyska śmierci. „Ballada ptaków i węży” uzyskała 323 mln dolców, stając się tym samym najmniej dochodową adaptacją książek Suzanne Collins.

Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One

Największym przegranym 2023 roku okazało się jednak „Dungeons & Dragons: Złodziejski honor”. Film Jonathana Goldsteina i Johna Francisa Daleya rozkochał w sobie widzów i krytyków (91% na RT), potwierdzając jednocześnie, że w kinie nie ma miejsca na fantasy. Produkcja kosztowała studio 150 mln „zielonych”, a ledwo doczłapała się do 208 mln dolarów. Do statystyk „Indiany Jonesa i artefaktu przeznaczenia” nie chcę nawet wracać, bo to zbyt bolesny temat. Zamiast tego przypomnę, że Miles Morales wbił się „na pełnej” i trzasnął naprawdę niezłe 690 mln dolców przy budżecie mniejszym o 590 mln. „Spider-Man: Poprzez multiwersum” zarobił niemalże dwa razy więcej od poprzedniej części, ugruntowując pozycję tej marki na rynku i dając nadzieję na jeszcze lepszy wynik finału trylogii.

Ach, niech będzie – na ostatnie przygody Indy’ego wydano prawie 300 mln dolarów, a film ledwo doczołgał się do 383 mln „zielonych”. Wow… Jak widać, duże marki i głośne nazwiska (Tom Cruise, Harrison Ford) nie są już gwarantem sukcesu. Nawet jeśli hollywoodzkie szlagiery zarabiają miliony, to i tak nie radzą sobie już tak dobrze jak przed laty.

(Nie) Będzie dobrze

Jeżeli dobrze przeanalizujemy wyniki finansowe ubiegłorocznych produkcji, to wyjdzie na to, że powoli kończą się czasy wysokobudżetowych tytułów, które właściwie za każdym razem przynosiły krocie. Wymienione dzieła są doskonałym dowodem na to, że obecnie nie wystarczy zrobić porządnego filmu, aby mieć pewność, że się na nim nie straci. Może to najwyższa pora, aby wytwórnie zaczęły przychylniej patrzeć w stronę kina środka, zamiast skupiać się wyłącznie na wielkich blockbusterach, w które pompowane są zwalające z nóg kwoty?

Mów do mnie

W 2023 roku mieliśmy kilka przypadków dzieł zrobionych za stosunkowo niedużą kasę i przynoszących studiom bardzo zadowalające zarobki. Skoro można stworzyć świetny horror za cztery i pół miliona dolarów („Mów do mnie”) i zasilić dzięki niemu budżet o 92 mln „zielonych”, to przecież nic nie stoi na przeszkodzie, aby wyprodukować kameralniejsze kino superbohaterskie i się na nim wzbogacić, jednocześnie odciążając firmy odpowiedzialne za CGI.

Disney i Warner Bros. mają teraz nad czym myśleć, bo najwidoczniej ich strategia przestała zdawać egzamin. Ludzie nie chodzą już bezmyślnie do kina na produkcje o herosach w pelerynach, tylko oczekują od tych dzieł wysokiej jakości – jakości, jaką zaoferowały chociażby ostatnie animowane przygody Spider-Mana. Pokazuje to też sukces trzecich przygód Strażników Galaktyki. Wytwórnie muszą się liczyć z tym, że zdobycie miliarda w 2024 roku i kolejnych latach będzie szalenie trudne. Kino jednak nie umrze, bo w miejsce wtapiających pieniądze blockbusterów zawsze znajdą się tytuły, które ściągną widzów przed duży ekran. Nawet jeśli miałyby to być głównie filmy grozy.

5 odpowiedzi do “Kondycja kina w 2023 roku. Barbenheimer, Spider-Man i porażka blockbusterów”

  1. Co do Oppenheimera i „Niewykluczone, że historię o twórcy pierwszej bomby atomowej czekałby taki sam los, gdyby nie memy” – dodałbym, że Nolan pięknie wykorzystywał swój „nolan mysticism” do celów marketingowych. Nigdy chyba w życiu nie spotkałem tylu specjalistów od wyświetlaczy Imax czy wielbicieli efektów tradycyjnych. Ludzie połączyli sobie w głowie Oppiego z wydarzeniem roku, czymś bardzo wyjątkowym. Jest jeszcze inny aspekt. Atom to teraz bardzo aktualny temat po wojnie za naszą granicą, więc ten lęk z pewnością przyczynił się do fascynacji widzów.

  2. „Kondycja kina w 2023 roku.”
    Dość odważny tytuł, skoro artykuł skupia się tylko i wyłącznie na hollywoodzkich blockbusterach. Spodziewałbym chociaż jednego paragrafu o lokalnym podwórku.

    • Chcąc nie chcąc „kino” to w głównej mierze hollywoodzkie blockbustery i to dzięki nim jeszcze w jakiś sposób są w stanie się utrzymać kina. Słuszna uwaga, że brakuje wzmianki o lokalnym podwórki, ale to temat na zupełnie inną analizę, nie zgrywającą się z rynkiem światowym. Nie chciałem zbyt mocno wydłużać, już i tak długiego, artykułu. Dodam jedynie, że „Chłopi” to przepiękny film i w pełni zasłużył na swój sukces! 😀 Aczkolwiek, to jak byli traktowani pracujący przy nim artyści, zasługuje na solidną lepę dla producentów.

  3. Pisać podsumowanie roku i nie wspomnieć o fenomenalnej Godzilli Minus One, nieładnie. Dla ludzi nie w temacie – zerknijcie na imdb, czy rotten tomatoes.

    • O wielu filmach nie napisałem, o których mam wiele do powiedzenia, bo nie było na to miejsca. W końcu to krótki (choć nie do końca) artykuł, a nie kompleksowy raport 🙂

Dodaj komentarz