Najlepsze gry indie 2023 roku, czyli Dziwne Nagrody Dziewiątki
Najurokliwsza gra, która tobą pomiata: Wildfrost
PC, NS | roguelite, karcianka, taktyczna | Deadpan Games, Gaziter
Spójrz tylko na te puchate zwierzaczki, postacie w ciepłych czapkach, borówkowe ludziki i kolorowe stworki. To, co na pierwszy rzut oka wygląda na słodką i łatwą grę taktyczną, w rzeczywistości szybko sprowadza gracza do parteru. Czy właśnie zagapiłam się i zabił mnie podrzędny pingwin? Czy pomyliłam się w kolejności ataków i przerąbałam walkę, do której przygotowywałam się przez cały „run”? Czy po dwóch godzinach naprawdę zginęłam z ręki własnego sojusznika, bo zapomniałam o jego pasywce? W takich momentach ta urocza oprawa audiowizualna zakrawa na szyderstwo.

A jednak wracam do Wildfrosta regularnie od przeszło 70 godzin, zwłaszcza że każde ukończenie gry oznacza, że twoja zwycięska ekipa dostaje potężnego buffa i… awansuje na głównych złych. Nie widziałam tego wcześniej nigdzie indziej. W połączeniu z wciągającym mechanizmem odliczania do ataku, możliwością składania drużyny na różne sposoby i komponowania rozmaitych buildów – a także istnieniem elementów do odblokowania, utrudniających grę modyfikatorów czy zadań dziennych – czyni to z Wildfrosta najlepszą grę taktyczną 2023. Na dodatek każdą kartę da się zatytułować, dzięki czemu możesz nazwać soczek z hapekami „Herbatką z dziewiątką”. To prawie tak, jakbym była tam z tobą i towarzyszyła ci w bólu, jaki Wildfrost prędzej czy później na pewno wywoła.
Najlepsza gra przyśpieszająca ślub lub rozwód: Ship of Fools
PC, PS5, XSX, NS | kooperacja, obrona statku, roguelite | Fika Productions
Kłótnie o niewyrzucone śmieci są już passé – w przeciwieństwie do sporów o to, kto przez przypadek włożył deski do działa, zamiast załatać dziury w pokładzie, nie trafił harpunem w worek ze złotem albo (na pewno przez lenistwo lub nieuwagę!) nie obronił swojej połowy statku przed potworami morskimi. Ship of Fools to w tej chwili moja ulubiona gra kooperacyjna i polecam ją każdemu duetowi. Wygląda i brzmi jak produkcja Klei, a rozgrywka polega na bieganiu po łajbie i strzelaniu do wszystkiego, co się rusza.
Maksymalnie dwuosobowa drużyna – można też grać samotnie, ale co to za frajda – płynie przez generowane proceduralnie mapy, składa wyposażenie z rozmaitych przedmiotów, a między kolejnymi podejściami dokonuje zakupów w osadzie. Od niedawna w Ship of Fools są także różne statki i przede wszystkim możliwość podwyższania poziomu trudności. Cieszy mnie zwłaszcza to ostatnie, bo wcześniej docieraliśmy do końca z palcem w forluku, a teraz mapy ponownie stanowią dla nas wyzwanie.
Najlepsza gra do fałszowania pod prysznicem: Stray Gods – The Roleplaying Musical
PC, PS5, PS4, XSX, XBO, NS | musical, interaktywny film| Summerfall Studios
Nie zliczę, ile razy domownicy musieli słuchać mojego „Like a boat lost at sea…” dobiegającego z łazienki – utwór „Adrift” wzrusza mnie przez swoją jazzową liryczność i marzy mi się, by go kiedyś wykonać w duecie. Ale to niejedyny kawałek ze Stray Gods, do którego wracam, niemal równie często śpiewam hipnotyzujące „Look Into Me” towarzyszące scenie z Meduzą czy wyzwalające wewnętrzną siłę „Time to Shine”.

Kompozytor Austin Wintory po raz kolejny wykonał świetną robotę, a jego ścieżkę dźwiękową – tak samo zresztą jak dobrze napisane, w pełni udźwiękowione dialogi – zdobią znane głosy (Laura Bailey, Ashley Johnson, Felicia Day, Troy Baker, Janina Gavankar). Lubię musicale, lubię interaktywne filmy w stylu Telltale, lubię wreszcie mitologię grecką, więc nie mogłam się w Stray Gods nie zadurzyć. Bardzo podoba mi się też to, że powstały różne wersje każdego utworu, które mogą pojawić się w czasie zabawy w zależności od decyzji gracza. A i fabuła, z główną bohaterką wciągniętą nagle w morderstwo muzy, jest niczego sobie.
Najlepszy zabijacz czasu w trakcie wideorozmów: Luck Be a Landlord (Dola lokatora)
PC, And, iOS | roguelike, jednoręki bandyta | TrampolineTales
Nic mnie to nie obchodzi, że Dola lokatora ukazała się najpierw na pecetach – w moim odczuciu jej przeznaczeniem było znaleźć się na telefonach. Żeby się ze mną zgodzić, wystarczy spojrzeć na króciutkie tury, możliwość odłożenia gry w każdym momencie, roguelike’owość pozwalającą na powracanie do zabawy raz po raz, interfejs, a także piksele wielkości małych robaków (wyglądające dość śmiesznie na większym ekranie). Sama kupiłam Luck Be a Landlord dwukrotnie, na telefonie i na blaszaku, po czym namówiłam na grę jeszcze przynajmniej piątkę osób, które następnie wkręciły się w nią podobnie jak ja.
Jeśli masz w sobie żyłkę hazardzisty i lubisz składanie buildów, koniecznie daj Luck Be a Landlord szansę. Rozgrywka polega na pociąganiu za dźwignię i dorzucaniu do puli kolejnych symboli wchodzących ze sobą w interakcje – geolog rozbija kamienie, nurek zbiera rzeczy znalezione pod wodą, pies lubi przebywać blisko człowieka, kot pije mleko, a krasnolud alkohol itd. – po to, by opłacać rosnący nieustannie czynsz. Prosta mechanika, mnogość opcji i aż 20 coraz trudniejszych pięter sprawiły, że przepadłam w Doli lokatora na długie godziny.
Najlepsza gra powodująca głupie miny: Chants of Sennaar
PC, PS5, PS4, XSX, XBO, NS | logiczna, lingwistyczna | Rundisc
Wielka szkoda, że lingwistyczne gry tego typu docierają do mnie tak rzadko. Bardziej przygodowe Heaven’s Vault było fenomenalne, a i wydane w zeszłym roku logiczne Chants of Sennaar – w jeszcze większym stopniu polegające na tłumaczeniu symboli – dało mi sporo satysfakcji. Osadzenie akcji w tytułowej krainie Szinear, w towarzystwie czegoś na wzór wieży Babel, okazało się dobrym wyborem, a poznawanie języków zamieszkujących ją społeczności – z ich zróżnicowaną gramatyką czy innymi określeniami na te same przedmioty i idee – fascynującą przygodą.
Bardzo podobało mi się kombinowanie, co może oznaczać dany znak, długie minuty wpatrywania się (zapewne z jakąś głupią miną) w dialogi, a zwłaszcza momenty typu „eureka!”, kiedy okazywało się, że moje pierwsze domysły nie miały nic wspólnego z rzeczywistością, ale teraz zdanie ma w końcu sens. Lubię też, poza samym początkiem, pewną dozę nieliniowości Chants of Sennaar. Każdy ma inne skojarzenia, zwraca uwagę na różne rzeczy i niewykluczone, że np. bez trudu odkryjesz znaczenie znaku, który mnie przysporzył mnóstwa problemów. Poproszę o więcej takich produkcji.
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE
Najlepsza nietypowa historia miłosna: Slay the Princess
PC | powieść wizualna | Black Tabby Games
Nowe dzieło Black Tabby Games – tego samego studia, które wcześniej dało graczom klimatyczne Scarlet Hollow, ciągle tkwiące we wczesnym dostępie – to nie tylko najlepsza historia miłosna z 2023, ale być może najlepsza historia zeszłego roku w ogóle. Rzadko ekscytują mnie nowelki, lecz ta rozkochała mnie w sobie od mojej pierwszej styczności z demem. Bardzo dobrze udźwiękowione dialogi, klimatyczna, ręcznie rysowana oprawa wizualna, a przede wszystkim bogactwo ścieżek, którymi można poprowadzić bohatera – całość zrobiła na mnie duże wrażenie.
Twoje zadanie to zabicie księżniczki uwięzionej w chatce w lesie… ale czy na pewno? Czy posłuchasz narratora, który każe ci to zrobić? Czy uwierzysz dziewczynie, która twierdzi, że jest niewinna, i błaga o pomoc? A może postąpisz jeszcze inaczej? Przyjemnie się patrzy, jak świat zmienia się w zależności od poczynań bohatera. Niemal gwarantuję: gdy po dotarciu do napisów końcowych podzielisz się doświadczeniem z innymi graczami, okaże się, że przynajmniej miejscami popchnęliście fabułę w kompletnie różne strony.
Najlepsza hybryda posklejana z niepasujących kończyn: Dave the Diver
PC, NS | przygodowa, roguelite, nurkowanie, sushi | Mintrocket
Nie udało mi się jeszcze skończyć Dave’a, bo to zaskakująco długa i bogata gra, ale wpakowałam w niego prawie 30 godzin i nie żałuję ani jednej. Kto by pomyślał, że w takim stopniu wciągnie mnie hybryda łącząca podwodne ekspedycje z prowadzeniem restauracji z sushi, w dodatku reklamowana jako erpeg, a tego gatunku unikam jak ognia. Ba, na każdym kroku pojawiają się nowe elementy – tu uprawa ryżu albo rozmnażanie ryb, tam wyścigi koników morskich czy sekwencja rodem z powieści wizualnej – niemające prawa do siebie pasować. A jednak!


Wychodzi z tego niezwykle sympatyczna, niespodziewanie dobra przygoda, w której mnie najbardziej urzekły, naturalnie oprócz samych wypraw w głębiny i ładnej pikselowej oprawy, czarujące cutscenki z ulepszania potraw i broni. Chce mi się schodzić pod wodę i łapać te wszystkie meduzy na festiwale oraz mierzyć się z rybami naprawdę dużego kalibru. Tak, pragnę zaimponować wrednemu VIP-owi jedzeniem takim, że spadną mu kapcie. Bez dwóch zdań do Dave the Diver wrócę, zwłaszcza że ostatnio ukazało się DLC dodające do zabawy elementy z klimatycznej przygodówki rybackiej Dredge.
Najlepsza gra, w której bohater może ożenić się z własną matką: Storyteller
PC, NS, And, iOS | logiczna, tworzenie historii | Daniel Benmergui
Choć Storyteller jest jedynie zestawem kilkudziesięciu prostych łamigłówek, Danielowi Benmergui udało się i dać graczowi sporą dozę swobody, i zawrzeć w zadankach niewymuszony humor. Ta króciuteńka gra logiczna polega na tworzeniu opowieści z elementów (bohaterowie, miejsca akcji itp.), które, zestawione ze sobą, wchodzą w rozmaite interakcje. Część z nich jest fabularna i ma na celu ukończenie zadania – np. odzwierciedlenie historii znanej z „Drakuli” albo wariacji na temat „Królewny Śnieżki”, w której lustro pokazuje antagonistkę jako najpiękniejszą na świecie – ale nie wszystkie.

Co się stanie, jeśli dwie wkurzone na siebie postacie postawimy obok klifu, a co jeśli będą to osoby, które się kochają? Jak sprawić, żeby jeden z bohaterów chciał kogoś otruć? Jak doprowadzić do tego, aby królowa wyszła za smoka? Przy takiej liczbie zmiennych interakcje aż proszą się o odkrywanie – i właśnie to pobudzanie ciekawości jest największą zaletą Storytellera.
Najlepsza gra dla muzykalnych ornitologów: Headbangers – Rhythm Royale
PC, PS5, PS4, XSX, XBO, NS | rytmiczna, muzyczna, battle royale | Glee-Cheese Studio
https://www.team17.com/wp-content/uploads/2023/06/Web-Mini-games-2.gif
W końcu pojawiło się battle royale jakby skrojone pode mnie, w którym czuję się faktycznie mocna i kończę zazwyczaj w pierwszej trójce. Headbangers: Rhythm Royale to multiplayerowa gra rytmiczna. W każdej rozgrywce 30 gołębi zmaga się w rozmaitych konkurencjach o miano najlepszego heavymetalowca! Znajdziesz tu i minigry muzyczne, i dyscypliny polegające na zapamiętywaniu wzorów, a wszystko rozgrywa się na przestrzeni czterech rund, na potrzeby których losuje się zróżnicowane konkurencje. W jednej próbujesz szybciej niż twój oponent wystrzelić z rewolweru, gdy usłyszysz konkretny odgłos, w innej identyfikujesz występujące w sekwencji instrumenty, a jeszcze kiedy indziej bierzesz udział w wariacji na temat Guitar Hero.

Twórcy z Glee-Cheese przygotowali takich minigier aż 23! Headbangers: Rhythm Royale jest zabawne, lekkie – co nie oznacza, że nie emocjonuje – i szalenie przyjemne, co wynika po części z przystępnego sterowania, przynajmniej na padzie. A pomiędzy zmaganiami można kupować dla swojego gołębia głupawe stroje. Moim zdaniem to po prostu takie lepsze Fall Guys.
Najlepsza niedokończona gra, za którą ktoś bierze pieniądze: Inkbound
PC | taktyczna, roguelite, wczesny dostęp | Shiny Shoe
Inkbounda odkryłam dopiero w 2024, ale do wczesnego dostępu trafił w maju i zdecydowanie zasługuje na miejsce w zestawieniu. To nowa gra autorów Monster Traina, którzy ponownie stworzyli turowego roguelike’a, tym razem nie karcianego, tylko czysto taktycznego, z dużym naciskiem na personalizację umiejętności i pozycjonowanie postaci. Co więcej, da się bawić w co-opie, choć nie ukrywam, że zazwyczaj wolę grać sama bez obawy, że ktoś skradnie mi oznaczenie czy buffa. Mam wrażenie, że Shiny Shoe mocno inspirowało się Hadesem (podczas tworzenia rozgrywki) oraz League of Legends (przy projektach bohaterów – wystarczy porównać je z Ryze’em czy Orianną), co jednak absolutnie mi nie przeszkadza.

Istnieje w tej wczesnej wersji kilka rzeczy, które bym poprawiła, choćby okropnie brzydka kosmetyka, brak możliwości podglądania intencji znajomych w kooperacji, mało wyraziste obiekty na mapach czy konwencja fabularna. Zakładam jednak, że większość z tych elementów, poza ostatnim, wyleci z produkcji przed pełnoprawną premierą. Tymczasem w ciągu tygodnia zrobiłam w Inkboundzie 30 godzin i zanosi się na kolejne.
Starałam się, żeby powyższa dziesiątka zawierała nie tylko świetne, lecz także zróżnicowane gry – i ewidentnie poległam, biorąc pod uwagę, że połowa to rozmaite „rogaliki”. Jest jednak jeszcze kilka tytułów, które powinny znaleźć się w zestawieniu, ale trafiłyby na listę jako ex aequo. I tak, nie potrafiąc się zdecydować, czy to Darkest Dungeon 2, czy Oxenfree 2: Lost Signals powinno zwyciężyć w kategorii najlepszego sequela, postanowiłam przemyśleć to sobie jeszcze i nie przyznawać tej nagrody żadnemu z nich. Podobnie w kategorii okultystycznej statuetka mogłaby trafić do The Cosmic Wheel Sisterhood, Dredge’a i Book of Hours. Gry wymienione w tym akapicie wcale nie są gorsze od tych, które postanowiłam przybliżyć w rankingu, więc standardowo sugeruję sprawdzić je wszystkie i wyrobić sobie własną opinię. Przyjemności!
Czytaj dalej
26 odpowiedzi do “Najlepsze gry indie 2023 roku, czyli Dziwne Nagrody Dziewiątki”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Jak nie lubię musicali, tak Stray Gods mi się bardzo spodobało. Utwory są świetne i bardzo dobrze wykonane.
Chants of Sennaar mi się podoba z powodu pomysłu na grę.
Ogólnie wszystkie gry z tego zestawienia są super. Choć nie we wszystkie bym grał.
A powinieneś!
Sporo ciekawych tytułów. Zwłaszcza Slay the Princess, Dave the Diver, Chants of Sennaar i Stray Gods
Wszystkie z nich ograne?
Imo to nie jest polegnięcie że lista zawiera głównie rogale, wszak to jeden z najpopularniejszych gatunków indie. Fajna lista
Na pewno jeden z najpopularniejszych na moim dysku. 😉 Dzięki.
Nagroda za najlepiej dobrane kategorie : 9kier 😀
Przyjmuję tę statuetkę!
Zdecydowanie się zgadzam ze Storytellerem, Dave the Diver i przede wszystkim największą perełką czyli Chants of Sennaar, które właśnie skończyłem ogrywać. Od siebie dodałbym jeszcze Amandę the Adventurer, czyli logiczny horror o Amandzie, która jest jak Dora Zwiedzająca Świat, tylko złoszczącą się na widza gdy źle odpowiada na jej pytania :D. Drugą grą jest Cocoon, czyli gra od twórców Limbo polegająca na rozwiązywaniu zagadek z kulą, gdzie każda taka kula to osobny świat do którego możemy się przenieść.
Amanda faktycznie jest bardzo klimatyczna, choć nie w mojej pierwszej dziesiątce (swoją drogą, może edytujesz komentarz o Amandzie, żeby było bez spoilerów?); Cocoon w porządku zaprojektowany, ale dla mnie zdecydowanie zbyt zwyczajny, żeby się załapać do jakichkolwiek nagród.
Sorki, to o Amandzie to miał być raczej taki śmieszek 😛 Wydało mi się to oczywiste, ale spoko, zmieniłem 😉
Dziękuję pięknie. 🌼
Dave the Diver To nie jest indyk 😜
W mojej wersji tytuł brzmiał inaczej, ale ktoś z redakcji się uparł. 😉
Czy na pewno nie jest? Bo jak inaczej nazwać nazwać mniejsze projekty finansowane zewnętrznie albo w ramach większej firmy. Team17, Annapurna i Devolver to już także spore firmy, które biorą pod swoje skrzydła.
Nie warto też zapominać o kulturowej definicji indyka, która sprawia, że trudno takowym nazywać niezależnego na papierze trzeciego Baldura, a już nie trudno uwierzyć twórcom takiego Hellblade, że to „niezależna gra AAA”.
Zbyt zniuansowane jest znaczenie indyka, by ograniczać do budżetowych skrajności. Są indyki mniejsze i większe, za którymi stoi taka albo owaka struktura. Ale trudno o jednoznaczne wykluczenie danej z gry takiego grona.
Oczywiście, że nie jest indykiem i to bez sprzecznie – jest kolosalna różnica, pomiędzy tym, że gigant tworzy swoją odnogę, żeby stworzyć sobie grę pixelart (bo Mintrocket jest firmą od podstaw stworzoną przez Nexon), a małym studiem, które ma już pomysł, podstawy, koncept i szuka finansowania (w tym wypadku może być i wydawcy w postaci Team17, Annapurna i Devolver, które niejako się specjalizują można powiedzieć obecnie w „wspieraniu” tych małych twórców).
W pierwszym wypadku właścicielem Mintrocket jest Nexon, w drugim właścicielami pomniejszych studiów nie są wydawcy (Team17, Annapurna, Devolver czy inni). Przecież jak Ubisoft tworzy swoje odnogi Ubisoft Montpellier, Ubisoft Montreal czy Ubisfor Quebec to nie nazywamy ich twórcami indie – a tak to trochę w przypadki Mintrocket podobnie wygląda. 😉
Oczywiście kwestią sporną może być również czy w przypadku tych drugich, można jeszcze powiedzieć o „grze niezależnej” jeśli ma się bat wydawcy nad sobą?
Niemniej my się powinniśmy cieszyć, że są takie studia Team17, Annapurna czy Devolver, bo gdyby nie wspierały swoją kasą tych malutkich to może byśmy niektórych gier nie zobaczyli wcale albo o wieeeeele później! 🙂
Ja też raczej przychylam się do tego, że nie pasuje do kategorii indie. Z drugiej strony większość gier w tym zestawieniu to produkcje niezależne i ten tytuł jest w tym wypadku swego rodzaju uproszczeniem, obejmującym większość opublikowanej treści. Rozumiem oba podejścia, choć sama nie bez powodu i trochę clickbaitowo zatytułowałam artykuł 'DND, czyli Dziwaczne Nagrody Dziewiątki’. Także dlatego, że słusznie przeczuwałam, jak czytelnicy mogą zareagować na połączenie indie i Dave’a w jednym artykule. Natomiast istnienie Dave’a w tym tekście zostało przegadane przed rozpoczęciem pisania i to nie tak, że redakcja się zagapiła, po prostu podjęła taką, a nie inną decyzję. Czy słuszną, nie mnie oceniać. Wiem natomiast, że gdyby nie ona, nie byłoby tak fajnej, merytorycznej dyskusji. 💖
Wewnętrzna cebula broni mnie przed zakupem Slay the Princess, bo od lat kupuję gry tylko na istotnych przecenach. Oczekiwanie boli.
Absolutnie warto, visual nowelki to totalnie nie moja bajka, ale to zdecydowanie najlepsza historia zeszłego roku 🙂
Szkoda, że już po zimowej wyprzedaży, bo by się przydała. 😎
Poza gołębiami to wszystkie gry zdecydowanie mam na już ograne, na dysku albo czekają na promocję, bo same perełki.
Zgadzam się, że Slay the Princess to najlepsza historia zeszłego roku 🙂
Pewnie poszliśmy w kompletnie różne strony. 😎
Dzięki! Slay do sprawdzenia, Dave już dawno na wishliście😀
Piona!
Dla mnie 2023 to jeżeli chodzi o indyki…rok Steam Decka. Do tej pory nie miałem zbytnio ochoty poświęcać się tego typu grom, na Xboxie w domu i tak mam niezbyt dużo czasu by grać bo i do tego konsola jest w salonie podpięta więc nie zawsze mogę domownikom zająć TV. Tymczasem Steam Deck rozwiązał problem grania w indyki bo odpalić go choćby na pół godziny przed spaniem mogę zawsze, albo jak znajdę tą chwilę na granie w ciągu dnia. Na Xboxie po prostu szkoda mi było tego czasu. Steam Deck niejako otworzył ten indyczy świat przede mną i dał radość z grania jak dawno nic innego. Trochę to offtop ale po prostu jestem tym sprzętem zachwycony. I jakby tego było mało, w tegoroczne indyki nie grałem. Jak na razie najwięcej czasu pochłania Hades a na dysku czeka też Hidden Deep, Carrion. A no i do szybkich rundek Vampire Survivors 😁
Jak Ci zacznie brakować pomysłów, to miej tę listę pod ręką. 😎 Fajnie, że odkrywasz indyczki, Hades jest przekozacki, ale pamiętaj: There is no escape. 💖