Rozdałem 5 mln zł na polskie gry. Rząd Tuska powinien poważnie przemyśleć Program Wsparcia Gier Wideo

Rozdałem 5 mln zł na polskie gry. Rząd Tuska powinien poważnie przemyśleć Program Wsparcia Gier Wideo
Za państwowe złotówki powstaną grywalne adaptacje książek Jacka Dukaja i Brunona Schulza oraz Znachor: Przeklęte Dziecko, Tkaczka Świata i Śląskie Legendy. Wyniki Programu Wsparcia Gier Wideo budzą kontrowersje… i słusznie!

Trzy lata temu rząd Mateusza Morawieckiego powołał do życia Centrum Rozwoju Przemysłów Kreatywnych. Inaugurując jego pracę, wicepremier Piotr Gliński obiecywał „promocję i wsparcie dla szeroko pojętej kultury cyfrowej”, a że nie były to słowa rzucone na wiatr, zaświadczaliśmy w obszernym tekście „Polski gamedev: Tak dłużej być nie może!”. Zacytuję zresztą:

„W ciągu raptem roku CRPK zasłynęło jako gospodarz meet-upów (nieformalnych spotkań branży) i udanych game jamów (jeden poświęcono Ukrainie, drugi – postaci Mikołaja Kopernika). Centrum opłaciło też bilety lotnicze, dzięki którym młodzi twórcy wzięli udział w Game Developers Conference w San Francisco czy targach PAX East w Bostonie. Jego program Start w gamedevie należy zaś pochwalić za dotarcie z ekspercką wiedzą do młodzieży z wcale nieoczywistych ośrodków (m.in. Częstochowy czy Kłobucka)”.

Problem z grą „kulturową”

Najistotniejszą z inicjatyw CRPK jest jednak obchodzący trzecią rocznicę Program Wsparcia Gier Wideo, w ramach którego nasze studia mogą ubiegać się o skromną (20-400 tys. zł) dotację na wyprodukowanie prototypów „kulturowych gier wideo”.

Kulturowych, czyli właściwie jakich? Jak podpowiada regulamin:

„Inspiracją dla kulturowej gry wideo (…) mogą być obszary związane z szeroko rozumianą kulturą, jak choćby literatura, muzyka, teatr, rzeźba, ilustracja, dziedzictwo niematerialne, architektura, filozofia, różnorodne techniki artystyczne, taniec, komiks, film, wzornictwo, krajobraz, moda, malarstwo, prasa, radio, telewizja, fotografia, reklama, instrumentologia, muzealnictwo, technika, nauka itd. Aplikujący o wsparcie w ramach Programu twórcy gier wideo mogą i powinni eksperymentować, czerpać z dorobku polskiej kultury oraz współpracować z przedstawicielami innych branż i sektorów”.

Tkwi w takim opisie pułapka: co prawda CRPK uznaje gry wideo za formę artystycznego wyrazu, ale – sugeruje – mimo wszystko gamedev powinien podeprzeć się nawiązaniami do dzieł konserwatywnych twórców i twórczyń. Wpadło w nią wielu ze 180 wnioskodawców, których propozycje ocenialiśmy w ramach branżowego „zespołu sterującego”.

https://www.youtube.com/watch?v=Q0Iu4-flYyg

Skłodowska też była developerką!

Wydawać by się mogło, że ubiegając się o państwowe dofinansowanie, studio powinno wytłumaczyć, w jakim gatunku i konwencji tworzy, z jakiej perspektywy planuje zaprezentować akcję i na czym mają polegać kluczowe mechaniki… Wiele firm uznało jednak konieczność wyłożenia swojej wizji za drugorzędną względem gorliwego zadeklarowania patriotyzmu oraz obietnic nawiązań do Wielkiej Polskiej Historii. Już w ubiegłym roku dworowałem sobie z takiego podejścia na łamach OKO.press:

Próbując pozyskać przychylność naszej komisji, autorzy kultury cyfrowej chwytali się rękawów guślarza z »Dziadów«, połów surduta Kościuszki, a nawet – wstyd przyznać – obroży Reksia! Jeśli wierzyć ich deklaracjom, na Zachód powinniśmy eksportować Słowian. Leopold Tyrmand może zyskać na świecie status Taylor Swift, zaś Jan Paweł II to wymarzony protagonista grywalnego blockbustera. Amerykanie chcieliby ponoć zatańczyć poloneza, Niemcy marzą o zwiedzaniu Śląska, powieści Sienkiewicza z łatwością dotrą do współczesnych Francuzów”.

Od tego czasu niewiele się jednak zmieniło. Pozwolę sobie zresztą sparafrazować fragment jednego z wniosków rodem z tegorocznej edycji:

„Planowane Postacie i Poziomy:

Tadeusz Kościuszko, Józef Piłsudski, Witold Pilecki, Stanisław Lem, Olga Tokarczuk, Kazimierz Pułaski, św. Jadwiga Andegaweńska, Irena Sendlerowa”.

Pomijam już fakt, że „poziomy” to w branżowym socjolekcie lokacje, a choć św. Jadwiga patronuje kilku kościołom, Pułaski ma własne ulice, a fundacja Tokarczuk organizuje festiwal, żadne z nich nie jest przecież miejscem! Kompletnie nie potrafię natomiast zrozumieć, dlaczego wiedząc, że w oceniającym zgłoszenia gremium zasiadają…

– niżej podpisany
Paweł Homenko (znany w branży developer i twórca assetów, właściciel Indago)
Michał Król (dziennikarz znany z łamów Graczpospolitej, PolskiGamedev.pl i Radia Szczecin)
dr Piotr Kubiński (prezes studia Goat Gamez, specjalizujący się w grach wideo naukowiec Uniwersytetu Warszawskiego) 
dr Paweł Schreiber (badacz Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, współscenarzysta polskich gier, współpracownik Pixela i Dwutygodnika, organizator festiwali Games for Impact oraz Digital Cultures)
Ewa Maria Szczepanowska (prezeska fundacji Kultura Interaktywna, była prorektorka Warszawskiej Szkoły Filmowej, organizatorka game jamów)
dr hab. Rafał Szrajber (związany z ASP Łódź i Politechniką Łódzką twórca konkursu Zespołowego Tworzenia Gier Komputerowych)
Roger Żochowski (redaktor naczelny PSX Extreme i PPE.pl)

…a więc przedstawiciele gamedevu, specjalizujący się w medium naukowcy oraz dziennikarze branżowi, studio rozpisuje wniosek nie na angażującą grę wideo z narodowym komponentem, lecz na grywalną propagandę! I dlaczego o gameplayu dziełka (in spe) nierzadko w ogóle ono w takim dokumencie nie wspomina!

Nie lubię kąsać ręki, która mnie karmi, ale winne problemowi jest poniekąd samo CRPK – konstrukcja formularza zgłoszeniowego stwarza bowiem pole do nadużyć i niedopowiedzeń. Wnioskodawca nie jest zobligowany do napisania o planowanym kształcie rozgrywki, musi on natomiast wyłożyć „wartość społeczną projektu” oraz wytłumaczyć „stopień (jego) zgodności z celami strategicznymi (programu)”.

Polska w dużych dawkach

W tym roku na liście 20 pozytywnie rozpatrzonych wniosków znalazły się m.in. Śląskie Legendy – Skarbek i Strażnicy Podziemi (nowa gra The Farm 51, artystów odpowiedzialnych za dylogię Chernobylite), VR-owy tytuł studia Phobia Game (autorzy Carriona) i survival horror Winter Dawn przygotowywany przez IMGN.PRO (twórcy Kholata). A ponadto nowa produkcja Critical Hit Games (znanego z cyberpunkowej przygodówki Nobody Wants to Die), interaktywna adaptacja „Sanatorium pod Klepsydrą” Brunona Schulza oraz potencjalny debiut Dukaj Games, kolejnej ze spółek Jacka Dukaja.

Solista Dominik Sujka planuje zrealizować survival Znachor: Przeklęte Dziecko, który „połączy polską kulturę XIX wieku z surrealistycznym światem grozy”, z kolei Smile Studios pracuje nad Cellars, czyli „detektywistycznym thrillerem osadzonym w Polsce alternatywnej rzeczywistości”. Szerzej nieznany zespół Laki pichci natomiast rzecz „inspirowaną śląskim industrializmem w estetyce PRL”.

Prawdopodobnie dostrzegacie już w tym zestawieniu narodowe skrzywienie, jak jednak uwrażliwiam w internetowej Polityce, na liście negatywnie zaopiniowanych wniosków czai się znacznie więcej propozycji może i ryzykownych sprzedażowo, ale za to gorliwie patriotycznych.

Gier o zacięciu patriotycznym trochę już na przestrzeni lat wydano.

„Moszczą się na niej prototypy „kryminalnej opowieści o morderstwie ks. Jerzego Popiełuszki”, zręcznościowego „Polskiego Tańca Narodowego VR”, przygodówki „PRL Life”, a także produkcji o zarządzaniu sklepem w Polsce Ludowej. A do tego symulator znachora i symulator średniowiecznego polskiego szlachcica „Piast Legacy”, karcianka „Twardowski: Dusza Na Kartach Historii”, adaptacja legendy o królu Popielu, „Noc Kupały”, „Ogień Swaroga”, „Trygław” i „Husarian”. Na deser: „Copernicus Astronomy Center” oraz kilkanaście strategii osadzonych w słowiańskich realiach”.

Sęk w tym, że wpisanie lokalnego doświadczenia w globalnie zrozumiałe kody kulturowe nie może się odbywać metodą: ja z Synowcem na czele i jakoś to będzie! Polska nie dysponuje soft power Stanów Zjednoczonych, a czołobitnymi adaptacjami i nużącymi wycieczkami w przeszłość bynajmniej świata nie zawojuje!

Taka konserwatywna optyka na kulturę to w jakiejś mierze scheda po PiS (które premiowało projekty bogoojczyźniane i/lub historyczne). Nade wszystko jednak dowód na niedojrzałość branży, która – o ironio! – wpada w te same sidła, z jakich od lat próbuje się wydostać! Kolejni ministrowie kultury, szefowie instytucji i urzędnicy traktują gry wideo jako medium poślednie względem literatury, muzyki czy filmu (a już najlepiej: narodowych klasyków działających w obrębie tychże). Branża niby oponuje, ale – gdy w grę wchodzą publiczne pieniądze – sama podporządkowuje się takiemu archaicznemu myśleniu.

Bardzo chciałbym zobaczyć w kolejnych edycjach programu projekty, których twórcy potraktują narodowe imaginarium jako punkt wyjścia, a nie stację końcową swoich artystycznych dociekań. Krajowe gry, które przedstawią nasze narracje w sposób na tyle pomysłowy i subtelny, by nie podkopywać swoich szans na globalną sprzedaż już na wstępnym etapie. Zwłaszcza że, życzliwie przypomnę raport „The Game Industry of Poland”, polskie produkcje w 97% sprzedają się poza Polską! Oparcie ich scenariuszy na twórczości Adama Mickiewicza naprawdę nie będzie magnesem dla Amerykanina, Chińczyka i Brytyjczyka (mam zresztą wątpliwości, czy będzie takowym dla Polaka, przyzwyczajonego do adaptacji stawiających na nachalny dydaktyzm).

Dobrym punktem odniesienia niech będzie „1920+” – seria prac malarza Jakuba Różalskiego, słynącego z umieszczania na pejzażach XX-wiecznej Europy Środkowo-Wschodniej… mechów. Choć jego płótna mogą wydawać się z daleka obrazami Józefa Chełmońskiego albo Wojciecha Kossaka, w istocie artysta bawi się z klasyczną konwencją, dyskutuje z pracami tuzów i wykorzystuje je, by zbudować na ich kanwie nową jakość.

Uważam za symptomatyczne, że choć estetyka Różalskiego zawojowała popkulturę, wcale nie stało się to dzięki Polakom! Amerykanin Jamey Stegmaier zaprojektował i wydał bestsellerową grę planszową Scythe, ilustrując ją pracami artysty, z kolei niemieckie studio King Art Games osadziło w uniwersum 1920+ swoją strategię Iron Harvest

Gradaptacje książek znanych polskich pisarzy to już także norma.

Prototypy i niepełnogrywalność

W ramach Programu wspierane są „prototypy”, a więc (za regulaminem):

„Graficzne prezentacje całej gry lub jej wybranych funkcjonalności; zadaniem prototypu jest pokazanie, co pojawi się na ekranie urządzenia w trakcie użytkowania gry lub realizacji określonego zadania w grze”.

„Faza poprototypowa” to zaś (ibidem):

„Etap, który następuje po stworzeniu prototypu gry. Na tym etapie twórcy mają już podstawowe zrozumienie, jak gra będzie wyglądać i działać, oraz czy podstawowa mechanika jest interesująca i grywalna. Jest kluczowym etapem w procesie tworzenia gry, gdzie projekt przechodzi od wczesnej koncepcji do bardziej konkretnych i rozwiniętych form, przygotowując grunt pod pełną produkcję – przy czym nie dotyczy to produkcji DLC do gotowych gier”.

Część przedłożonych nam wniosków wydawała się znakomita… nieszczęśliwie: ich twórcy sami ochoczo dostarczali dowodów, że „prototypem” od dawna dysponują, a dotacja ma sfinansować jego dalszy rozwój!

Tegoroczna edycja Programu dopuszczała także wsparcie „fazy poprototypowej”, acz w raptem dwóch przypadkach: gdy twórcy chcą zlokalizować tytuł na dodatkowe języki albo dostosować go do potrzeb osób z niepełnosprawnościami. Doceniam troskę o accessibility (o wadze którego pisaliśmy w dużym tekście „Nie trzeba wiele, a nawet wystosowaliśmy w związku z nim „List otwarty do polskich developerów”)…

…natomiast pomysł CRPK jest po prostu chybiony!

O dostępności gier pod kątem osób z niepełnosprawnościami należy myśleć już na etapie projektowania, nie zaś wykończeń (dlaczego – podpowiadam w Dwutygodniku). Bynajmniej nie dziwi mnie, że z takiej „furtki” skorzystały jedynie dwa ze 180 zespołów i że ostatecznie żaden z nich nie otrzymał dofinansowania.

Czy warto i na poletku growym powtarzać pewien „bogojczyźniany” trend?

Innego końca świata nie będzie

Zwracam również uwagę, że w „komitecie sterującym” zasiada osiem osób związanych z branżą (60% oceny) oraz kilkoro przedstawicieli CRPK (40% oceny). Oczywiście, że nasze werdykty mogą budzić kontrowersje (zwłaszcza że nikt postronny nie ma przecież wglądu w projekty, komentujący opierają się na – niekiedy bardzo ogólnikowych – tytułach wniosków)… Każda z propozycji przeszła jednak bardzo gruntowną ocenę.

Zapewniam, że dwadzieścia dofinansowanych prototypów to pomysły ciekawe, ich autorzy gruntownie wyłożyli nam swoje koncepcje związane z rozgrywką i oprawą, udowodnili znawstwo w poruszaniu się po nurtach i konwencjach, trzeźwo wypunktowali potencjalne ryzyka produkcyjne, wyłożyli background swoich zespołów oraz przedłożyli realne plany produkcyjne. Nikt nie otrzymał pieniędzy, gardłując o tym, że Józef Piłsudski wielkim Polakiem był.

31 odpowiedzi do “Rozdałem 5 mln zł na polskie gry. Rząd Tuska powinien poważnie przemyśleć Program Wsparcia Gier Wideo”

  1. Żadnego wsparcia nie powinno być, niech robią takie gry co się komercyjnie sprzedadzą, a nie łapska po pieniądze biedniejszych ludzi od nich, co niedojadają i podatki od minimalnej płacą.
    ZERO dotacji, co najwyżej niżej oprocentowane kredyty pod zastaw nieruchomości po dostarczeniu biznes planu.

    Wymiotować mi się chce pasożytami, co zerują na Polsce i cynicznie wymyślają niekomercyjne głupoty, byle wyssać kase.
    Politycy nie mają swoich pieniedzy więc nie powinni ich rozdawać, a już napewno prywatnym firmom, te niech zarobią na siebie albo bankrutują!

    • Sprowadzanie każdego obszaru życia do zarabiania pieniędzy jest właśnie tym światopoglądem, dzięki któremu mamy sytuację, jaką mamy – gigantycznego rozwarstwienia ekonomicznego i pauperyzacji coraz szerszych mas społeczeństwa. Sztuka oddana prawom rynkowym przestaje być sztuką, staje się płaskim wytwarzaniem produktu skierowanym do najszerszego grona odbiorców, które to ponoć są coraz mniej lubiane i akceptowane przez graczy. Jest na to miejsce, oczywiście, ale m. in. dzięki takim funduszom jak ten możliwe jest eksperymentowanie i podtrzymanie ducha sztuki nawet w tak skomercjalizowanej branży jak gry komputerowe i bardzo dobrze, że twórcy mogą z tego skorzystać. I ciesze się, że również moje pieniądze idą na takie cele.

    • Ale dobre gry komputerowe nie muszą mieć wielkiego budżetu z dotacji. Mała celna gra potrafi być lepsza niż niejedna droga

    • @Quetz Branża gier wideo to przede wszystkim biznes i nie widzę powodu by podatnik miał dopłacać do cudzego interesu.

    • @Fake
      Tym bardziej mali twórcy powinni mieć dostęp do takich środków. Już mają zresztą, z UE. Im więcej opcji, tym większy rozwój zobaczymy.

      @Arturdzie
      I przede wszystkim z prywatnych środków się utrzymuje. Ale podobnie jak dla kina, takie programy są wsparciem dla każdego i pozwalają też mniejszym twórcom zrealizować ich projekty. To nie dopłacanie do cudzego biznesu, tylko swojego rodzaju mecenat, z którego wszyscy korzystamy.

    • Nie ma powodu by dotować twórców tylko dlatego że są mali. Od dekad, dostawaliśmy masę świetnych gier indie, które nie potrzebowały dotacji i dziś nic się nie zmieniło. Utrzymuje z prywatnych środków, ale to państwo dało mu pieniądze na start i powinien je zwrócić. Tak w ogóle, obecnie mamy przesyt gier i czy potrzebujemy kolejnych indie gierek, bo ktoś chcę się bawić w gamedev?

    • Ty też oddałeś pieniądze za szkołę podstawową, liceum/technikum? Bo to pieniądze jakie państwo wyłożyło na twój start, więc powinieneś to zrobić, przynajmniej wg twojego rozumowania.

      A tak serio, pieniądze publiczne zawsze szły również na dotowanie sztuki, nic w tym zdrożnego i dziwnego, wręcz przeciwnie. Wszyscy na tym korzystamy, gdy kultura ma przestrzeń się rozwijać.

      Poza tym będę challengował argument, że mamy „za dużo gierek indie” – jest jakiś limit? Czy mówisz że za dużo mamy np. książek, albo filmów? Jak można stwierdzić, że dzieł kultury jest za dużo? Pomyśl o tym może w ten sposób.

    • Porównujesz publiczną edukację to prywatnego biznesu?

      Gamedev to przede wszystkim biznes, a nie sztuka.

      Można stwierdzić tym, że mamy obecnie w gamedevie zwolnienia.

    • Patrz wyżej, już na to odpowiedziałem.

    • „Gamedev to przede wszystkim biznes, a nie sztuka”
      To w takiej sytuacji proszę nie narzekać na mikrotransakcje, gacha, metody uzależniania graczy, drogie gry, drogie konsole, edycje deluxe z dostępem wcześniej, wykorzystanie AI. Jak biznes to biznes, jak się zarabia to nie ma znaczenia jakimi metodami, prawda?

    • AmberMozart 1 maja 2025 o 18:41

      @arturdzie czyli klasyk – skoro dotyczy Ciebie to zupełnie inna sytuacja 🙂 Przypomina mi to postulaty pewnej partii na zasadzie „my dostaliśmy za darmo i teraz zróbmy by inni musieli za to płacić”

    • @Warunek Nie narzekam na te rzeczy które wymieniłeś, bo jak pisałem, gry to biznes. Jak te metody ci nie odpowiadają, to nie kupuj.

    • @AmberMozart Możesz jaśniej?

    • @mistrzupl2 pełna zgoda. Jeżeli chcą wspierać małych twórców to można zastosować inne metody niż rozdawanie kasy. Może zwolnienie z podatku dla nowej firmy z zysków za ich pierwszy tytuł? Cokolwiek tylko nie rozdawanie nieswoich pieniedzy. W kraju jest tyle ważniejszych spraw i wydatków niż sztuka. Ostatnio miałem nieprzyjemność obcować ze służbą zdrowia, porażka. To jak wyglądają drogi np. w stolicy tak samo porażka. Fajnie by było dotować artystów by tworzyli wielkie dzieła, ale to nie ten czas i miejsce.

    • Wsparcie kultury po prostu się Polsce opłaca, również kultury gier wideo. Polskie gamedev to kilkanaście tys. miejsc pracy, kilka mld zł przychodu rocznie, ogromne wpływy do budżetu z podatków, możliwość budowy soft power i instrument dyplomacji kulturalnej.

      Nasza branża długo radziła sobie bez państwowego wsparcia. Gdy jednak piszę te słowa, globalny gamedev przechodzi największy kryzys od 1983 r. (tzw. Atari Shock), na który nasi sąsiedzi odpowiadają wsparciem swoich firm (przypomnę, że Niemcy wpompowują w produkcję krajowych gier 70 mln euro ROCZNIE).

      Trochę przypadkiem zyskaliśmy dzięki naszym grom wideo wpływ na światową popkulturę, który odpowiedzialnie myślące państwo powinno wykorzystywać i stymulować. Głupio byłoby stracić pozycję europejskiego lidera branży, którą (jeszcze) mamy.

    • Znowu powielać ten sam bełkot. Gry wideo to przede wszystkim biznes, a nie kultura. Miejsca pracy i wpływy do budżetu przynosi wiele branż i gamedev nie ma monopolu. Soft power to mit, bo większość polskich gier odwołuje się do zachodniej i azjatyckiej kultury.

      Mamy kryzys, bo rynek jest przesycony i mamy spadek koniunktury, dotacje niczym w tym nie pomogą.

      Poza Wiedźminem nie mamy żadnego wpływu na popkulturę.

    • „Miejsca pracy i wpływy do budżetu przynosi wiele branż i gamedev nie ma monopolu.”
      Czy ty myślisz, że gamedev to jedyna branża, która ma wsparcie państwa?

      „Soft power to mit, bo większość polskich gier odwołuje się do zachodniej i azjatyckiej kultury.”
      I? Nadal są polskimi grami, a ludzie z Polski i nie tylko przy nich pracują. Jesteśmy od dłuższego czasu największym graczem na tej arenie przynajmniej w naszej części Europy, jeśli nie w całej. Czwarte miejsce na świecie w eksprocie, z tego co czytam.

      „Mamy kryzys, bo rynek jest przesycony i mamy spadek koniunktury, dotacje niczym w tym nie pomogą.”
      Wiadomo, pozwolenie rynkowi upaść jest najlepszą drogą do jego naprawy. Pomijając już fakt, że polska branża raczej ku upadkowi się nie chyli, więc dotacje są wartością dodaną, a nie plastrem na odciętą nogę.

      „Poza Wiedźminem nie mamy żadnego wpływu na popkulturę.”
      Po takim komentarzu widać, kto interesuje się tematem. Nie żeby polskie studia nie stworzyły na tony fenomenalnych gier, które są uznane na całym świecie, zarówno w segmencie indie, jaki i AAA (Red, 11 Bit, CI, Techland, Bloober, ostatnio nawet Teyon).

    • @QUETZ Nie ma dalej powodu, by dotować gamedev.

      Nadal są polskimi grami, ale wpływ na soft power jest znikomy.

      Skoro nie chyli się ku upadkowi, tym bardziej te dotacje są zbędne. Rynek growy sam się reguluje.

      To że tworzymy „fenomenalnie” gry nie znaczy, że mają wpływ na popkulturę.

    • „Nie ma dalej powodu, by dotować gamedev.”
      Oczywiście, że jest, Papkin dokładnie to opisał. Przy okazji, nie odpowiedziałeś na pytanie, więc zakładam, że uważasz, że gry wideo to jedyna branża, której dotyczy w jakimś stopniu wsparcie z funduszy budżetowych. Ciekawy pogląd.

      „Nadal są polskimi grami, ale wpływ na soft power jest znikomy.”
      Bazujesz ten pogląd na…?

      „Rynek growy sam się reguluje.”
      Takie zjawisko nie istnieje, każdy istniejący rynek jest w jakimś stopniu kontrolowany, a im mniej, tym bardziej chaotyczny i niepewny się staje – vide jazda w USA, zwłaszcza po wjechaniu na stanowiska Trumpa i prezydenta Muska z jego podhujaszczymi.

      „To że tworzymy „fenomenalnie” gry nie znaczy, że mają wpływ na popkulturę.”
      Nie z automatu, ale nasze mają, widzisz to choćby po rozmiarach branży, wynikach sprzedaży i odpowiedzi na nie z innych stron świata.

    • Nie opisał, tylko powiela mity o soft power i jak to nasza branża jest rzekomo wyjątkowa.

      Policz ile przez ostatnie lata wyszło polskich gier i ile z nich nawiązuje do polskiej kultury i historii.

      Niby jak branża growa jest regulowana przez państwo?

      Niby jak rozmiar polskiego gamedevu, wpływa na popkulturę?

    • „powiela mity o soft power i jak to nasza branża jest rzekomo wyjątkowa.”
      Liczby pokazują, że jest czwarta na świecie, chcesz z tym dyskutować?

      „i ile z nich nawiązuje do polskiej kultury i historii.”
      A co to ma do rzeczy?

      „Niby jak branża growa jest regulowana przez państwo?”
      Chociażby programami jak opisany powyżej.

      „Niby jak rozmiar polskiego gamedevu, wpływa na popkulturę?”
      Choćby tak, że pomagasz tworzyć wielotysięczną rzeszę profesjonalistów z dziedziny, którzy stanowią podstawę tej branży i jej sukcesu, a którzy zatrudniani są w ogromnej liczbie firm nie tylko w Polsce, ale i na świecie i ich doświadczenie wpływa na wygląd kolejnych gier?

      Czy jak odpowiedziałem na twoje (dziwnie podstawowe) pytania, może zechcesz odpowiedzieć na moje?

    • Źródło?

      Argumentem Papkina jest rzekome „soft power”.

      Program którego wcześniej nie było i nadal nie jest potrzebny.

      To ma wpływ na branże, a nie popkulturę.

      Przeciec odpowiedziałem.

    • „Źródło?”
      Tak, przydałoby się jakoś uzasadnić swoje zdanie, patrz moje posty, polecam.

      „Argumentem Papkina jest rzekome „soft power”.”
      Jednym z argumentów, na żaden z których nie masz innej retorty niż „nie bo nie”.

      „To ma wpływ na branże, a nie popkulturę.”
      Już kilkukrotnie w twoich wypowiedziach widać było brak nawet nie znajomości, co nawet zainteresowania tematem, i widzę że w tej kwestii za wiele się nie zmienia. No cóż, zostaje się cieszyć, że póki co o takich sprawach nie decydują osoby o twoich pogladach i nadzieja w tym, że widowisko, jakie prezentuje nam od paru miesięcy USA skutecznie te opcję zablokuje w przyszłości – wizja kraju olewającego jakąkolwiek kulturę jest wizją bardzo depresyjną.

      „Przeciec odpowiedziałem”
      Nie odpowiedziałeś na… 4 pytania, które zadałem – powtarzasz tylko w kółko ten sam slogan bez pokrycia.

    • Przecież gry od dekad powstawały bez dotacji. Państwo nie jest tu potrzebne.

      Papkin poza „soft power” i straszeniem „innowacjami” z Niemiec, nie ma innych argumentów w obronie dotacji.

    • Nadal to samo? Welp, trudno, nikt nie powie, że nie próbowałem.

  2. Tak tylko przypomnę, że Olga (Arys)Tokarczuk otrzymała od rządu 17 mln na tworzenie gry.
    Swoją drogą jestem przekonany, że wszystkie te gry okażą się miałką rozrywką przepisywaną co najwyżej jako lektury, lub syfem do wyłudzania kasy podatnika o jakości Inkwizytora.

    • Drogi, pozwolę sobie odpisać Ci w osobnym komentarzu (bo nie jesteś bynajmniej jedyną osobą, która takie wątpliwości podnosi).

  3. Super tekst, interesujące jakie projekty z tych dotacji zobaczymy. Niestety opisany problem „motywów polskich w regulaminach” i zawieranie w nich „misji społecznej” jest szerszy i dotyczy też dotacji filmowych i PISFu. Stąd też, poniekąd, tyle polskich filmów, które po prostu zamiast dobrze opowiadać daną historię nagle wciskają tam np. chorobę albo jakiś Inny Problem Społeczny. I robi się z tego coś nieznośnego. Przestrzeni na zabawę filmem, na inne gatunki mało. No i widać to podejście twórców w tym co Pan opisuje – czy Poziom Olgi Tokarczuk to byłoby platformowe skakanie po jej nagrodach, powieściach, unikając latających komentarzy krytycznych ? Nie dowiemy sie

    • Tak tylko dopowiem – bo ustawicznie wraca w tej dyskusji Sundog i Ibru (a więc gra na podstawie książki Olgi Tokarczuk) – że nieco nieuczciwym jest porównywanie Programu Wsparcia Gier Wideo do FENG (Funduszy Europejskich dla Nowoczesnej Gospodarki), z których wsparto Ibru)… a po prawdzie: do większości krajowych inicjatyw dotacyjnych.

      Dlaczego? Pozwolę sobie wyjaśnić w osobnym komentarzu, gdyż – jak wspomniałem – wątek ten powraca i tu, i na socialkach.

  4. Drogie i drodzy, ponieważ w dyskusji powraca wątek „17 mln zł na grę Olgi Tokarczuk”, chciałbym wyjaśnić pewną fundamentalną kwestię.

    Dotychczas rządzący patrzyli na gamedev jako branżę technologiczną, poniekąd: część IT. W efekcie studia mogły ubiegać się o pieniądze nie na prototypy czy wsparcie produkcji gry, lecz na prace badawczo-rozwojowe nad (rzekomo) przydatnymi do produkcji gier technologiami.

    Sundog nie zainkasował 17 mln zł na Ibru, przygodówkę na kanwie „Anny In w grobowcach świata” Tokarczuk. Otrzymał natomiast pieniądze na:

    „Technologię do tworzenia nieliniowych gier RPG w silniku Unreal Engine 5, umożliwiających tworzenie spójnych psychologicznie postaci, których decyzje będą odzwierciedlały ich implikowaną psychikę, w oparciu o badania z zakresu groznawstwa, psychologii oraz technologii AI (LLM)”.

    W Unii Europejskiej znaczące wsparcie przedsiębiorstw ze strony państwa nie jest dozwolone (zgodnie z rozporządzeniem KE maksymalnie może ono wynosić do 300 tys. euro w ciągu trzech lat). Większe środki trzeba w coś „opakować”, a podstawową możliwością są właśnie prace B+R. Drugą: wsparcie dla kultury.

    Pionierskość Programu Wsparcia Gier Wiego, o którym tu piszę, polega właśnie na przyjęciu tego drugiego „opakowania”.

    Dlaczego to BARDZO ważna zmiana – tłumaczyłem niedawno na OKO.Press, posiłkując się zdaniem polskich twórców gier, analityków, związkowców i naukowców. Polecam rzucić okiem: https://oko.press/gry-wideo-klopoty-rzadtuska

    Czemu zaś tych „17 mln na grę Olgi Tokarczuk” może budzić kontrowersje (acz nieco inne, niż się co poniektórym wydaje) – przybliżałem swego czasu w internetowej „Polityce”. Jeśli kto ciekawy – łapcie linka: https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/2275269,1,17-mln-na-gre-olgi-tokarczuk-gdzie-tu-kontrowersje-to-o-wiele-za-malo.read

  5. Wszystko o czym wspominasz, czyli np. kryteria doboru projektów pokazuje i udowadnia, że absolutnie Państwo, czyli podatnik, nie powinno finansować żadnych nowych dzieł kultury. Wszystko sprowadza się do tabelek, które trzeba uzupełniać i wytycznych, które trzeba spełnić, a problem jest taki, że w branży artystycznej/kulturowej nie ma czegoś takiego jak sztywne ramy. Najlepsza sztuka wyprzedza bieżące trendy/myślenie. Są dzieła ponadczasowe, które nie były znane szerszej publiczności, a są wybitne, bo właśnie wyprzedzały swoje czasy. Dlatego sama idea finansowania projektów jest zła. Jest to marnowanie pieniędzy, które można przeznaczyć chociażby na badania medyczne. Tam gdzie jest polityka, nie ma dobrej kultury (nie tylko osobistej 😉 ).

    Brałem udział dla klienta w sprawie dofinansowania w ramach programu POIR dla wsparcia innowacji w przedsiębiorstwach. Dostaliśmy zaproszenie na panel ekspertów, gdzie ludzie, po drugiej stronie nie potrafili zrozumieć podstawowych pojęć technologicznych, nie wspominając o nowoczesnej automatyce budynkowej (to było w granicach 2016r. gdzie w Polsce czegoś takiego w ogóle nie było). I klient nie dostał dofinansowania, bo jak usłyszeliśmy od „eksperta”: to nie może działać…

    Wracając do tematu dofinansowań – obecnie jest wysyp gier, powiedziałbym nawet, że nadmiar, więc inwestowanie (poprzez wydawanie publicznych pieniędzy) w branży, która osiągnęła swój „peak” jest chore. Jeżeli ktoś ma dobry pomysł i biznes plan to naprawdę znajdzie wydawcę. Możliwości finansowania są praktycznie nieograniczone, tylko trzeba przysiąść do tematu…

    Dlatego jedyna forma pomocy publicznej jaką mogę tolerować to organizowanie spotkań na zasadzie meet-upów, gdzie ludzie się poznają i łapią kontakty, bo tak się zawsze robiło biznes – trzeba kogoś poznać.

    Przecież nie chcemy fundować ćpunom rocznego urlopu na pisanie opery, prawda?

Dodaj komentarz