Two Point Campus – recenzja. Wnioskuję o stypendium rektora dla twórców
Gaudeamus igitur, bo oto Two Point Studios wydało grę dla każdego. Dla dzieciaka marzącego o akademickiej przyszłości. Dla staruszka wspominającego z rozrzewnieniem studenckie czasy. I dla żaka, który powinien teraz zakuwać do sesji poprawkowej, ale zamiast tego czyta artykuły na cdaction.pl.
Ktoś, kto poświęciłby tej grze tyle uwagi, ile przeciętny student podręcznikom z listy lektur uzupełniających, mógłby nabrać przekonania, że nowa produkcja to po prostu Two Point Hospital odziany w akademicką togę. Ot, zmieniono pacjentów na studentów, lekarzy na wykładowców, a gabinety diagnostyczne i zabiegowe na przeróżne aule i sale ćwiczeniowe. I byłby ten formułujący pochopne opinie ktoś w przeogromnym błędzie.
Owszem, z gry o zarządzaniu szpitalem przeniesiono sporo elementów – każdy weteran bez trudu rozpozna chociażby mechanizmy kupowania nowych działek, zaciągania pożyczek, szkolenia pracowników i tak dalej... Oprawę graficzną wykonano w tym samym uroczym stylu przypominającym nie tylko staruteńki Theme Hospital Bullfroga, ale również filmy animowane Nicka Parka (takie jak „Wallace i Gromit: Klątwa królika”). A co do muzyki, to praktycznie nie różni się ona od tej, która plumkała, gdy zajmowaliśmy się szpitalem.
Przeniesiono też z Two Point Hospital to, co było w grze niemal idealne – czyli mechanikę budowania naszej placówki. Choć doszła masa usprawnień, na czele z możliwością przeprojektowania samej bryły uniwersytetu. I w zasadzie nad jednym tylko boleję. Kilka miesięcy temu z radością zakomunikowałem czytelnikom, że z gry zniknęły tak uprzykrzające mi życie (bo wymuszające wygospodarowanie miejsca w nierzadko ciasnych pomieszczeniach) kaloryfery. Teraz niestety muszę to odszczekać, bo jak się okazuje, na niektórych mapkach grzejniki dalej będą nas prześladować.
Otrzęsiny
Ale to, co się w Two Point Campus ostało z poprzedniego tytułu, blednie wobec liczby zmian w formule rozgrywki. Zacznijmy od tej najważniejszej, czyli organizacji roku. Otóż nasza zabawa jest podzielona na dwie cykliczne fazy – rok akademicki i wakacje. W pierwszej z nich przyjmujemy studentów na kampusie, zapewniamy im miejsce do spania w dormitorium, wysyłamy na wykłady i ćwiczenia, pozwalamy na dodatkowe formy nauki (w bibliotece albo podczas konsultacji indywidualnych), a także zaspokajamy inne potrzeby: studenci muszą jeść, pić, odpoczywać, korzystać z rozrywek, chodzić do toalety, myć się czy dołączać do kółek zainteresowań.
W czasie trwania roku akademickiego studenci zajmują się więc wszystkimi powyższymi rzeczami, przemykając z zajęć na zajęcia i powoli uzupełniając swoją wiedzę tak, aby ostatecznie zaliczyć dany kurs na jak najwyższą ocenę. Co istotne, rok akademicki został podzielony na cząstki trwające pół miesiąca. Wiąże się to z kolejnym nowym mechanizmem, czyli organizacją wydarzeń. Musicie bowiem wiedzieć, że sale w naszej placówce nie zawsze mają pełne obłożenie. Wykłady nie toczą się non stop, czasami puste są też sale ćwiczeniowe. Poza tym mamy do dyspozycji również inne pomieszczenia, takie jak świetlica czy klub studencki. Gdy nie ma zajęć, możemy więc planować różnego rodzaju eventy – a to zamienić aulę wykładową w kino, a to znów zorganizować konkurs gotowania w kuchni, w której na co dzień studenci uczą się przygotowywać megaciacha i gigaburgery. Czegóż to się nie robi, by umilić życie tym leniwym żakom.
Pracowite wakacje
Ale jak wspomniałem, rok akademicki to nie wszystko. W okresie wakacyjnym możemy poszerzać naszą ofertę edukacyjną, podnosząc poziom aktualnych kierunków, a także wprowadzając te nowe. Robimy to, wydając punkty zdobywane za rozbudowę i upiększanie naszego uniwersytetu. Co się tyczy kierunków, to jest z czego wybierać, bo mamy ich aż 17. Są to: scjentografia, gastronomia, robotyka, szkoła rycerska, czarodziejstwo, ćwiczenia akademickie, archeologia, muzykalność, szkoła dla szpiegów, wirtualna normalność, historia internetu, małpi biznes, kreatywna księgowość, mroczne sztuki, studia kontrkulturowe, szkoła myśli i wiedza użyteczna. Każdy z kierunków wymaga zazwyczaj kilku różnych sal, choć nie wszystkie musimy stawiać od razu. Dla przykładu do prowadzenia zajęć z gastronomii na pierwszym roku potrzebna jest tylko aula wykładowa i standardowa kuchnia. Ale już na drugim roku będziemy musieli studentom zbudować kuchnię słodką do prac nad deserami. Na szczęście pewne kierunki używają niektórych sal wspólnie.
Prac budowlanych nie musimy przeprowadzać w okresie wakacji, choć jest to – wyjąwszy przypadki nagłe, kiedy reagujemy na pilną potrzebę – najlepsze rozwiązanie. Przerabianie pomieszczeń w trakcie roku akademickiego zabiera czas i zaburza sprawne funkcjonowanie uczelni. Poza tym i tak gra nie pozwoli nam rozpocząć roku, jeśli nie będziemy mieli minimum zaplecza akademickiego dla każdego z naszych kierunków.
Okoliczności przyrody
W stosunku do Two Point Hospital ogromną zmianą jest przeniesienie dużej części życia naszej placówki na zewnątrz. Zarządzamy nie budynkiem uniwersytetu, ale całym kampusem. Stawianie drzewek, ławek czy budek z żarciem umilających żakom czas między zajęciami będzie na porządku dziennym. Co więcej, niektóre kierunki mają w programie prowadzenie zajęć plenerowych. Dla przykładu szkoła rycerska wymaga od nas posiadania ogromnych pól turniejowych!
Siłą rzeczy będziemy też wykorzystywać nasz kampus do postawienia tych wszystkich małych stoisk klubowych. A właśnie – studenci mogą teraz rozwijać się w kółkach zainteresowań. Choć hobby mają dziwne, stąd na przykład klub chodziarzy czy miłośników turbodrzemki.
Na wypadek, gdyby ktoś jeszcze tego nie wyczuł – tak, Two Point Campus to gra autentycznie zabawna. O ile jednak humor sytuacyjny wydaje się równie doskonały, jak w Two Point Hospital (jeśli nie lepszy), a większość nawiązań popkulturowych jest tyleż śmieszna, co oczywista (tak, będziemy zarządzać uniwerkiem przypominającym Hogwart, uczyć ludzi czarowania i zwalczać najazdy „przeżuwaczy życia”), o tyle tym razem część żartów językowych okazała się zbyt trudna do przetłumaczenia na naszą mowę ojczystą. Szkoda, bo jeśli ktoś nie zna dobrze angielskiego, to nie domyśli się, że w nazwach takich jak „szkoła rycerska” czy „małpi biznes” kryją się naprawdę fajne, zabawne odwołania.
Trudne zaliczenie
Two Point Hospital był jedną z tych produkcji, które wszyscy kochali, ale też którymi wszyscy po pewnym czasie się znużyli. Zwłaszcza że kilkanaście godzin spędzonych w trybie piaskownicy pozwalało odkryć większość dowcipów, jakie umieścili w grze twórcy, a endgame związany z zarządzaniem gigantyczną placówką tylko po to, aby spełnić kilka arbitralnych celów i zarobić dodatkową gwiazdkę, był po prostu nudny.
Na szczęście w nowej grze udało się znaleźć ciekawsze sposoby na zmotywowanie gracza do wysiłku. Nie przeczę, że pierwsza połowa Two Point Campus to w zasadzie spacerek, który równie dobrze mógłby zostać nazwany tutorialem. Jest łatwo, studenckie potrzeby są komunikowane poprzez nowe cele osobiste, kasa płynie sporą rzeczką, kudosy pozwalające na odblokowanie wymaganych upgrade’ów spadają nam z nieba. Innymi słowy, wyzwania nie ma. Pierwszego studenta udało mi się stracić dopiero w quasi-Hogwarcie. Nauczony złym przykładem wcześniejszych najazdów rycerskich zlekceważyłem trochę przeżuwaczy życia, którzy nie ograniczali się do wandalizmu, ale różnymi czarami psuli nastrój moich podopiecznych. A ja nie nadążałem z pomocą – poniekąd z powodu jednego z dwóch bugów, jakie odnalazłem, spędzając z grą ponad 40 godzin. Otóż naszych studentów możemy odsyłać do gabinetu lekarskiego lub na rozmowę z terapeutą. Niestety w odpowiednim panelu przyciski pomocy lekarskiej i duchowej są podpisane na odwrót. Niewykluczone, że do dnia, gdy gra trafi do sprzedaży (tj. 9 sierpnia), usterka ta zostanie usunięta. A gdyby ktoś był ciekaw drugiego buga – robot budowany przez moich studentów pewnego dnia pojawił się w kuchni. Więcej problemów nie było.
A sama gra – bez względu na wspomniane bugi – od momentu, gdy przyszło mi kierować szkołą czarowania, uległa przeobrażeniu. Każdy kolejny uniwerek wprowadzał nową, intrygującą przeszkodę. Nie zrozumcie mnie źle, Two Point Campus to nie jest jakiś wyciskacz siódmych potów, nie funduje nam nadzwyczajnych stresów. Ale im dalej w las, tym bardziej trzeba myśleć, liczyć, kombinować, jak tu wycisnąć dodatkowy grosz ze studenta, i przede wszystkim reagować na pojawiające się zagrożenia. I nie poczytuję tego za wadę. Więcej – to jedna z największych zalet tej produkcji, stawiająca w moich oczach Two Point Campus powyżej swojego znakomitego poprzednika. Przygotowanie gry oceniam bardzo wysoko. I bez wahania wpisuję jej do indeksu piątkę.
W Two Point Campus graliśmy na PC.
Ocena
Ocena
Nie wystarczy powiedzieć, że Two Point Campus dostarcza ogromu frajdy. Producenci wyciągnęli wnioski z pracy nad swoją poprzednią (skądinąd bardzo dobrą) grą i stworzyli coś, co zasługuje na dyplom magna cum laude.
Plusy
- wszechobecny humor
- śliczna oprawa graficzna
- wyzwanie na dalszym etapie gry
Minusy
- zbędne montowanie kaloryferów
- nieprzetłumaczalne na polski żarty językowe
Czytaj dalej
Wiceprezes Stowarzyszenia Solipsystów Polskich. Zrzęda i maruda. Fan Formuły 1, wielkich strategii Paradoksu i klasycznych FPS-ów. Komputerowiec. Uważa, że postęp technologiczny mógł spokojnie zatrzymać się po stworzeniu Amigi 1200 i nikomu by się z tego powodu krzywda nie stała. Zna łacinę, ale jej nie używa, bo zawsze kończy się to przypadkowym przyzwaniem demonów. Dużo czyta, ale zazwyczaj podczas czytania odpływa w sen na jawie i gubi wątek książki. Uwielbia Kubricka, Lyncha, Lovecrafta, Houellebecqa i Junji Ito. Przeciwnik istnienia deadline'ów na nadsyłanie tekstów. Na stałe w CD-Action od 2018 roku. Kiedyś tę notkę rozszerzy, na razie pisze pod presją Barnaby.