GameWalker. Oceniamy gry pokazane na Gamescomie 2022
Niemieckie targi potrwają do niedzieli, ale największe pokazy już za nami. Intrygujących zwiastunów, gameplayów i zapowiedzi było naprawdę sporo, więc redakcyjne gremium ponownie zebrało się, by wybrać najciekawsze tytuły.
Oto nasze „best of Gamescom 2022”. Koniecznie obejrzyjcie podsumowanie Opening Night Live i Future Game Show lub zajrzyjcie do spisu wszystkich materiałów z targów.
Cursian: Jeszcze do niedawna, kiedy pytano mnie, która z „zapomnianych” gier powinna doczekać się kontynuacji, często wymieniałem Tales from the Borderlands. Choć cierpiała na wszystkie bolączki typowe dla tytułów Telltale, „jedynka” oferowała też zabawną, lekkostrawną opowieść z sympatycznymi bohaterami. Cóż, uważaj, czego sobie życzysz. Zwiastun „dwójki” straszliwie mnie rozczarował. Wiadomo, że na podstawie tak krótkiego materiału nie można wyciągać wiążących wniosków, ale nie było w nim nic, co przyspieszyłoby mi tętno. Nie przekonali mnie nawet bohaterowie, zwłaszcza przesadnie wyluzowany młodzian. Dobra wiadomość? Tempest Rising wygląda naprawdę ciekawie. Staroszkolne strategie to gatunek zagrożony wymarciem, więc miło, że coś zaczyna się wreszcie w tej kwestii dziać.
Bastian: Hm, tak szczerze to… jestem autentycznie zaciekawiony Dead Island 2, które już na starcie ma więcej tożsamości niż Techlandowe Dying Light 2. Jest w tym jakiś pazur i pomysł, a już po samym gameplayu wnioskuję, że pod kątem podstawowych mechanizmów i plastyczności ataków będzie bardzo dobrze. Trzymam kciuki za Deep Silver Dambuster Studios – wierzę, że wiedzą, co robią!
Pewnikiem też zanurzę się w SCP: Secret Files. Prywatnie jestem ogromnym fanem uniwersum SCP, a możliwość spotkania „na żywo” tych niepokojących, ciekawych i przerażających tworów, o których zaczytywałem się przed laty, na pewno przezwycięży odruch chowania się co chwila pod biurkiem… Na pewno, prawda? Premiera już niedługo, bo 13 września!
W kwestii rozczarowań: hm, no patrzenie na rozgrywkę Tainted Grail: The Fall of Avalon nie napawa mnie optymizmem. Jakieś to takie pokraczne, mocno niedzisiejsze, mało responsywne. Już Tainted Grail: Conquest robił o wiele lepsze pierwsze wrażenie. Oby moje obawy nie miały pokrycia w rzeczywistości, no ale cóż: nie jest to coś, czego się spodziewałem.
CormaC: Tegoroczny Gamescom nie sprawił, że serce zabiło mi mocniej, ale oczywiście kilka z zaprezentowanych gier chętnie sprawdzę. Ponieważ przeżywam właśnie bardzo burzliwy romans z rewelacyjnym serialem „The Expanse” (miazga, sprawdźcie!), obadam z pewnością jego gradaptację, choć żałuję, że robi ją Telltale, a nie jakieś studio, które dałoby mi nowoczesnego, „rozmaszystego” kosmicznego erpega na modłę Mass Effecta, może z domieszką space combat sima, z oprawą graficzną pasującą stylem do ciężkiego klimatu pierwowzoru. Cóż, może kiedyś – wolno marzyć. Cieszę się natomiast, że główne skrzypce zagra wściekle charyzmatyczna Drummer, a udźwiękowi ją Cara Gee z serialu.
Co jeszcze? The Callisto Protocol. Ależ pierwszy Dead Space był dobry! Ponieważ uwielbiam „Ricka i Morty’ego”, chętnie obadam też High on Life, czyli strzelankę twórcy tego serialu. Jako jedna z najwyraźniej niewielu osób bardzo miło wspominam Lords of the Fallen, więc mam oko na reboot – ale zerkam raczej z ciekawością niż z konkretnymi nadziejami. Intryguje mnie też Blacktail, polska gra o Babie Jadze – liczę tu na fajny, słowiański klimat. Zaciekawiło mnie także Where Winds Meet, bo lubię mniej oklepane realia, a to gra zanurzona w historii i mitologii Chin. Mam nadzieję, że ogłoszona zostanie wersja na PS5. Ciągnie mnie również do metroidvanii, więc z przyjemnością obejrzałem materiał z polskiego The Last Case of Benedict Fox.
coleslaw: Ode mnie na początek Snaccoon, bo dziełka mniejszych developerów bawią mnie najbardziej. Podoba mi się też dlatego, że to po prostu gra o „rakunie”, a mi wiele do szczęścia nie potrzeba. W momencie, gdy szop na trailerze zrobił wielkie oczy na widok pączka i zwalił się cielskiem na stół, byłem kupiony.
Co poza tym? Goat Simulator 3, bo mordka mi się cieszy na widok tego, w jak głębokie odmęty swojej wyobraźni zabiorą nas twórcy. Gry „z humorkiem” to mój konik, lubię, kiedy developerzy są niepoważni i tworzą równie niepoważne rzeczy. Dying Light w ogóle mnie nie kręci, ale przy gameplayu z Dead Island 2 poczułem mrowienie w okolicach miednicy. Podobne wrażenia zapewnia mi też High on Life, a na twarzy pojawia się u mnie szeroki uśmiech, gdy tylko słyszę broń gadającą głosem Justina Roilanda. Chciałem też wspomnieć o pewnej strzelance z kraju, o którym nie powinno się wspominać, co samo w sobie naprowadzi was na to, o jakiej grze mowa. Trzymajcie się cieplutko.
spikain: Snaccoon! Miesiąc temu narzekałem na Twitterze, że mało jest gier z szopami, i po krótkim riserczu dotarłem do wczesnych materiałów z tego dziełka. Trzymam kciuki, bo wygląda jak to, czego w życiu potrzebuję. Bardzo zaciekawiło mnie też detektywistyczne The Case of the Golden Idol – ładne te brzydkie piksele! Z kolei ANNO: Mutationem wygląda tak stylowo, że trudno będzie nie sprawdzić. A tak poza tym to niezmiennie czekam na Blacktail. No i ten System Shock…
Karol Wilczek: Na gamescomowym pokazie z zapartym tchem słuchałem, jak Josh Sawyer opowiada o rodzajach czcionek użytych w Pentimencie. Jeśli zaczynasz się jarać fontami z gry, to musi być w niej coś wyjątkowego (chyba że po prostu ze mną jest coś wyjątkowo nie tak). Pamiętam, jak chłonąłem klimat średniowiecza w znakomitej powieści Kena Folletta „Filary Ziemi”, i mam wrażenie, że podobnej jakości doświadczenie zapewni mi gra studia Obsidian Entertainment.
Z przyjemnością przyglądałem się, jak najlepszy specjalista od marketingu – Stan S. Stanman – zachęca do zakupu przedpremierowej wersji Return to Monkey Island zawierającej w bonusie zbroję dla konia. Ale mnie przekonywać nie musi – kupuję nowy styl graficzny i, kierowany nie tylko sentymentem, na pewno wrócę na Małpią Wyspę.
Naprawdę klimatycznie wygląda polska platformówka The Last Case of Benedict Fox łącząca stylowo Burtona z Lovecraftem. Zaintrygowało mnie też Under the Waves, obiecując eksplorację morskich głębin i emocjonalną przygodę.
DaeL: Dla mnie najważniejszą grą Gamescomu był oczywiście remake System Shocka, protoplasty immersive simów z 1994 roku. Szkoda tylko, że od sześciu lat ciągle oglądam kolejne trailery tej gry i pogrywam w kolejne demka prezentujące jej pierwszy poziom… a premiery jak nie było, tak nie ma. No, ale tym razem Nightdive obiecuje, że terminu przekładać nie będzie i zagramy sobie jeszcze w 2022 roku. Trzymam za słowo.
Oczywiście czekam na Layers of Fears – zresztą tak jak na każdą horrorowatą grę od Blooberów. Spodobał mi się również pomysł stojący za innym polskim tytułem – Floodland. Obawiam się tylko, że ten postapokaliptyczny city builder może być zbyt podobny do Surviving the Aftermath. No i ostrzę sobie zęby na detektywistyczną grę The Case of the Golden Idol łotewskiego studia Color Gray Games. Wygląda bardzo oryginalnie i interesująco.
b-side: Zacznę od pochwały dla Dead Island 2. Fanem samej gry niespecjalnie byłem, a biedna marka przez ostatnie lata stała się obiektem szyderstw. Tym bardziej doceniam, że na Gamescomie zrobiono fajne show, pokazano kapitalny trailer i kilka chwil później soczysty gameplay. Jeszcze bardziej ucieszyły mnie konkrety dotyczące New Tales of the Borderlands (i bliska data premiery), nowa gra wydawana przez Quantic Dream, w której – dla odmiany od ich przegadanych Cage'a – wszyscy się zamkną, a my nasycimy się błogą ciszą, Atlas Fallen, kolejna produkcja Deck13, twórców znakomitego The Surge 1 i 2 (oraz Lords of the Fallen), czy zapowiadające się na pewny hit Lies of P.
Ale najbardziej zafascynowany jestem Where Winds Meet. Zafascynowany i zmartwiony zarazem. Open world w chińskim świecie brzmi i wygląda na trailerze „zbyt dobrze” – i obawiam się, że dołączy do kolekcji wszystkich chińskich gier, które pięknie prezentowały się tylko na wideo. Do tego o studiu Everstone internet głucho milczy, a znajdująca się wyraźnie w zaawansowanej fazie produkcji gra nie ma ani swojej strony, ani social mediów, daty premiery brak, a jedyną potwierdzoną platformą jest PC. Dużo znaków zapytania, więc ewentualną ekscytację odłożę na później.
Witold: Dawno nie czułem się tak rozczarowany żadnymi targami, jak w przypadku tegorocznego Gamescomu – a przyznacie, że branża w ostatnich latach nie zawyżała standardów. Oczywiście ciekawych gier niezależnych w Kolonii pojawiło się od groma… ale to nie dla nich oglądamy takie Opening Night Live. A impreza Geoffa Keighleya była tym razem wyjątkowo nieinteresująca. Pewnie, miło było nareszcie ujrzeć Dead Island 2 (to żyje!), nie dowiedzieć się niczego konkretnego o The Lords of the Fallen czy usłyszeć zapowiedź New Tales from the Borderlands. Osobiście jednak na żadną z tych gier nie czekałem i nie czekam, a doniesienia na ich temat śledzę jedynie z zawodowej powinności.
Nie znaczy to, że serce nie zabiło mi ani razu szybciej. Na widok Dune: Awakening aż – metaforycznie, bo metaforycznie – podskoczyłem, nawet jeśli o pracach nad grą wiedzieliśmy od trzech lat. Były też inne jaśniejsze punkty (Where Winds Meet), ale ginęły w zalewie źle przygotowanych prezentacji (trzy minuty nieciekawej walki na małej arenie, serio, High on Life?), niepokojących rozczarowań (jak to możliwe, że im bliżej premiery, tym gorzej prezentuje się The Callisto Protocol? Czy The Expanse może wyglądać bardziej niedzisiejszo?) oraz tytułów, które po prostu nie pasowały do pokazu (Homeworld 3, jak nie trzymałbym za ciebie kciuków, przedstawienie kolejnych jednostek w erteesie nie porwie nikogo oprócz fanów). No i kurde, czy naprawdę zakończenie imprezy gadającym Hideo Kojimą jest aż tak ekscytujące, że zrobiono to już drugi raz w ciągu ostatnich miesięcy?
rajmund: Jeśli mam być szczery, to żaden z pokazanych zwiastunów nie sprawił, że przeszły mi ciarki po plecach. Nie brakowało oczywiście niespodzianek: największą z nich stanowił reboot Lords of the Fallen dodający do tytułu jeszcze jedno „the”. „Jedynka” miała potencjał i od początku byłem ciekaw, jak wykorzysta go zapowiadana od lat kontynuacja. Nie spodziewałem się też gradaptacji kultowych „Morderczych klownów z kosmosu”. Przeważały jednak rozczarowania: New Tales from the Borderlands, na które ostrzyłem sobie zęby, w żaden sposób nie zapowiada podobnego poziomu, jaki prezentowała świetna część pierwsza. Te faktycznie wyczekiwane przeze mnie tytuły, jak Return to Monkey Island, remake System Shocka czy Homeworld 3, otrzymały tak nudne prezentacje, jak to tylko możliwe (chociaż doceniam żart ze zbroją dla konia). Tylko Lies of P autentycznie przykuło moją uwagę na dłużej.