Dragon Age: The Veilguard powstawał w istnych mękach. Ile zależy od sukcesu gry?
BioWare to firma, pod szyldem której powstało wiele tytułów kształtujących co najmniej dwie generacje graczy – pierwszy Baldur’s Gate, późniejsze Neverwinter Nights czy wydana w 2007 roku space opera, czyli Mass Effect (obecnie dostępny w zestawie Legendary Edition). BioWare chwalony był wówczas za zgrabne połączenie erpegowych mechanik z umiejętnie wykreowaną, dopracowaną warstwą narracyjną (zwrot akcji w Star Wars: Knights of the Old Republic to wybitne wykorzystanie mocy, której nie przebiła później żadna gwiezdnowojenna produkcja).
Od giganta do snajperskiego celu
W 2009 roku ukazało się Dragon Age: Origins (opisywane wówczas w naszym serwisie jako murowany kandydat do gry roku), które miało być spełnieniem marzeń części bioware’owej świty pragnącej wyprodukować trzecią odsłonę Baldur’s Gate’a. Twórcy postanowili zrobić ją po swojemu i stworzyć świat high fantasy całkowicie od nowa. Pierwsza część serii, dziejąca się w Ferelden, została bardzo ciepło przyjęta przez graczy oraz krytyków.
Wybitna fabularna gra RPG z fantastycznym scenariuszem, głębią i wymagającą, taktyczną walką. To najlepszy erpeg BioWare’u od czasów Baldur’s Gate’a II. (recenzja PC Gamera z 2009 roku)
Później otrzymaliśmy Dragon Age’a 2 (ponad 2 miliony sprzedanych egzemplarzy do maja 2011 roku) oraz Dragon Age’a: Inkwizycję (ponad 12 milionów kopii znalazło swoich nabywców). Trzecia odsłona do dzisiaj jest najlepiej sprzedającą się grą BioWare’u.
Osobiście nie jestem fanem Dragon Age’a w ogóle, natomiast w poczynania BioWare’u byłem zapatrzony od lat, a Mass Effect to chyba moja ulubiona seria gier, choć jest mocno średnia pod względem gameplayowym. Od Andromedy odbiłem się jak piłeczka pingpongowa od paletki, a jej problemy związane ze zmianą reżysera, zmianą skali produkcji i niedostateczną liczbą animatorów przesądziły o ostatecznej porażce tytułu.
O Anthemie może lepiej nie wspominać, chociaż zachęcam was do przeczytania tekstu rajmunda o tym, jak „BioWare w 12 miesięcy zrobiło grę, którą powinno robić 6 lat”. Tym, na czym jednak chciałbym się skupić, to jak duże ryzyko wiąże się z premierą Dragon Age: The Veilguard i co może ona oznaczać dla przyszłości BioWare’u? Czy słynne studio znalazło się na celowniku snajpera, który w swoim magazynku dzierży ostre wypowiedzenie?
Problemy z produkcją The Veilguard
Jeszcze przed wypuszczeniem gry John Epler, dyrektor kreatywny BioWare’u, wypowiadał się na temat lekcji wyciągniętych z premiery Anthema. Mówił wówczas, że developerzy skupili się na tytule opartym na czymś, w czym nie są najlepsi. Zespół miał wówczas zrozumieć, że nie ma sensu brać się za coś, w czym nie ma żadnego doświadczenia, a wiele osób dołączyło do BioWare’u głównie po to, by tworzyć singlowe erpegi, i na tym powinni się skupić.
Zabrzmiało to na tyle optymistycznie, że coraz chętniej spoglądałem w kierunku The Veilguard, mimo niezbyt zachęcających pierwszych zapowiedzi. Światło na proces produkcyjny rzucił Jason Schreier w swoim raporcie dla agencji Bloomberg. Możemy tam przeczytać, że Electronic Arts chciało mieć własną grę-usługę i na to nakierowany był początkowy etap produkcji czwartej części Dragon Age’a. Wówczas szefem BioWare’u był Casey Hudson, który ustąpił ze stanowiska w 2020 roku na rzecz Gary’ego McKaya.
W podjęciu decyzji, czym tak naprawdę ma być The Veilguard (wówczas jeszcze pod tytułem Dreadwolf), pomógł… Star Wars Jedi: Fallen Order. EA dostrzegło, że gra dla pojedynczego gracza sprzedała się w ponad 10 milionach egzemplarzy i nic nie stało już na przeszkodzie, aby BioWare powrócił do tego, w czym sprawdzał się najlepiej – erpegu dla pojedynczego gracza skupiającym się na relacjach między protagonistą a jego towarzyszami.
W końcu dochodzimy do fragmentu, który interesuje nas najbardziej – jak druzgocące skutki może przynieść trzecia porażka BioWare’u z rzędu? Według Schreiera McKay nie jest w stanie dokładnie stwierdzić, co sprawi, że szefostwo określi The Veilguard jako sukces. Wiadomo, że stawka była na tyle wysoka, iż drugi zespół, pracujący nad piątym Mass Effectem, pomagał w końcowym okresie developmentu.
Chcemy, aby BioWare był znowu w czołówce, gdy będzie rozmawiać się o najlepszych growych studiach.
Na początku swojego raportu Jason Schreier wspomina m.in. o burzliwym procesie produkcji spowodowanym pandemią. Nie wiem, czy przyjmuję taką wymówkę, bo biorąc pod uwagę, że Remedy było w stanie w jeszcze gorszych warunkach dostarczyć swoich fanom to, czego oczekiwali (i to z nawiązką!) przy okazji Alana Wake’a 2, to zwalanie winy na koronawirusa brzmi jak ckliwe usprawiedliwienie. Jeżeli nawet przyjmiemy taką linię obrony, to skoro Dragon Age: The Veilguard powstawał w złych warunkach i coś może być z nim nie tak, to czy powinien kosztować od 270 (podstawowa wersja gry) do 360 złotych (edycja Deluxe)?
Biorąc pod uwagę tegoroczną falę wielkich zwolnień w branży, BioWare naprawdę ma się czym martwić. Ba, mniejsze studia, które potknęły się ostatnio tylko jeden raz (m.in. Arkane Austin, twórcy Preya czy Dishonored, po nieudanym Redfallu) zostały zamknięte. Oczywiście twórcy Dragon Age’a to zupełnie inna skala, ale nawet BioWare nie uniknął zwolnień, cięcia kosztów i pożegnania weteranów studia w sierpniu zeszłego roku. Wówczas swoje stanowisko prócz wspomnianego Caseya Hudsona opuścił Mark Darrah, pełniący funkcję producenta wykonawczego całej serii Dragon Age.
Czym jest sukces gry?
Porównanie giganta, jakim bez wątpienia jest BioWare mający nad sobą Electronic Arts, z Remedy nie jest przypadkowe. Na przykładzie fińskiego studia zacząłem zastanawiać się, co świadczy o sukcesie gry. Przecież Alan Wake 2 do tej pory nic nie zarobił, a jedynie wyszedł na zero przy budżecie wynoszącym ok. 76 milionów dolarów. Czy można jednak powiedzieć, że produkcja Remedy nie odniosła sukcesu? Fani byli zadowoleni, gra zdobyła 3 nagrody na The Game Awards (i została okradziona z czwartej w kategorii najlepszej piosenki), a po internecie viralowo hulały przebitki z musicalowego poziomu, zachęcające sporą liczbę graczy do sięgnięcia po ten tytuł.
No dobra, czyli jeżeli Dragon Age: The Veilguard się zwróci, to będzie można mówić o sukcesie gry? Nie do końca. Niepokoi brak spójnego planu na rozwój BioWare’u, a jeżeli po (ewentualnie) trzeciej porażce będą wyciągane pojedyncze wnioski, to dopracowanie gry, która w końcu zadowoli użytkowników, może potrwać jeszcze kilka raportów kwartalnych. Czy EA będzie miało na to czas i kasę? Nie sądzę. Różnica między Remedy a BioWare’em jest taka, że to skandynawskie studio ma pomysł na siebie i nie opiera swojej przyszłości na modelu hit-or-miss. W przyszłym roku do produkcji trafi Control 2, trwają prace nad FBC: Firebreak, kooperacyjną strzelanką osadzoną w uniwersum Control i Alana Wake’a, która będzie zawierać mikrotransakcje i najprawdopodobniej będzie stanowić o części dochodów studia, nie wspominając o remake’u pierwszych dwóch części Maksa Payne’a i nawiązaniu współpracy z Tencentem polegającej obecnie na pożyczce w wysokości 15 milionów euro i posiadaniu przez chińskiego giganta 14,8% udziałów.
Jakie plany na przyszłość ma BioWare? Robi kolejnego Mass Effecta i nie planują wydania ewentualnego DLC do Dragon Age: The Veilguard. Wiem, że brzmi to brutalnie i mało romantycznie, ale obecnie gry to korporacyjny biznes i o ewentualnych następnych produkcjach naszych ulubionych studiów świadczą excelowe rezultaty. Nie oznacza to jednak, że finansowy sukces to jedyny, który powinien je obchodzić. W końcu odbiór fanów (pozytywny czy negatywny) oraz antykonsumekcie praktyki prędzej czy później odbiją się czkawką również na wynikach pieniężnych. Jaki jest tego rezultat w przypadku Ubisoftu? Pierwsze wyniki Star Wars Outlaws nie były zadowalające i gra sprzedała się w milionie egzemplarzy. Doprowadziło to m.in. do tego, że dobrze przyjęty Prince of Persia: The Lost Crown nie otrzyma sequela, a jego zespół rozwiązano, przenosząc developerów do pracy nad remakiem Raymana.
Podsumujmy – sukces komercyjny danego tytułu świadczy o ewentualnym zielonym świetle na kolejne projekty od potencjalnego wydawcy. Czy to koniec? Nie, bo zadowolenie graczy powinno stać na równi lub nawet wyżej w tej skali. Polecający produkt fani mogą przyczynić się do jeszcze większej sprzedaży kontynuacji i zapewnić stabilność nie tylko samej firmie, ale również jej pracownikom. Na ten moment wyniki Dragon Age: The Veilguard nie wyglądają źle, ale nie są też w pełni zadowalające. Trudno jest tutaj również porównać najnowszą produkcję BioWare’u do poprzednich, które wychodziły najpierw w osobnym launcherze. Pozostało nam patrzeć na oficjalne konta w mediach społecznościowych BioWare’u czy Electronic Arts, które zapewne podzielą się pozytywnym rezultatem, tak jak robi to większość dużych (FromSoftware) czy mniejszych (twórca Balatro) firm, a także na kwartalne raporty. O jakości gry na ten moment świadczą pierwsze recenzje growych redakcji (w tym nasza autorstwa Ottona) oraz opinie samych graczy, którzy, mówiąc bardzo dyplomatycznie, nie są do końca zadowoleni. Sam w swoich kręgach mam zagorzałych fanów Dragon Age’a, którzy najnowszą odsłonę oceniają na co najwyżej „średniaka”.
Czas pokaże, czy możemy mówić o wielkim powrocie BioWare’u, czy oczekiwaniu na kolejne hit-or-miss. Już za niedługo odbędzie się N7 Day, na którym bardzo miło byłoby zobaczyć nowe informacje na temat piątej odsłony Mass Effecta.
Tekst powstał przede wszystkim w celach dyskusyjnych, więc… co myślicie? Co najlepiej świadczy o sukcesie gry?
Czytaj dalej
23 odpowiedzi do “Dragon Age: The Veilguard powstawał w istnych mękach. Ile zależy od sukcesu gry?”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Hajs jest ważny, ale ważniejsze jest przywiązanie ludzi do marki, a jeszcze lepiej – do studia. Kwestia hajsu jest oczywista, ale to właśnie dzięki fanom w ogóle rozmawiamy o DA:V. Bo pomijając zupełnie jakość gry, ile powstało niusów o tej grze, tylko dlatego, że jest to DRAGON AGE od BIOWARE? Czy EA w ogóle by zainwestowało w tę grę, gdyby nie to, że po dekadzie czasu ludzie nadal są żywo zainteresowani?
Weźmy takiego Gothica 2, czy gran na premierę była sukcesem? Umiarkowanym. Ale z drugiej strony, ile gier może się poszczycić modami tworzonymi ponad 20 lat później? I to tak monstrualnymi jak Kroniki? Pod względem długowieczności G2 jest ekstremalnym sukcesem.
No właśnie ja nie wiem, czy ten hajs się 1. w ogóle zwróci 2. jest go faktycznie tak dużo, jak na tytuł AAA, który w pierwszym tygodniu na steamie miał max 90 tys. graczy naraz, które spadło do 24 tys. następnego dnia, raczej nie wróży to wielkich kokosów, nawet, jeżeli weźmiemy pod uwagę wersje konsolowe – gra nie będzie dalej rozwijana, nie będzie miała DLC czy dodatkowej zawartości, ani nie ma multi – po miesiącu, dwóch, ta liczba spadnie do 10 tys. i będzie spadać dalej, może na święta coś podskoczy, jak dadzą jakąś obniżkę, ale to nadal jest marny wynik, jak na tak duży tytuł, który powstawał przez 8 lat i pochłonął niemałą ilość pieniędzy
„Dragon Age: Veilguard to krytyczny projekt dla Bioware’u”. Czyli mając krytyczny projket dla przyszłości swojej firmy tworzą grę w taki sposób, choć doskonale zdają sobie sprawę z tego, że porózni ona środowisko graczy i pewna grupa graczy celowo zbojkotuje ich tytuł, gra dostanie negative bombing review, stado grifterów będzie nakręcać „spiralę hejtu”, a to wszystko odbije się najprawdopodobniej negatywnie na wynikach sprzedażowych. Nie wiem czy chwalić za odwagę do trwania przy swoich ideałach, czy ganić za brak instynktu samozachowawczego.
Z takim podejściem nic nigdy nie powinno zostać stworzone, bo się ktoś wkurzy. Żadne środowisko nie zostało poróżnione, bo coś takiego jak środowisko graczy nie istnieje. Istnieją za to idioci po wszystkich stronach. Zresztą właśnie z powodu tej tępoty w komentarzach coraz rzadziej zaglądam na wiele stron.
Alternatywą jest pójście drogą nowej trylogii Star Wars, czyli robienia rzeczy tylko tak, żeby zadowolić „fanów”, którzy chcą tego samego w kółko – krótszej drogi do stagnacji twórczej chyba nie ma, więc osobiście wolę ryzykowne eksperymenty, bo nawet jeśli całość nie zagra, to jakieś dobre elementy wpłyną na dalsze projekty.
Star Warsy to jeszcze inna para kaloszy, tu ewidentnie brakowało kogoś kto te wszystkie powtarzane schematy pociągnie w jakimś interesującym kierunku i by się to trzymało kupy. A mieli tony rozszerzonego lore, które nazbierało się przez kilkadziesiąt lat które mogli wykorzystać, ale widać odrzucili, bo to np z jakiejś książki, a wg nich książek nikt nie czyta, więc masy nie złapią się na nostalgię
Ja myślę, że BW bardzo chciało powtórzyć sukces BG3, ale chyba nie zrozumiało, że leżał on w ogólnej jakości gry, a nie w przemycanych w grze treściach. W efekcie mamy średnią grę i gównoburzę dookoła, a tak mielibyśmy tylko średnią grę.
I osobiście uważam, że BW nigdy nie potrafiło ani pisać dobrych historii, ani tworzyć wybitnych gier. Nie zapraszam do dyskusji. 🙂
Naczelne trolle forumowe już odtrąbiły sukces nowego Dragon Age’a, więc można się rozejść 😉
Co do samego wpływu gry na dalsze losy BioWare, to wszystko zależy od prawdziwego budżetu gry i faktycznej sprzedaży, a w razie słabych wyników od tego, co i kto zostanie za to obwiniony. Mam nadzieję, że wyciągnięty wniosek będzie brzmiał:
„Niech za projekt odpowiadają twórcy, a nie księgowi patrzący na to, co według nich zarobi najwięcej pieniędzy” – to zaoszczędzi najpierw nacisku na robienie gry opartej na mikro-transakcjach, żeby potem się z tego wycofać.
Mass Effect jest raczej niezagrożony – inaczej EA pozostanie bez własnej dużej marki RPG. Nawet jeśli coraz mniej w nich elementu role-playing.
Patrząc po ocenach graczy, to przynajmniej aspekt techniczny trzyma poziom, nie było też nagłych opóźnień tuż przed premierą, więc przynajmniej BW są w stanie dowieźć na czas kompletny produkt. Patrząc na cyrk z AC:S i wcześniej BF 2042, to nie jest to coś oczywistego w tych czasach, a wynika z kultury organizacyjnej, którą można utrzymać tylko przy małej rotacji pracowników.
Raczej wątpię, żeby budżet DA przekroczył 100 mln USD, nawet pomimo długiego czasu produkcji BioWare nie jest jakimś olbrzymim studiem. Ale patrząc po niskiej liczbie graczy na Steam i fakcie, że gra już spadła ze szczytu bestsellerów (na Steamie wyprzedziła ją przedsprzedaż symulatora farmy i BG3), to ze zwrotem może być problem. Na Epicu też jest poniżej Fify i GTAV, a w sklepie EA jest dostępna w abonamencie, więc jak koś chce ją przejść szybciej niż 3 miesiące, to opłaca się go wykupić.
„Naczelne trolle forumowe już odtrąbiły sukces nowego Dragon Age’a, więc można się rozejść ;)”
Ciekawe, że nie zwyzywali cda od grifterów zakłamujących rzeczywistość x]
No, jakościowo jak najbardziej, gra jest bardzo dobra i podoba się większości graczom, to obiektywny sukces i zaprzeczanie rzeczywistości przez paru ludzi tutaj nic nie zmieni :c
..Ciekawe, że nie zwyzywali cda od grifterów zakłamujących rzeczywistość..
Pewnie dlatego bo autor nigdzie nie stwierdził, że gra jest porażką lub, że miała słabe otwarcie, bo obydwa twierdzenia, póki co, są kłamstwem.
Gra jest bardzo słaba i nie podoba się większości graczom.
@Nonbinaryhelicopter Większość sugeruje, że więcej niż połowa dałaby negatywną ocenę. Mam wrażenie, że w takim przypadku gra nie miałaby większości pozytywnych recenzji na Steamie, gdzie by jakąś produkcję ocenić, trzeba w nią rzeczywiście zagrać.
@Nonbinaryhelicopter
Kłamiesz i nawet się nie starasz trollu xd.
@sttark
Łatwo jest twierdzić, że gra jest dobra, wystarczy mieć wystarczająco niskie oczekiwania. Tak jak twierdziłeś, że SW Outlaws nie sprzedawało się źle, tak 73% pozytywnych ocen DA może być bardzo dobrym wynikiem (z czego ponad połowa nie przegrała więcej niż 10 godzin). Co ciekawe jest to wynik niemal identyczny jak Inkwizycja (73,5 do 73,66). Mnie Inkwizycja nie zachwyciła, Veilguard pewnie odpuszczę nawet gdyby była za darmo.
@Avaler Pozytywnie oceniło 3/4 ludzi, którzy zdecydowali się ją kupić. Część, która planowała, oceniła ją wystarczająco po zapowiedziach i recenzjach, żeby z zakupu zrezygnować. Obecnie ma podobną ilość graczy i sprzedaż (na Steam) co ponad roczny BG3.
To jest akurat pomysł społeczności internetowej. Doskonale wiedzieli, że negatywne recenzje są usuwane ze Steam, zdecydowali, że bedą zaznaczać „pozytywna” i pisać po prostu prawdę 🙂 Wystarczy się wczytać w te recenzje
Nie jesteś dla mnie partnerem do dyskusji 😀 To tak jakby gadać z TVP za czasów PiS
,,Łatwo jest twierdzić, że gra jest dobra, wystarczy mieć wystarczająco niskie oczekiwania,,
To nieprawda. Nie mam niskich oczekiwań a gra mi się bardzo podoba. Nie masz też żadnych dowodów na to by osoby oceniające grę pozytywnie miały niskie oczekiwania więc to są tylko twoje urojenia :p
..Mnie Inkwizycja nie zachwyciła, Veilguard pewnie odpuszczę nawet gdyby była za darmo..
#nikogo :p
@Nonbinaryhelicopter
..Doskonale wiedzieli, że negatywne recenzje są usuwane ze Steam, zdecydowali, że bedą zaznaczać „pozytywna” i pisać po prostu prawdę..
O, kolejny fake news bez podstaw do zaistnienia xd. W sumie dzban będzie dzbanić, wiadomo.
Wiadomo, moja opinia #nikogo, za to twoja to prawda objawiona. XD
Ty tak napisałeś, więc.. może to prawda? O.o
Dragon Age to średniawa gra. Nie tragiczna, ale w tym roku grałem w Patfindera:WotR, W40k:RougeTrader i BG3. Po czym „królowie RPG” rzucają mi w twarz coś takiego. Bezkrwawa walka, nudne dialogi, minimalne możliwości RPG. Poczułem coś na kształt zainteresowania wykonując misje poboczne w mieście Veny (fatalny voice acting Veny) i tego gościa z demonem. Oczywiście misje polegały na bieganiu od punktu do punktu okazjonalnie zabijając kilku wrogów, ale kiedy wyszło że ścigam jakiegoś demona robiącego burdel w mieście, przez chwile zacząłem uważać co się w grze dzieje. W sumie to nowy DragonAge przypomina mi GreedFall z większym budżetem i mniejszą dawką RPG. A jakkolwiek ta gra miała momenty, to polegała właśnie na chodzeniu od punktu do punktu żeby coś zabić albo coś przynieść. Widziałem jakiś komentarz że jeśli przy szafie w pokoju wybrałem opcję że czuje się w swoim ciele dobrze to zostałem transem. Chyba się mylił, bo to wymaga wybrania specjalnej opcji dialogowej, ale trochę mnie martwi że w pewnym momencie gry faktycznie się ujawnię. Nie bez powodu pierwszy tag na steam jest taki a nie inny. Ale to poboczny problem. Rouge nie ma ikry, staram się wybierać „zabawne” opcje dialogowe, ale jakoś to nie wychodzi. Greedfalla nie skończyłem i kusi mnie żeby tą grę też sobie darować, i wrócić do factorio.
Czyzby Queciu i Starki (i reszta kolegow tak imponujacych intelektem, ze zapomnialem ksyw) w koncu poszli grac w „najlepsza gre BW”?
Spodziewalem sie znowu wysrywu komentarzy od nich, i gadaniu jak to koles piszacy newsa sie myli, a tu nic O_o
Edit: Chyba ich niechcący przywołałem, ups.
A tak hipotetycznie to gdzie miałby się mylić autor tego newsa?
Co odsłona serii to inny koncept. Największy problem Dragon Age.